R S

- Pośpiesz się, Santos, błagam. Odwiesił słuchawkę i zerwał się, chwytając w locie marynarkę. Patterson, który zajmował biurko naprzeciw niego, podniósł głowę: - Co się dzieje? - Dziewczyna, która wskazała nam gościa. Mówi, że ktoś nadal ją śledzi. - Włożył marynarkę. - Jeżeli Jackson wróci przede mną, powtórz mu. Dzwoniła z budki przy Toulouse i Burgundy. Patterson skrzywił się z niechęcią. - Dziwce coś się roi. Mamy gościa. Daj sobie spokój. Arogancja Pattersona zmroziła Santosa. A jeżeli zamknęli nie tego człowieka? Nie przypuszczał, by tak było, ale kto wie? Zebrane dotąd dowody, choć nie dawały stuprocentowej pewności, wyraźnie wskazywały na sklepikarza. A jeżeli sklepikarz i Śnieżynka to dwie różne osoby? Oznaczałoby to, że prawdziwy zabójca nadal jest na wolności. - Słyszałeś, co powiedziałem? - znów odezwał się Patterson. - Dziwka świruje. Daj sobie spokój, szkoda czasu. - Tak, słyszałem. - Santos spojrzał przelotnie na kolegę. - Ale wolę sprawdzić. Dotarcie na miejsce zajęło mu niewiele więcej niż obiecane dziesięć minut. Odnalazł budkę, aptekę i kościół. Zatrzymał wóz przy krawężniku i wysiadł. Tiny nie było. Rozglądał się niepewny, czy stanął na właściwym rogu. Toulouse i Burgundy. Narożna apteka. Klasztorny kościół pod wezwaniem Maryi Panny. Wszystko się zgadza. Gdzie więc, u diabła, jest Tina? Lustrował dokładnie okolicę, szukając miejsca, gdzie mogłaby się ukryć. Jego wzrok przyciągnęły szklane drzwi do apteki. Kartonik z napisem „Zamknięte” kołysał się lekko, jakby dopiero co powieszony. Zerknął na zegarek. Dwadzieścia po piątej. Rzadko kto zamyka aptekę o tak wczesnej porze, szczególnie w Dzielnicy. Wpatrzony w napis, usiłował przypomnieć sobie, co mówiła dziewczyna. Toulouse i Burgundy, apteka... Tak, apteka! Apteka, w której dziewczyny kupują prezerwatywy. Przeszedł przez ulicę, podszedł do drzwi i zajrzał do środka. Przy kasie stał jakiś mężczyzna, liczył utarg. Poza nim wewnątrz nie było chyba nikogo. http://www.badaniagier.pl Willow wciąż była aż nadto świadoma jego bliskości. Stali tak blisko, że ich ciała niemal się stykały. Jej serce biło mocniej niż zazwyczaj. Tak bardzo go pragnęła! Otworzył przed nią drzwi i odsunął się na bok, by ją przepuścić. Gdy go mijała, poczuła, jak przepływa między nimi energia. Istniała między nimi chemia, nie zamierzała temu zaprzeczać. Nigdy jeszcze nie czuła się taka słaba, tak całkowicie bezwolna, opętana tylko jednym pragnieniem - by ten mężczyzna wziął ją w ramiona. Zatrzymali się u podnóża schodów. Chciała powiedzieć dobranoc, ale nim zdążyła otworzyć usta, zabrał z jej rąk pustą szklankę, cały czas patrząc na nią przenikliwie Swymi błękitnymi oczyma.

R S - Ależ skąd, tylko zazwyczaj nie jadam wystawnych kolacji z rodzinami, dla których pracuję. - W tym wypadku zaproszeni goście stanowią część rodziny, więc będzie to zwyczajna kolacja. -. Westchnął, nie kryjąc zniecierpliwienia. - Życzę sobie, by włożyła pani dzisiaj Sprawdź ja pracuję. Jestem twoją asystentką. Jestem tu potrzebna, no i... Mark uniósł dłoń gestem, Ŝe wszystko rozumie. - Jeszcze bardziej byłabyś potrzebna na moim ranczu. A jesteś jedyną osobą, na której mogę polegać. Jedyną, której śmiało powierzyłbym opiekę nad Eriką. To, co stało się wczoraj, przeraziło mnie. Gdyby małej stała się jakaś krzywda, nie darowałbym sobie do końca Ŝycia. Alli osłupiała. Ujrzała Marka z całkiem innej strony, jako człowieka wraŜliwego, czułego wujka. Gdy jego brat i bratowa zginęli tragicznie, Mark, wówczas dwudziestoośmioletni męŜczyzna, był zupełnie nieprzygotowany do roli ojca, lecz bardzo się starał sprostać temu zadaniu. Nie ze wszystkim dawał sobie radę, i stąd ta zaskakująca prośba. - Studiuję informatykę i dwa razy w tygodniu muszę być na uczelni, w środy i czwartki.