kampanii.

– Mężczyzna aż się rozpromienił, a Luke usiadł wygodniej na swoim krześle. – Słyszał pan o czymś takim? – Tak, ale to oczywiście tylko plotki. – A co z senatorem Jacobsonem? Czy nie tak to właśnie wyglądało? Prymusowaty porucznik nagle spoważniał. – Senator Jacobson? – Tak. – Luke pochylił się w jego stronę. – Mam powody przypuszczać, że senator Jacobson nie był ani sam, ani w hotelu, kiedy go zastrzelono. Chcę to potwierdzić. – Nie pracowałem nad tą sprawą. – Mógłby pan sprawdzić w papierach. – Spojrzał mu twardo w oczy. – To bardzo ważne. Potrzebuję tej informacji. – Ale nie do książki, prawda? – Nie, panie poruczniku. Ale to sprawa życia i śmierci. Sims wahał się przez chwilę. Wstał i obrócił się w stronę segregatorów, a potem jeszcze zerknął przez ramię. – Ale to nie ja panu powiedziałem, jasne? – W ogóle tego nie słyszałem. Porucznik skinął głową, rozejrzał się dookoła i usiadł na swoim http://www.blatygranitowe.org.pl/media/ Dlatego w końcu wybrała się do Citywide Charities, gdzie uprzejmie poproszono ją, by zaczekała w schludnym pomieszczeniu. Z rękami zaciśniętymi na podołku zastanawiała się, co ma powiedzieć. Zdecydowała, że nie będzie opowiadać o matce, Johnie i o tym, jak zaszła w ciążę, tylko powieli stary schemat. Została uwiedziona na jakimś przyjęciu i nawet nie wie, kto jest ojcem dziecka. Nie ma rodziców ani krewnych, którzy mogliby jej pomóc. I tyle. – Cześć, jesteś pewnie Julianna Starr. Julianna uniosła głowę. Kobieta, która zmierzała w jej stronę, była osobą pewną siebie, ale miała miłą twarz i ujmujący uśmiech. Nie należała do najchudszych, lecz przez to wzbudzała jeszcze większe zaufanie, bo od razu widać było, że trafiło się na kogoś naprawdę solidnego i

– Co ja bym bez ciebie zrobił?! – Pocałował ją lekko, a potem cofnął się, żeby spojrzeć jej w oczy. – Chyba już czas na moje wystąpienie, co? – Denerwujesz się? – Kto, ja? – Ze śmiechem odrzucił do tyłu głowę. – Nigdy! Sprawdź - Cecile? Tu Malinda. Nie zadawaj pytań, tylko słuchaj. Bardzo się spieszę. Muszę mieć przepis na ten paskudny tort, który upiekłaś na urodziny Jareda. Po sześciu dniach użerania się z podwykonawcami, walkach z biurokracją inspekcji miejskiej i przewracania się w obcym łóżku, Jack nareszcie był w domu. Czuł się jak żołnierz wracający ze zwycięskiej wojny. Wszedł do kuchni i natychmiast spłynęło z niego całe napięcie i zmęczenie. Malinda stała tyłem do niego przy zlewie i obierała kartofle. Miała na sobie sukienkę, jedwabną sądząc po połysku, i fartuch. Fartuch! Jack z trudem stłumił śmiech. Ostatnią kobietą, jaką widział w fartuchu, była pani Lightfoot,