geometryczne. Na koniec oznajmił: „Jest pan zupełnie zdrowy, tylko czymś

na rozlewający się po kieliszkach płyn, tak gęsty, jakby lał go wprost z własnych żył. 23/86 Wącha; aromat przejrzałych czereśni i wieprzowej wędzonki wypełnia jego nozdrza. A smak? Za chwilę, niech się Gruszczyński podelektuje bukietem. – Będzie budzić umarłych – wyjaśnia Podhorecki z apokaliptyczną powagą i odpieczętowuje świeżą talię. Gruszczyński krztusi się, pluje gęstą, bordoską czerwienią. – Dobre – wydusza w końcu. Trudno zgadnąć, czy mówi o winie, czy o żarcie Podhoreckiego. Wciąż nie może się przyzwyczaić do jego cmentarnego esprit. – A na kiedy to zapowiadają znowu sąd ostateczny? – Dla mnie dziś w nocy. – Głos Podhoreckiego brzmi jak rozstrojony kontrabas i już tylko trąb anielskich brakuje do uwertury na Dzień Sądu. – Gdyby co, oddaj pieniądze http://www.dobrabudowa.com.pl ich zespołu i przygotowała się do pierwszego spotkania z Abe’em. Wydawało jej się, że podstawowe zasady działania są jasne. Dochodzenie wymagało współpracy sił lokalnych i stanowych. Abe miał zająć się badaniem zebranych przez techników dowodów i wspierać pracę śledczą swoim sporym doświadczeniem. Rainie natomiast wraz z Lukiem i trzema ochotnikami powinna prowadzić przesłuchania i sporządzić dokumentację. Miejscowi funkcjonariusze lepiej znali mieszkańców miasteczka, a poza tym nauczyciele i rodzice zapewne woleliby współpracować z nimi, niż z policją stanową. Rainie nie miała nic przeciwko temu, żeby Abe zbadał miejsce przestępstwa. Wiedziała, że potrzebuje pomocy. Ale nie mogła i nie powinna była rezygnować z kierowania śledztwem. I w ogóle nie ma o czym mówić. A przynajmniej tak jej się wydawało jeszcze o siódmej rano. – Zawaliłaś sprawę – oznajmił Sanders, najwyraźniej zniecierpliwiony, że nie dotarło to do niej za pierwszym razem. – Jesteś niedoświadczona, nie radzisz sobie.

Ale gdzie tam! Zachwiały się czerwone, lśniące liście, rozległ się lekki szelest uciekających nóg. – Doktorze, pan w lewo, ja w prawo! – zakomenderował Lagrange i rzucił się w pogoń. Potknął się o jakąś grubą, wijącą się po ziemi łodygę i gruchnął płasko na ziemię. I to właśnie pomogło. Patrząc z dołu, pan Feliks zobaczył koniec stopy, wyzierający zza włochatego pnia palmy – o dziesięć kroków, nie więcej. Tam się kochaneczek schował. Sprawdź narzuconych na czarne habity) zabrali nieboszczyka do chłodni, udałem się do lecznicy doktora Korowina i choć pora była wczesna, zażądałem natychmiastowego widzenia z gwiazdą chorób nerwowo-psychicznych. Z początku za żadną cenę nie chcieli mnie wpuścić bez rekomendacji, ale znasz mnie, Przewielebny: kiedy trzeba, to ja się i przez ucho igielne przecisnę. Miałem do gwiazdy dwa pytania. Pierwsze: czy jest możliwa zbiorowa halucynacja wzrokowo-słuchowa? Drugie: czy nie zwariowałem? Korowin najpierw zajął się tym drugim pytaniem i odpowiedział na nie dopiero po godzinie. Pytał mnie o tatusia, o mamusię i innych praszczurów aż do pradziadunia Pantelejmona Lentoczkina, który zgasł na białą gorączkę. Potem świecił mi w źrenice, stukał młotkiem po stawach i kazał rysować figury geometryczne. Na koniec oznajmił: „Jest pan zupełnie zdrowy, tylko czymś mocno, aż do stanu histerii, przestraszony. Cóż, łaskawy panie, teraz możemy