przynosił pociechy.

tego nosi okulary ze szkłami jak denka od butelek. Kiepski z niego świadek. Sąsiedzi Lucille niczego nie widzieli ani nie słyszeli, ale ślady na ganku jej mieszkanki mogą sugerować porwanie. Jedno wiedzieli na pewno – tej nocy dziewczyny wysyłały sobie SMSy. Mniej więcej wtedy, gdy Phillip Ames twierdził, że widział mężczyznę idącego za Lucille, napisała wiadomość do siostry. Oba telefony były na miejscu zbrodni łącznie z wiadomościami, których treść pokrywała się z tym, co uzyskali od operatora sieci. Bydlak, który porwał Elaine, wysłał jej zdjęcie, zakneblowanej, przerażonej, do Lucille, na krótko przed tym, jak i ją zaatakował. Dwanaście lat temu, podczas dochodzenia w sprawie sióstr Caldwell, nie znaleźli komórek. Ofiary ich nie miały. To jedno z nielicznych odstępstw od tego, co się działo teraz, choć tę akurat różnicę można złożyć na karb zmian w technologii, dostępności i modzie. Była to jednak tak naprawdę jedyna poważna różnica między obydwiema zbrodniami – chociaż warto też zauważyć, że siostry Caldwell znaleziono w starym magazynie, a siostry Springer – w schowku. Hayes przeglądał sprawozdania, bawił się ołówkiem i nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje dokoła. Wyczuł raczej, niż zobaczył, że przy jego biurku staje Dawn Rankin. Miała torebkę na ramieniu, sweter w garści, jakby zmierzała do wyjścia. – Zgadnij, kto do mnie dzwonił? – zapytała bardzo poważnie. – Poddaję się. http://www.abc-budownictwa.info.pl/media/ Valdezie, jego siostrze, srebrnym chevrolecie, kobiecie, która nim jeździła. Powoli sączył drinka i zerkając w lustro nad barem, dyskretnie obserwował salę. Otaczał go beztroski gwar. Kończył już drinka, gdy wychwycił imię Fernando w strzępach rozmów dobiegających z kuchni. Coś o tym, że nie zadzwonił, kelnerka narzekała, że musiała za niego zostać na wieczornej zmianie. Owszem, cieszy się, że więcej zarobi, ale była wściekła, że właśnie on zmusza ją do dodatkowej pracy, i to przy dziecku, i w ogóle. Musiała dzwonić do matki i prosić, żeby zajęła się dzieckiem. Czy coś takiego. Montoya słyszał zaledwie urywki rozmowy, tylko dzięki temu, że kelnerka miała bardzo wysoki głos. Montoya słuchał uważnie, nie okazując zainteresowania. Gdy drzwi do kuchni otworzyły się, mignęła mu krągła buzia dziewczyny o zaciśniętych ustach. W czarnych włosach, zebranych w kok na karku, widniały platynowe pasma. Była wściekła i wydawało się, że powodem jej gniewu jest właśnie Fernando. – Oj – mruknął do barmanki, gdy drzwi zamknęły się ponownie, a z kuchni nadal

Jakby nie otarł się o śmierć. Jakby nie musiał brać pod uwagę wcześniejszej emerytury. Kolejny krok, pewniejszy, swobodniejszy. I wtedy to poczuł. Lodowatą pewność, że ktoś go obserwuje. Ze ściśniętym sercem zerknął za siebie. Suche liście zaszeleściły, choć nie powiał nawet Sprawdź – Boże, jak się cieszę, że cię słyszę! Martwiłem się już. Coś ścisnęło ją za serce. – Wiem. – Miała łzy pod powiekami, dławiło ją wzruszenie. – Lot był opóźniony, musieli coś naprawiać, ale w końcu tu dotarłam. – Dobrze. Prawie go nie słyszała, hałas lotniska zagłuszał rozmowę: komunikaty, zgrzyt wózków bagażowych, szmer podekscytowanych głosów, gdy tłumy ludzi przelewały się przez terminal. – Dlaczego spotkamy się na posterunku? Myślałam, że będziesz na lotnisku. – Też tak myślałem, ale musiałem złożyć zeznania. Dokończyć niedokończone sprawy. – O Boże, znowu ktoś zginął – jęknęła. Wiedziała, że to prawda. Zatrzymała się w pół kroku. Mało brakowało, a kobieta z wózkiem wpadłaby na nią. – Przepraszam – mruknęła, odsunęła się, zniknęła za rogiem, za sklepem z koszulkami. – Mam rację? – O1ivia czuła każde uderzenie serca. – Zginął ktoś jeszcze?