parking. – Podała mu ceny za dobę i za tydzień.

za niecałe dwa lata to ona będzie zabieganą matką ona będzie szukała smoczków i pieluch, będzie usiłowała zabawić aktywne dziecko. Dziewczynkę? Chłopczyka? @(nie wiem na 100% czy tekst nie jest pomieszany stronami??-przy czytaniu się wyjaśni) – Skąd znasz Ramonę Salazar? – zapytał. – Kogo? – Ostatnia prawną właścicielkę tego samochodu. Skąd ją znasz? Skąd masz ten wóz? – Dostałam. – Od kogo? – Od przyjaciela. Oprzytomniał. – Nie rób tego. Koniec gierek. Zgodziłem się tu przyjechać, pod warunkiem że mi wszystko opowiesz, wyjaśnisz, co się dzieje, a ty odpowiadasz półsłówkami i niedopowiedzeniami. Dość tego. – Wyjął komórkę i zadzwonił do Hayesa. – Nie! – krzyknęła. – Za późno. Skrzywiła się. – Do kogo dzwonisz? – A jak myślisz? – Na policję. – Bingo. http://www.deskatarasowa.info.pl kontrolą, że Jonas się tym zajmie albo jej powie. – W łóżku. – Bentz nagle był pewien. – Nie wiem. – Jada przewróciła oczami, teraz niebieskimi. – Może. Nie: może. Wszystko pasuje. Bentz podejrzewał, że za tym wszystkim stoi policjant. A jeśli to policjant z dostępem do baz danych, ktoś szanowany w Parker Center, kto poprzez Jonasa Hayesa dowie się, jak się rozwija śledztwo? Zawsze może wtedy wyprzedzać ich o krok. Corrine O’Donnell. Kobieta, którą rzucił dwa razy. Oba dla Jennifer. Skrzywił się, nie chciał w to uwierzyć... i nagle przypomniał sobie jej sztucznie zatroskany głos, gdy zgłaszał zaginięcie O1ivii. Jak mógł nie zwrócić na to uwagi? Corrine, związana z Jonasem, który stanowił jedyne ogniwo łączące Bentza z LAPD. Teraz wiedział już, dlaczego Jada była w stanie uprzedzić każdy jego krok. Zaschło mu w gardle, gdy wspominał miniony tydzień: martwe kobiety, wizje Jennifer, pościgi

Duch? Czy człowiek z krwi i kości? Kobieta, sobowtór jego zmarłej żony, stała w lesie, patrzyła na niego wielkimi oczami, uśmiechała się lekko... Boże, kiedyś ten uśmiech doprowadzał go do szaleństwa. Jego serce przestało bić. Poczuł dziwny chłód w żyłach. Sprawdź emeryturze, ćwiczył ze zdwojonym wysiłkiem, rozpaczliwie walczył o odzyskanie dawnej formy. Najczęściej chodził tylko o lasce, bez kuli, choć momentami odrzucał i ją, tak jak wtedy, gdy zaczynał rehabilitację i miał chodzić o kuli. Ignorował ostrzeżenia lekarzy i zmuszał się do coraz większego wysiłku. Robił wielkie postępy, jednak w jego pojęciu wciąż niewystarczające. O1ivia nie mogła przestać się o niego martwić, świadoma, że ćwiczenia mają zmniejszyć stres. Sypiał niespokojnie. Jego człowiek w wydziale, Montoya, był pochłonięty pracą i rodziną. Nawet Kristi miała w głowie tylko własny ślub. – Co powiedziałbyś, gdybym cię zaprosiła na kolację? – zapytała. – Jest poniedziałek. – I właśnie to trzeba uczcić. Żachnął się, ale i uśmiechnął, wstając z atlasu. Otarł spoconą twarz ręcznikiem. – Chyba się nudzisz, skoro uważasz, że poniedziałek to okazja do świętowania.