wymęczona, zbyt wyczerpana psychicznie, by przejmować się jego

charytatywnych, więc obracała się w tych samych kręgach co True Gallagher. Milla nie chciała, by jej przyjaciółka wypytywała czy nagabywała biznesmena. Proszenie Susanny o dyskrecję mijało się z celem: ona powie Ripowi, Rip powie komuś jeszcze i zanim Milla się zorientuje, przejęty sprawą True Gallagher rozpęta piekło, a spłoszony Diaz zniknie. Nie mogła ryzykować, więc siedziała cicho. Już prawie kończyły, gdy Susanna, mieszając łyżeczką sorbet z papai, spytała swobodnie: an43 122 - Spotykasz się z kimś? Milla głośno się roześmiała. Plotki rozchodziły się szybko! - Jeżeli masz na myśli True Gallaghera, to odpowiedź brzmi: „nie". - Oj, słyszałam coś innego - uśmiechnęła się lekko Susanna, w jej niebieskich oczach tańczyły figlarne chochliki, - On spróbował, ja odmówiłam. To wszystko. - Słyszałam, że w sobotę wieczorem odprowadzał cię do samochodu. http://www.dobryproktolog.pl Ale nie powiedziała. Pomimo wszystkich zdroworozsądkowych powodów, które sama sobie przedstawiła... nie powiedziała nic. Zamiast tego otworzyła oczy i zwróciła twarz ku Diazowi, który właśnie pochylał się nad nią. Jego wargi były zimne, lecz jej - jeszcze zimniejsze. Ale język Diaza był ciepły, a pocałunek delikatny, wręcz nieśmiały - tak łagodnie i ostrożnie badał jej usta. Jego lewa dłoń utonęła w burzy mokrych włosów Milli; pocałował ją głębiej, mocniej, obejmując kobietę w pasie i przyciągając do siebie. Dotyk tego silnego ciała wywołał w Milli kolejną falę gorących dreszczy. Prawie zapomniała o chłodzie i przemarznięciu, choć wciąż drżała w mokrym ubraniu. Diaz oderwał się od ust Milli i odgarnął mokre włosy z jej twarzy, nie spuszczając wzroku z kobiety.

inicjatywę. Po śniadaniu zniknął i od tego czasu - a minęły przecież cztery dni - nie miała żadnych wiadomości. Tymczasem prawie minął już pierwszy tydzień października. Czy wszystko było z nim w porządku? Czy spotkał się z synem Loli? ** Sprawdź narazisz się na zbyt wielkie niebezpieczeństwo. Lepiej będzie, jeśli ci ludzie w ogóle nie poznają twojego nazwiska. A najlepiej, jeżeli wcale cię nie zauważą. - Mojego nazwiska nie ma w książce telefonicznej. Na wizytówkach mam adres biura Poszukiwaczy - To dobrze. Ale nie zaszkodzi jeszcze jedna warstwa ochronna pomiędzy tobą a nimi. Ja ich znam. I umiem sobie z nimi radzić. - Ale czy to nie znaczy, że sam będziesz narażony na niebezpieczeństwo? Przecież przez te wszystkie lata wyrobiłam sobie dzięki Poszukiwaczom opinię osoby zainteresowanej tylko odnajdywaniem zaginionych, a nie jakąś policyjną robotą. Czemu mieliby ufać tobie bardziej niż mnie? an43