- O co chodzi?

– Nie zastrzeli go – zapewnił ją Jack. – Wiem. Ale to jest życie, jakie lubi najbardziej. Sam na sam z pistoletem i bandytą. – Chyba nie – odrzekł jej teść. – Myślę, że Sebastian najbardziej lubi życie z tobą. Tylko że dopiero teraz stało się to możliwe. ROZDZIAŁ SZESNASTY Policjanci, zarówno miejscowi, jak i waszyngtońscy, nie oszczędzali Swiftów. Najpierw zarządzili dokładną inwentaryzację wszystkiego, co znajdowało się w domu i stodole, twierdząc, że zwykła chciwość znacznie częściej bywa motywem przestępstw niż dziwaczne obsesje i pragnienie zemsty. Dochodzenie wykazało, że Darren Mowery i Barbara Allen nie mieli innych wspólników. Sebastian znalazł jeszcze jeden samochód, który Mowery na wszelki wypadek zostawił na polance, na zachód od domu Lucy. Darren zamierzał wykorzystać Jacka jako tarczę ochronną, dopóki było mu to potrzebne, a potem zastrzelić senatora oraz Sebastiana i zniknąć. – Mnie też dali popalić – westchnął Rob, pomagając Lucy pakować zapasy prowiantu na wyprawę ojców i synów. Od http://www.bemowo-stomatolog.pl wpadłby na nią i musiałaby się nieźle nabiedzić, żeby wyjaśnić swoją obecność w tym miejscu. Teraz, przechadzając się po werandzie domu wynajętego na nazwisko senatora Swifta, nie mogła się nadziwić, że podjęła takie ryzyko. Zazwyczaj kalkulowała wszystko chłodnym umysłem i nie działała pod wpływem impulsu. Gdyby jej znajomi w Waszyngtonie dowiedzieli się o jej obsesji i o tych ryzykownych eskapadach, byliby w szoku i niczego by nie zrozumieli. Zresztą ona sama nie pojmowała tego, co się z nią działo. Wyobrażała sobie, że tak właśnie muszą się czuć bulimiczki, które opychają się, czym popadnie, a potem potajemnie wymiotują.

– Sebastian, wracając do tego, co zdarzyło się wcześniej... nie jestem zażenowana i niczego nie żałuję, może tylko tego, że nie mieliśmy więcej czasu. Gdy jechałam do Wyomingu, wiedziałam, że podejmuję ryzyko. Mogę powiedzieć tyle, że nigdy nie byłeś mi obojętny. Chciała cofnąć rękę, on jednak przykrył ją swoją dłonią i Sprawdź – Nigdy nie zamierzałam cię prosić, żebyś tu przyjeżdżał. – A o co zamierzałaś mnie prosić? – Żebyś mi powiedział, że nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo. – A jak miałbym to ocenić, siedząc w Wyomingu? – zapytał. – Na podstawie doświadczenia i instynktu. – Inaczej mówiąc, miałbym, wygodnie siedząc w hamaku i podziwiając chmurki na błękitnym niebie, ulżyć twoim zmartwieniom – stwierdził, zatrzymując wzrok na jej twarzy. Po chwili dodał cicho: – Wierz mi, to by odpowiadało nam obojgu. – Nie chciałam ci sprawiać żadnego kłopotu. – Za późno. Lucy westchnęła ciężko i szybko poszła przed siebie. Sebastian nie odezwał się ani słowem.