– Chwileczkę. – Nadal usiłował ogarnąć umysłem to, co usłyszał. – Zamordowana?

sobie z trudami ojcostwa. Gdyby go teraz zobaczyła, gdyby widziała, jak kusztyka po molo i widzi duchy w wodzie... – Musimy pogadać. – Hayes mówił krótko, oficjalnie. Najwyraźniej jeszcze mu nie przeszło. – Kiedy? – Bentz zmrużył oczy i patrzył pod molo. Wędkarz akurat zarzucał wędkę tam, gdzie według jego obliczeń Jennifer uderzyła w taflę wody. O ile wiedział, Straż Przybrzeżna nie wyłowiła zwłok kobiety w czerwonej sukience, zakładał więc, że ta, która podszywa się pod jego zmarłą żonę, nadal żyje. I znowu go nawiedzi. Zarówno na jawie, jak i we śnie. Poszperał trochę w Internecie, poszukał czegoś o Alanie Grayu, zadzwonił do O1ivii, potem oglądał durne programy w telewizji. Zasnął, zapadł w niespokojny sen, w którym nękała go była żona... Wyciągała do niego ‘ ręce z wody w przemoczonej czerwonej sukience. Siedziała za kierownicą srebrzystego samochodu z niewidoczną rejestracją. Nie pojmował, jak mogła skoczyć z takiej wysokości i zniknąć bez śladu, a chciał to zrozumieć, dlatego dzisiaj wrócił do Santa Monica. Niebo było bezchmurne, słońce tak ostre, że włożył okulary przeciwsłoneczne. Delikatny wietrzyk poruszał koronami palm rosnących przy plaży. Spojrzał na zegarek – nowy, bo stary wyzionął ducha po nocnej kąpieli. – O której mamy się spotkać? – Może teraz? – podsunął Hayes. – Daj mi trzydzieści, czterdzieści minut. Spotkamy się http://www.airportservices.com.pl policjanci. Nie, okolica jest czysta. Oddycham głęboko. Muszę się uspokoić. Wyglądać uczciwie. Ona musi uwierzyć, że Petrocelli lo ja. Z tą myślą przywołuję na twarz plastikowy, sztuczny uśmiech. Musi się udać. O1ivia Bentz musi mi zaufać, uwierzyć, że mam ją zawieźć do ukochanego mężulka. Boże, na samą myśl robi mi się niedobrze. Wpatruję się w drzwi wejściowe do tej części lotniska, przeczesuję wzrokiem twarze podróżnych, szukam tej, którą na zawsze będę mieć pod powiekami. Gdzie ona jest, na miłość boską? Przechadzam się nerwowo i zaraz staję. Nie chcę zwracać na siebie uwagi; do tej pory udało mi się unikać kamer, zawsze staję do nich tyłem. Peruka i wielkie okulary także pomagają, ale ostrożności nigdy nie za wiele. Pocą mi się dłonie. Gdzie ona jest, do cholery?

