blacie.

się tak niegrzecznie - wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Już dawno powinnam była za to przeprosić. Nie znałam wówczas wszystkich okoliczności i chociaż wiem, że to nie jest żadna wymówka, doktorze Galbraith... - Miałaś mówić mi po imieniu - przerwał jej w pół zdania. - Doktorze Galbraith, ciężko mi jest zrozumieć... - Proszę, mów do mnie po imieniu. - Uniósł pytająco brew. - To proste imię. Tylko jedna sylaba. - Ruchem głowy wskazał na rozłożoną na stole krzyżówkę. - Jego wypowiedzenie stanowczo nie przekracza możliwości młodej, zdolnej kobiety, która potrafi rozwiązać krzyżówkę z „New York Timesa". - Dobrze pan wie, że nie chodzi o samo słowo, lecz o fakt, że jestem w Summerhill nianią, a pan moim szefem. - A nie mogłabyś raczej patrzeć na mnie jak na sprzymierzeńca, a nie szefa? Bez względu na to, co będzie się działo między tobą a dziećmi, jestem po twojej strome. Musimy stworzyć wspólny front, a zwracanie się do siebie po imieniu mogłoby to jedynie ułatwić. Co ty na to? - Być może. Ale nie potrafię się do pana inaczej zwracać, doktorze Galbraith. http://www.corforte.com.pl Czując się juŜ pewniej, Alli popatrzyła na Erikę, a kiedy mała wyciągnęła do niej rączki, uśmiechnęła się do dziewczynki i pocałowała ją w policzek - Mówi do ciebie tata - rzekła. - Tak, ale wolałbym, Ŝeby tak się do mnie nie zwracała. Był wzburzony Alli pochwyciła jego wzrok. Na jego twarzy malował się smutek. - Dlaczego? - Bo nie jestem jej tatą. - Dobrze, nie jesteś, ale dla niej jesteś, i to jest całkiem naturalne, jak jedzenie, picie, spanie. Ty jesteś dla niej częścią jej świata. MoŜe nie pamiętać juŜ rodziców i... - Chcę, Ŝeby pamiętała. Dlatego stoi tu ich fotografia. Kiedy Erika podrośnie, opowiem jej o nich. Musi wiedzieć, Ŝe to są jej rodzice, a ja jestem tylko wujkiem, opiekunem.

- Panno Stoneham, oczekuję mojego prawnika, pana Thorhilla - powiedział. - Czy mogłaby pani przygotować z panią Marlow pokój dla niego? - Oczywiście, milordzie. I to wszystko. - Pan Thorhill? - powtórzyła gospodyni. - Najlepiej, gdy umieścimy go w pokoju po pannie Baverstock. To bardzo miły, wygadany dżentelmen, a w dodatku nie zapo¬mina o służących. - W jej słowach słychać było gorycz, bowiem rodzeństwo Baverstocków nie obdarowało niczym służby. Wywołało to zresztą na dole powszechne oburzenie. - Często tu przyjeżdża? - spytała dziewczyna. - Od czasu śmierci lorda Alexandra średnio raz na miesiąc, panienko. Sprawdź Szybko wzięli prysznic i ubrali się, nie tracąc czasu na rozmowę. Lubił to u niej - sposób, w jaki dostosowywała się do ograniczeń czasowych, jakie narzucała jego praca. Lubił też chwile nie zagłuszanego paplaniną milczenia. Lubił, lecz jednocześnie go niepokoiły, ponieważ nigdy nie były puste, wymuszone. Gdy się nie kochali, milczenie powinno wydawać się kłopotliwe, niezręczne, tymczasem z Glorią milczało mu się wspaniale. Po dwudziestu minutach wjeżdżali już do Dzielnicy. - No więc kim jest ten stary przyjaciel? - Znam go z czasów, kiedy byłem podoficerem. - Zerknął na nią przelotnie. - Chop Robichaux. - Chop Robichaux? - powtórzyła. - Znam skądś to nazwisko. Santos zaśmiał się niewesoło. - Nic dziwnego. Sześć lat temu pełno go było na pierwszych stronach gazet. Pamiętasz skandal w policji nowoorleańskiej, który prasa nazwała Aferą Czterech? Zastanawiała się przez chwilę. - Jak przez mgłę. - Przypomnę ci. Czterech podoficerów zostało oskarżonych o branie łapówek za przymykanie oczu na działalność pewnego klubu na obrzeżach Dzielnicy Francuskiej. Zostali skazani. Klub był rodzajem sex shopu, ale nie takiego zwyczajnego. To było twarde porno, prawdziwe gówno z udziałem nieletnich. Wykorzystywali przeważnie dzieciaki, które uciekły z domu. Klub nazywał się Chop Shop, od imienia właściciela. Właśnie do niego jedziemy. - Dziecięca pornografia? - oburzyła się Gloria. - Boże, to wstrętne. - Wszyscy tak reagowali. A Chop robił swoje. Wysoko postawieni ludzie we władzach miasta brali ciężkie pieniądze za przymykanie oczu na sprawę. Dlatego się za nich zabrałem.