Jego słowa zawisły w powietrzu. Nie udawała, że ich nie zrozumiała.

– Przyjechałem jak najszybciej – wyszeptał. – Obiecałem ci. Teraz widziała też innych. Abego Sandersa. Luke’a Hayesa. Shepa O’Grady. I Danny’ego, który ze łzami na policzkach tulił się do ojca. – Jak nas znaleźliście? – zapytała. – Danny zostawiał po drodze kawałki podkoszulka. Oddzierał je i upuszczał przez nogawkę spodni. – Nie jestem głupi – powiedział po prostu Danny. Rainie wtuliła twarz w ramiona Quincy’ego. Serce biło mu mocno. Tak miło było mieć go przy sobie. W końcu ktoś mnie przytulił, pomyślała. I rozpłakała się. Płakała nad Dannym, który wywołał tyle cierpień. Płakała nad sobą i nad tym, co musiała teraz zrobić. Epilog Dwa tygodnie później Gdy Rainie schodziła po schodach gmachu sądu w Cabot, świeciło słońce. Miała na sobie dżinsy i zwykły biały Tshirt, wetknięty w ściągnięte paskiem spodnie. Dni były już ciepłe i zapowiadały nadejście lata. Po czterech godzinach, które musiała spędzić w ponurych murach, powiew wiosny na twarzy sprawił jej przyjemność. Od incydentu z Richardem Mannem zespół dochodzeniowy w Bakersville miał pełne ręce roboty. Abe Sanders postawił na swoim: zdobył formalny nadzór nad śledztwem. Podsyłano http://www.badaniamediow.pl/media/ - Staram się, jak tylko mogę. Niech pan posłucha. Można mnie złapać pod numerem podanym na wizytówce. Gdyby coś się działo, nie pomogę panu, ponieważ będę pięć tysięcy kilometrów stąd. W razie kłopotów proszę się kontaktować z szeryfem Vince'em Amitym. On prowadzi śledztwo w sprawie wypadku Amandy Quincy. To porządny facet. I niech pan nie ryzykuje. Proszę tylko obserwować i robić notatki. Jeśli Mary spotka się z kimś osobiście, proszę szczególnie uważać. Byłam w tamtym domu w Filadelfii. Na zdjęciu nie widać nawet jednej dziesiątej tego, co on tam zro¬ bił. - Co pani zamierza? Rainie uśmiechnęła się do de Beersa. - Mój klient ma jeszcze jedną córkę. Chcę dopilnować, żeby tak zostało. 150

się zaczerwieniła. Szybko odwróciła wzrok, ani trochę nie czując się sobą. - Rainie? - zapytał łagodnie. - Eee, najmłodszy brat. Tak, przyjrzyjmy mu się bliżej. - Dlaczego Mickie? - Kimberly zmarszczyła brwi. - Wiek się nie zga¬ dza. Nasz facet jest znacznie starszy. - Wiek można udawać - powiedział Quincy, nadal patrząc na Rainie. Sprawdź Melissy Avalon... – A ja wezmę Charliego Kenyona i Richarda Manna – zaproponowała Rainie. – Doskonale. – Sanders spojrzał na Rainie, jakby rzucał jej wyzwanie. – Zostaje nam jeszcze jeden podejrzany: Shep. – Nie ma mowy! Jest szeryfem... – Co o niczym nie świadczy! Nie wiemy, co robił w szkole, zanim się na niego natknęłaś. Wiemy za to, że ma problemy w domu. Że jest dojrzałym mężczyzną, a więc w typie Melissy Avalon. I że od dawna przyjaźni się z tobą, Conner, przez co cała ta cholerna sprawa robi się jeszcze bardziej interesująca. Rainie postanowiła zignorować tę ostatnią uwagę. – Shep skontaktował się ze mną przez radio już po incydencie – powiedziała stanowczo – a to znaczy, że był wtedy w wozie patrolowym, a nie w szkole. – Albo zrobił, co miał zrobić, wrócił na parking i wtedy zadzwonił.