200 cmentarzu, gdzie leżeli Josh Bandeaux, jej ojciec i bracia. Miała swój grób, widział go, a widok marmurowej płyty z wyrytym nazwiskiem przyprawił go o gęsią skórkę. Caitlyn nie wierzyła w śmierć siostry. Uważała, że Kelly żyje, ale ukrywa się, nie chcąc utrzymywać kontaktów z rodziną. Czy to prawda? Czy Kelly istniała? Czy była duchem? Cholera, to musi być przemęczenie. Nie ma żadnych duchów. Tylko wybujała, usłużna wyobraźnia. Caitlyn już w dzieciństwie miała wyimaginowanego przyjaciela. A potem nie poradziła sobie ze śmiercią siostry, więc wymyśliła ją sobie, przywróciła do życia. Podniósł się, otrzepał ręce i spojrzał w kierunku Oak Hill. Dom stał na urwistym brzegu, jakieś osiemset metrów w dół rzeki. Przyglądał się posiadłości Montgomerych i zastanawiał się, jak często robiła to Kacie, kimkolwiek była. Popatrzył na zdjęcia, które zabrał z jej domu. Przedstawiały Caitlyn, Kelly, Amandę, Hannah, Troya i zapewne Charlesa. Było tam nawet zdjęcie małego dziecka, prawdopodobnie Parkera, który zmarł na syndrom nagłej śmierci łóżeczkowej niemowląt. Albo został zabity. Tyle śmiertelnych wypadków? Czy to Kelly jest za nie odpowiedzialna? Może Caitlyn? A może ktoś inny? Musi porozmawiać z Caitlyn, a potem pójdzie na policję i powie wszystko, co wie. Najpierw poradzi Caitlyn, żeby wzięła dobrego adwokata. Nie! Nie możesz nic powiedzieć policji, jesteś jej psychoterapeutą. Ale musi ją przecież ratować. Przed kim? Teraz wydawało mu się, że próbuje ją ocalić przed nią samą. Jeśli to w ogóle możliwe. Wytrącony z równowagi, pobiegł do samochodu. Zapadał zmierzch, na niebie migotały miliony gwiazd, a w powietrzu unosił się zapach rzeki. Słychać było kumkanie żab i bzyczenie owadów. Wydawało się, że panuje absolutny spokój, ale Adam wyczuwał zło. Wszechobecne odwieczne zło. Otworzył bagażnik, szukając szmaty do wytarcia butów, i natrafił na plecak Rebeki, ten, który znalazł w szafie w gabinecie. Zupełnie o nim zapomniał i przez cały czas woził w bagażniku. Obok koła zapasowego znalazł starą ściereczkę, osuszył nogawki i buty, wytarł ślady błota. Już miał zamknąć bagażnik, gdy niemal bezwiednie wziął do ręki plecak Rebeki. W środku było kilka rzeczy, które zabrał z jej gabinetu i które zamierzał zwrócić. Kartoteki, dyskietki, kilka zdjęć i notatnik. Wyjął wszystko i przyjrzał się dokładniej plecakowi. Zwyczajny płócienny plecak wzmocniony u dołu skórą. Jeden z pasków był postrzępiony, skóra wytarta i miejscami podarta, zamek błyskawiczny nie dawał się zasunąć. Stary plecak w fatalnym stanie. Czy wciąż go używała? Dlaczego nie kupiła nowego? Przywiązanie? Raczej nie. Uwolniła się od mężczyzn, którzy byli kiedyś dla niej ważni, ale zostawiła sobie stary, zniszczony plecak? Nie, to nie w jej stylu. Podniósł plecak i obejrzał ze wszystkich stron w słabym świetle lampki samochodowej. Nagle zauważył coś dziwnego. Skóra na dnie plecaka była rozdarta i przyszyta do płótna. Rebece chciało się zszywać stary zniszczony plecak? Więc dlaczego nie zreperowała przy okazji suwaka? Ścieg był gęsty, rozcięcie zostało przeszyte ręcznie kilka razy. Nie miał noża, kluczem wyciągnął i przeciął nitki. Czuł się jak idiota; pewnie nie było w tym żadnej tajemnicy. Wreszcie udało mu się rozpruć szew. Zajrzał do środka. Wewnątrz znalazł głęboko ukrytą 201 dyskietkę. Zaschło mu w gardle. W ułamku sekundy zrozumiał, że dyskietka zawiera to, czego szukał - informacje na temat Caitlyn Montgomery Bandeaux. Reed wrócił na posterunek razem z Metzgerem. Facet miał dwadzieścia pięć kilo nadwagi. Kiedy nie palił, żuł gumę. Miał żonę, piątkę dzieci i zabójcze