– No... ja.

kosztowało je to mnóstwo pracy. Fuj. Krytycznie przyjrzała się swojej figurze i musiała się uśmiechnąć. W kółko słyszała komplementy: że jest piękna, świetnie wygląda i na razie nikt nie dodawał Jak na swój wiek”, co znacznie obniża wartość komplementu. Narzuciła szlafroczek, choć właściwie nie musiała. Pokojówka juz dawno wyszła, ogrodnik przyjdzie dopiero za kilka dni, Leland wyjechał – znowu kokietował ważnego klienta w Palm Springs. Zbiegła z marmurowych schodów, przemknęła przez salonik i patio. Dirk szczekał jak szalony, a psy sąsiadów odpowiadały mu piskliwym skowytem. – Dosyć tego! – mruknęła. Zaprowadziła psa do domu, wepchnęła go do schowka i zamknęła drzwi. Chciała pobyć sama, bez psa, którego jazgot przyprawiał ją o ból głowy. Ostatnio spędza więcej czasu z psem męża niż z nim samym. Zerknęła na lodówkę i pomyślała o musie czekoladowym, który czekał na półce. To był jej stary rytuał. Co tydzień kupowała inny wymyślny smakołyk i wstawiała do lodówki, na trzecią półkę. Pozwalała sobie na jeden kęs czystej rozkoszy, resztę zostawiała, aż zwiędnie, opadnie. Bezy cytrynowe, krem koksowy, creme brulee, toffi, ekierki. Wszystkie królowały na szklanej półce na wysokości wzroku, by w sobotę wylądować w śmietniku. Rytuał samokontroli i dyscypliny. Dzisiaj nawet nie zajrzała do lodówki. Wróciła na patio, nad basen. Zapadał zmierzch, w http://www.abc-medycyny.edu.pl kawiarni, w której wiedział, że jest wifi. Zamówił kawę, której wcale nie potrzebował, usiadł na wytartej kanapie i włączył komputer. Przy akompaniamencie jazzu, syku ekspresu ciśnieniowego i warkotu młynków do kawy wszedł do sieci. Szukał szpitala świętego Augustyna w Los Angeles i okolicach. Po raz pierwszy od przyjazdu do Kalifornii nabrał nadziei, że uda mu się złapać prześladowcę. Znalazł parafię w zachodniej części miasta, niedaleko ulicy Figueroa, szkołę w Culver City i wiele innych instytucji, ale ani szpitala, ani kliniki. Fakt, że szkoła jest w Culver City, a parafia na Figueroa nie dawał mu spokoju. W Culver City mieszkał z Jennifer, a na Figueroa, jeśli wierzyć Shanie McIntyre, spotykała się z Jamesem, w moteliku niedaleko kampusu. I właśnie na tej ulicy widział ją na przystanku. Czy to możliwe? Czy naprawdę ją widział? W zadumie pstrykał długopisem.

W tym momencie Hayes zauważył Bentza, który zmierzał prosto do jego biurka. – Zdaje się, że sam go o to zapytasz. – Uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia. – Jedziesz. – Owszem. – Bledsoe odsunął się, żeby Bentz miał dostęp do biurka. – Cześć, Bentz – powitał go. Bentz nie zwracał na niego uwagi, zmierzył go pogardliwym spojrzeniem. Wymachiwał Sprawdź Bledsoe skrzywił się, wyraźnie rozczarowany, że nikt nie bawi się w jego ulubioną zabawę – wszystkie nieszczęścia tego świata to wina Ricka Bentza. – Nie przejmuj się. – Martinez wzięła pusty dzbanek i nalała do niego wody. – Zawsze ma zły humor. – A ty zawsze jesteś wredna. Martinez zdusiła uśmiech, zadowolona, że go zdenerwowała. – Nie chciałabym sprawić zawodu – zawołała. – Zabieram się stąd, mam mnóstwo roboty. – Starszy detektyw wstał i wyszedł. – Szczęśliwej drogi – szepnęła Sweet, posłała znaczące spojrzenie Martinez, która odpowiedziała jeszcze szerszym uśmiechem. Hayes masował sobie kark. Było już późno. Wszyscy w wydziale zabójstw pracowali po godzinach. Nerwy detektywów były napięte jak postronki, byli na skraju wybuchu. Bo prawda jest taka, że