z telefonem komórkowym w jednej ręce i swoim służbowym pistoletem

dodawać, że wygląd tego „policjanta” odpowiada rysopisowi Richarda Manna. – Dobrze to sobie wykombinował. – Owszem. Mamy tonę odcisków palców z jego mieszkania, ale przepuszczenie ich przez katalog trochę potrwa. Nadal nazywamy go Mannem, chociaż wygląda na to, że prawdziwy Mann uczy w jakiejś zabitej dziurze na Alasce i nie ma pojęcia, że ktoś się pod niego podszywa. Kiedy wróci do cywilizacji, czeka go mała niespodzianka. – Mann ciągle jest w okolicy – oświadczył Quincy. – Byłby idiotą, gdyby został. Wszędzie roi się od policji. – Jest uzależniony od adrenaliny. Zaszedł zbyt daleko. Będzie chciał doprowadzić sprawy do samego końca. – Jak myślisz, co on knuje? – Nie jestem już pewien. Na początku chyba planował rutynowe przedstawienie. Znalazł zagubionego dzieciaka. Wyszukał człowieka, pod którego mógł się podszyć. Wszystko spokojnie, z rozmysłem. Ten szaleniec dokonał trzech skomplikowanych zbrodni w przeciągu dziesięciu lat. Nie spieszy się. Jest ostrożny. Pomyśl, o czym mówiliśmy wcześniej: zawsze ma plan awaryjny. Nawet jeśli sforsujemy pierwszy mur, trafimy na kolejną przeszkodę. – Pewnie za dobrze mu szło – ciągnął dalej Quincy. – Dwie zbrodnie i nikt nawet nie podejrzewa prawdy. A gdzie emocję? Gdzie niebezpieczeństwo? Więc tym razem zaryzykował bardziej. Pozostał na miejscu po strzelaninie. Dał nam więcej wskazówek, ale ja, głupi, ich nie zauważyłem. Te jego uwagi o cechach dobrego ojca. Oczywiście nawiązywał http://www.cyklinowanie.edu.pl/media/ 196 Przeciwnie. Usiądzie po drugiej stronie stołu i zacznie opowiadać o tym, jak zawsze pragnął mieć córkę. Zacznie czarować mnie opowieściami, co będę mogła zrobić z dziesięcioma milionami. Wyzna, że odnalezienie mnie to najlepsza rzecz, jaka przydarzyła się w całym jego życiu. - Rainie głos się załamał, ale zdołała się opanować. - Będę wątpiła w każde jego słowo. Będę tam siedziała i myślała, że albo jest najdoskonalszym dawno utraconym ojcem na świecie, albo kimś, kto chce mojej śmierci. Hej! Wszystko to w jeden dzień! - Rainie... - Zrobię to, Quincy. - Zmieniłem zdanie. Nie chcę, żebyś to robiła. Myliłem się. - Miałeś rację - rzuciła szorstko.

- Wydawało mi się, że cię widziałam. W restauracji. - Niemożliwe. Przyjechałem tu na chwilę po moje papiery, a potem pojechałem prosto do domu. - Do żony? - Tak. - Jak ona ma na imię? Sprawdź bomby, detonatory podłączyć do telefonów. Kimberly, twój ojciec zadzwoni punktualnie o pierwszej piętnaście. Nie chcę, żeby stracił okazję wysadzenia w powietrze swojej własnej córki i ukochanej. Niech to szlag! A więc to było w torbie. Rainie zamknęła oczy. Andrews przyniósł wszystko, czego potrzeba do skonstruowania bomby domowej roboty. Niewiele potrzeba, żeby wysadzić pokój tej wielkości. Zresztą kogo obchodzi, jaki fragment hotelu wyleci w powietrze, a z nim jeszcze inni niczego niepodejrzewający goście. To byłoby jego ostateczne zwycięstwo. Unieruchomiłby je. Potem złożyłby bombę i podłączył ją do telefonu. Pierwszy dzwonek spowodowałby eksplozję. Quincy nie tylko straciłby resztę swojej rodziny. Po przeprowadzeniu oględzin przez ludzi z dochodzeniówki dowiedziałby się ponadto, że to on sam pociągnął za spust. Że to on zabił swoją córkę. Że to on zabił Rainie. Och, Quincy! Biedny, biedny Quincy.