Pokój, w którym zebrali się bracia Tannerowie, był

Łożniaki chętnie potwierdziły jego słowa, kierując miecze na nieproszonych gości. Zielarka odsunęła się, a Wolt cofnął się i zatańczył w miejscu, szczękając kłami i złośliwie porykiwał. - Wszystko w porządku? - Kella, szybko opanowując się, ścisnęła końskie boki kolanami, i Wolt, stęknąwszy, stanął jak wryty. Jeszcze troszeczkę i by zgniotła. -Tak! - Nie obrażali ciebie? - skrupulatnie zapytała Zielarka, jak leciwa babcia, przybywająca na pomoc swojemu ukochanemu i jedynemu wnuczkowi oraz gotowa własnoręcznie dać łomot nikczemnym chuliganom, którzy odważyli się podnieść ręce na jej drogocenne dziecko. - Kella! - rozdrażniony wydusił Len. -- Nie, oni mnie tylko zabili! Oddział wampirów wydał zgodne westchnienie, z ostrych czubków gwordów z odgłosem pstryczka wyskoczyły długie wbudowane ostrza, u niektórych błysnęły miecze - na szczęście, nie gnomie. Mimo pięć lub sześć razy większej przewagi liczebnej więcej przeciwnika nikt nie zamierzał uciekać. Przeciwnie - śmiertelnie obrażone wampiry, złośliwie zmarszczywszy się i wyszczerzywszy kły, czekały tylko na sygnału do ataku. Jednak nie było żadnego sygnału ani od Kelli ani od dowódcy łożniaków, jednakowo zajętych obserwowaniem przeciwnika i gorączkowo wymyślając plan działania. Tymczasem z naprzeciwka pojawił się jeszcze jeden oddział, większy i głośniejszy. Na ten raz – ludzki i bardzo z czegoś niezadowolony. - Wy moją córeczkę chcieć wąpierzę przeklinać?! - Donośny głos zakończył wejście trzeciego oddziału. - Tatko!!! - radośnie zaskrzeczała najemniczka, tak trącając Rolara łokciem, że prawie spadł z belki. – Tutaj jestem! Zadaj bobu tym łajdakom! - Twój ojciec - dowódca przygranicznych wojsk Winessy?! - wytrzeszczył oczy wampir, przyglądając się rosłemu siwemu chłopowi na białym koniu z zaplecioną w warkocz grzywą. Winesskie flagi powiewały nad groźnymi szeregami podległych mu jeźdźców. Było ich co najmniej dwie setki. – Ty, co, móżdżek nam pudrowałaś, odważna najemniczka, biedna wiejska córeczka, bezinteresowna patriotka?! W pikę tatusiowi poszłaś, chcąc wstąpić do legionu sojuszniczego królestwa?! - Nie twoja wampirza sprawa! - krzyknęła Orsana. -- Nie no, tylko popatrzycie na tego nikczemnika – wygonili go z Arlissu, nawet wampirom sprzykrzył się bardziej niż gorzka rzodkiew, a teraz - poucza! Gdzie chcę - tam i pójdę, ciebie się nie pytam! - Mnie nie wyrzucono, jestem w dobrowolnym wydaleniu, to dwie różne rzeczy! - Czyżby? - sceptycznie wygięła brew Lereena, i Rolar zaczął krzyczeć już nad nią: - A ty, siostrzyczka, lepiej zamilcz, póki ci cichaczem szyję nie skręciłem! Nawarzyła kaszy - teraz wyrzucimy ciebie na zewnątrz, będziesz ją jeść! - Siostrzyczka?! - wstrząśnięte krzyknęłyśmy z Orsaną. - Przyrodnia - niechętnie uściśliła Lereena. - I nie ma co się tak na mnie patrzeć, wszystkie pretensje do mojej matki! Już ja, to bym za nic nie zniżyła się do mieszanego ślubu... - No i pomrzesz starą panną - wywróżył Rolar. – Z ciebie nie to, że Władca - ostatni troll za żonę nie weźmie, chyba że pół doliny w posagu obiecasz! Zresztą, ona teraz i za darmo nikomu nie potrzebna – cała jest naszpikowana łożniakami, odgrodzona od całego świata przez zatrutą rzekę! Jak wpadłaś na sposób rozprawić się jeszcze z rusałkami, co? W czym ci przeszkadzali? - One pierwsze zaczęły! - oburzyła się Władczyni. - Tak w ogóle bez przyczyny? Chociaż próbowałaś z nimi porozmawiać? http://www.deska-elewacyjna.com.pl - Załatwiłeś wszystko? Minął ją, nie podnosząc nawet wzroku. Maggie osłupiała, a kiedy doszła do siebie, zawrzała gniewem. Gbur. Słyszał ją przecież. Przeszedł o kilka kroków od niej. Prawie się o nią otarł. Nie mógł nie słyszeć. Pchając przed sobą wózek, podeszła do samochodu. Ash siedział już za kierownicą. Na widok Maggie przechylił się i otworzył drzwi od strony pasażera z takim impetem, że trzasnęły ją w kolano. - Wsiadaj - rzucił. Już miała powiedzieć coś, co poszłoby mu w pięty, ale zmełła ostre słowa w ustach: czy nie obiecała sobie przed chwilą, że postara się być miła i wyrozumiała?

na zaplecze, zatrzaskując za sobą z hukiem drzwi. - Teraz możesz z nią rozmawiać! - krzyknęła jeszcze. - W cztery oczy. - Ash? 148 Nie mógł wykrztusić słowa. Podszedł powoli do Sprawdź - Mogę je wysłać. Daj mi tylko adres. - Nie. Pojadę z tobą. - Ash podjął błyskawiczną decyzję. - Jesteś pewien, że dasz radę? Ash skrzywił się. - Jestem pewien. To tylko kac i stłuczenia, poza tym nic mi nie jest. - Zamilkł na moment i uśmiechnął się przewrotnie. - Nie żebym się wstydził, ale wyjdź i pozwól mi się ubrać. ROZDZIAŁ PIĄTY Ash dał Maggie godzinę, tylko godzinę, na zakupy. Zagroził nawet, że jeśli nie wróci na czas do samochodu, on odjedzie bez niej. O ile go znała, był gotów spełnić groźbę.