51

zatrzasneła za soba drzwiczki. Choc dzien był jasny, a niebo, poza kilkoma chmurami nadciagajacymi z zachodu, czyste, Marla miała ochote skryc sie w cien przed oczami sasiadów, którzy, byc mo¿e, podgladali ich teraz zza ¿aluzji. Wiał zimny, listopadowy wiatr. Marla podeszła do frontowych drzwi z wyrzezbiona na nich czapla, trzymajaca w dziobie tabliczke z powitalnym napisem. Nick zapukał głosno. Czekali chwile, ale nikt nie podchodził do drzwi. ¯aluzje pozostały nieruchome. Przesłaniajac dłonia oczy, Nick próbował zajrzec do wnetrza. - Nie spodziewałes sie chyba, ¿e kogos tu zastaniemy, prawda? -spytała Marla, wpychajac głeboko do kieszeni zziebniete dłonie. - Nie, ale pomyslałem sobie, ¿e jesli tu przyjedziemy, mo¿e cos ci sie przypomni. - ¯ałuje, ale nic z tego. - Marla patrzyła na drewniany dom, na stare okiennice i doniczki z terakoty stojace przy drzwiach. Teraz nie kwitły w nich ju¿ kwiaty, sterczały tylko smetne, zeschłe badyle. Dom był pusty. Marle przebiegł dreszcz, kiedy weszła na pomost, po którym zapewne Pam http://www.aranzacja-wnetrz.org.pl 339 Palac papierosa, zrównał sie z para starszych Azjatów, skulonych na wietrze, i zwolnił kroku. Cały czas myslał o Marli. Ksie¿niczka. Piekna i bogata. I goraca. Najgoretsza cipka, jaka zdarzyło mu sie miec. Kiedys wydawało mu sie, ¿e ja kocha. Ale zawsze był durniem, jesli chodziło o kobiety. Teraz ona wywnetrza sie przed tym detektywem, do którego pojechała razem z tym... bratem. Czy to z nim widział ja wczoraj w nocy w oknie? Czy to on był tym me¿czyzna, którego twarzy nie zdołał dojrzec, a który dotykał jej nagiego ciała? A mo¿e był to jej ma¿? Tak czy inaczej ten widok go podniecił.

będzie w porządku i nigdy nie... nigdy, przenigdy nie mów mi, co mam robić. Mimo że się opierała, wziął ją w ramiona i mocno przytulił, i nawet nie drgnął, kiedy zaszlochała pierwszy raz. Łzy płynęły jej z oczu strumieniami, szarpała włosy na jego klatce piersiowej, próbując zapanować nad gwałtownymi emocjami. - Och, na miłość boską! - pociągnęła nosem. - Nie miałam zamiaru rozklejać się jak jakieś żałosne, słabe babsko. A niech to, Nevada, dlaczego tak się zawsze dzieje? Sprawdź - Naprawde musimy o tym rozmawiac? - spytała Cissy i Marla skuliła sie w sobie. - To znaczy o tej całej pamieci. To takie... dziwne. Eugenia rzuciła Marli spojrzenie, które mówiło: „Próbowałam cie ostrzec”. - Cissy ma racje, to nie jest własciwy czas ani miejsce - stwierdził Alex, w jego głosie zabrzmiało ostrze¿enie. 202 - Wiec po kolacji. Pojawiła sie Carmen, zupełnie jakby ktos ja tu wezwał. - Doprawdy, nie ma powodu - powiedziała Eugenia, odsuwajac sie od stołu. - Napije sie kawy w salonie - zwróciła sie do Carmen, która znikneła równie szybko, jak sie pojawiła.