stężenie cholesterolu. Był jednym z najlepszych gliniarzy, z jakimi Reed kiedykolwiek pracował. Reed zostawił Diane Moses i jej ekipę w domu Caitlyn. Gdyby pani Bandeaux wróciła, Diane miała ją zatrzymać i natychmiast do niego zadzwonić. Poprosił też o próbki sierści psa i włosów Caitlyn zebranych ze szczotki. Diane obrzuciła go swoim słynnym spojrzeniem, które mówiło „nie ucz ojca dzieci robić”, więc się zamknął. Diane nie była zbyt sympatyczna, ale znała się na swojej robocie. Gdy Reed i Metzger wjechali na parking, Morrisette i Montoya wysiadali właśnie z nieoznakowanego samochodu Reeda. - No i jak? - zapytał, ale kwaśna mina Morrisette mówiła sama za siebie. Wrócili z niczym. - Dupa. Nie znaleźliśmy Hunta ani w jego mieszkaniu, ani w gabinecie. Gabinet zabezpieczyliśmy. Nie udało nam się skontaktować z nikim z rodziny Montgomerych. Troya nie ma w biurze, sekretarka nie chce nic więcej powiedzieć, choć obiecuje zadzwonić do niego na komórkę. Facet pewnie gra w golfa albo jest z jakąś kobietą, z którą być nie powinien. Amandy też nie ma w biurze, wyszła gdzieś na spotkanie z klientem, sekretarka powiedziała, że spróbuje ją złapać. Wygląda na to, że Sugar Biscayne dołączyła do siostry, bo i jej nie można znaleźć, nikt nie widział jej od wczoraj. Hannah nie odbiera telefonu, zastępca szeryfa pojedzie tam i sprawdzi, co się dzieje. Lucille Vasquez wciąż jest na Florydzie? - zapytała Morrisette, a Reed zauważył, że twarz Montoi stężała. - O ile wiem, tak, chociaż ma przyjechać na pogrzeb Bernedy. - Kiedy to - pojutrze? Reed wzruszył ramionami. - Wkrótce. Rodzina zażądała wydania ciała. - Wydaliśmy je? - zapytała, gdy ruszyli w stronę komisariatu. - Tak. Sekcja zwłok została zakończona. Badania toksykologiczne zrobione. Nie ma powodu, żeby nadal trzymać ciało. - Czy morderca zostawił jakieś ślady? Czy znaleziono coś w pościeli, w pokoju, pod paznokciami? - Wciąż sprawdzamy. - Wiecie co, to jest wkurzające. - Morrisette zsunęła okulary na czubek głowy. - Cała pieprzona rodzinka jest nieuchwytna. Postawiliśmy wszystkich na nogi, żeby znaleźć Hunta i Caitlyn Bandeaux, ale dotąd bez efektów. - Znajdziemy ich. Reed po raz pierwszy zobaczył, jak Montoya uśmiecha się. - To się nazywa pozytywne nastawienie. - Tak - zgodziła się Sylvie. - Zawsze to lepsze niż siedzieć i płakać. Wśród tych kutasów, których aresztujemy, mamy wystarczająco dużo mazgajów. Nic, tylko użalają się nad sobą. Biedactwa. Przecież to nie ich wina, że zeszli na złą drogę. Mieli trudne dzieciństwo, tatuś bił, mamusia piła, nauczyciel się uwziął... W Nowym Orleanie też macie takich? Sprawdź Zazwyczaj miała poczucie humoru, ale nie wtedy, kiedy kpiłam z jej pani astrolog. – Jasne – mruknął. Ile jeszcze sekretów miały matka i córka? O czym jeszcze nie miał pojęcia? Rozmawiali jeszcze chwilę, ale Kristi nie była w stanie powiedzieć mu niczego więcej ani o Phyllis Żółwicy, ani na jakikolwiek inny temat związany z jego dochodzeniem. – Zadzwonię za kilka dni – obiecał, zanim się pożegnali. – Phyllis Żółwicą – mruknął pod nosem. Pewnie to nic ważnego, ale i tak musi sprawdzić. Wstał, przeciągnął się i zobaczył na stoliku resztki kanapki kalifornijskiej. Wyjął zwiędłą sałatę i miękkiego pomidora, zawinął resztki w torebkę, wyrzucił do kosza. Usiadł na krześle za biurkiem, położył sobie laptop na kolanach, oparł nogi o łóżko. Tym sposobem mógł jednocześnie surfować po Internecie i oglądać wiadomości w telewizji. Wpisywał właśnie imię Phyllis, gdy znowu zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz – L. Newell. Lorraine? Siostra przyrodnia Jennifer?