nie zależał ode mnie. Patrzyła na swoje dłonie na poszwie. - Nie, twoim zdaniem, nie. Westchnął głęboko, ze smutkiem. - Przykro mi - dodała. - Przykro mi, że nie potrafię po prostu ci uwierzyć. - Mnie także. - Musisz jednak zrozumieć: to są moje córki. - No tak. 13. Przez resztę dnia prawie nie wracali do tematu. Matthew oświadczył, że w tej chwili nie ma nic więcej do powiedzenia. Karolina przyznała mu rację i dodała, że jeśli Matthew nie ma nic przeciwko temu, wolałaby to rozegrać po swojemu. Nie miał - pod warunkiem, że Karolina naprawdę się tym zajmie. Dziewczęta wróciły ze szkoły o zwykłej porze, spędziły jakiś czas z matką, potem poszły się przebrać i odrabiać lekcje. Wreszcie zbiegły na obiad przygotowany przez Izabelę, która została dłużej. Chloe, szczęśliwa, że zastała matkę zdrowszą, była dla Matthew miła jak zawsze, a Imogen i Flic - przynajmniej w obecności Izabeli http://www.bol-plecow.info.pl pretensjonalne. - Wyczuwam w twoich słowach nutkę pogardy. - Cały sukces Richarda, który zresztą miał finansową podporę w ojcu, wziął się właśnie z Astrid, uroczej krowy z kreskówki. Bardzo mi się podobała, nie bez znaczenia był też fakt, że dzięki niej moja córka miała zapewnioną przyszłość. Oczywiście zdaję sobie sprawę, jak ważny jest dla niektórych ludzi własny dorobek. Może zresztą nabrałabym większego szacunku do prac Richarda, gdyby nie ta jego nieznośna maniera. - Mówiłaś o jego relacjach z dziewczynkami. - Zrobił z nich swoją świtę - Sylwia powiedziała to z lekkim niesmakiem. - Zabierał je na promocje książek i wernisaże, popisywał się nimi, rozpowiadał wszędzie, że są jego największym
Wymazać to wszystko z pamięci. Słowa Zuzanny, jej zszokowaną twarz. Inne sprawy, inne troski i obawy. Dotyczące starego Johna, Sylwii, Matthew. Inne, jeszcze gorsze. Wyrzucić to wszystko. Ale łatwiej pomyśleć, niż zrobić: Flic już nie wiedziała, co sprawia jej większy ból: okropny smutek, jaki zaczynał ją dręczyć, poczucie osaczenia i straszliwej samotności czy nagła chęć Sprawdź przed deszczem, następnie włożyła parkę i wyszła, zostawiając psa w kuchni. Teraz tylko przebiec przez ogród do wierzby i schronu, gdzie stary John przesadzał jakieś rośliny i ustawiał doniczki na ławce przed drzwiami. Widziała, jak podniósł głowę, kiedy się zbliżyła, zauważyła też popłoch, jaki go ogarnął na jej widok. Teraz wiedziała, że ma rację. Tak, bez najmniejszych wątpliwości. - Przyniosłam ci parę kanapek. - To bardzo miło z twojej strony. - Dałam mnóstwo musztardy, tak jak lubisz. - Pięknie. - Wrócił do grzebania palcami w doniczce. - Jak się dziś czujesz? - Nieźle. Ale też nie za dobrze.