- Trzeba zanieść Danny'ego do domu - powiedział

koło domu nie było takiego preparatu. I właśnie wtedy wszystko się popsuło. Danny znów zaczął marudzić, a kiedy weszli na gorący jak piekarnik parking, rozkrzyczał się wniebogłosy. Jak na złość właśnie teraz asystent Nikosa zniknął jej z oczu. Teraz, kiedy naprawdę go potrzebowała! Była tak zrozpaczona, że poprosiłaby o pomoc R S nawet samego diabła, niestety, na podziemnym parkingu oprócz niej i Danny'ego nie było żywej duszy. Chowała do torby tubę z kremem do opalania, kiedy pasek zsunął się jej z ramienia i torba wraz z zawartością upadła na brudną betonową podłogę garażu. Carrie się rozpłakała. Patrzyła na bałagan u swych stóp, płakała i myślała, że musi sobie jakoś poradzić, ponieważ trzeba się wreszcie zająć Dannym. - Wszystko w porządku, kochanie - powiedziała do płaczącego chłopca. - Zobaczysz, będzie dobrze - powtórzyła, żeby przekonać samą siebie. Teraz trzeba było przede wszystkim wynieść Danny'ego http://www.e-okulista.com.pl/media/ nie martwię, Mike, bo tego właśnie chciałam. No nie, chyba się przesłyszał. Ale Clare nagle się zaśmiała. To obłęd, rzekł sobie i uczepił się tej opcji. Ale ten śmiech... Taki ochrypły, szorstki... - To prawda, Mike. - Zerknęła na niego przelotnie. - Zrobiłam to specjalnie, tak samo jak poprzednim razem, kiedy zabiłam naszego synka. - Wcale go nie zabiłaś. Sto razy ci mówiłem, że to nie twoja wina. - Owszem, moja. - Uczepiła się palcami jego koszuli jak dziecko spódnicy matki. - Nasz synek nie umarł tak po prostu, nie miał problemów z oddychaniem, w każdym razie nie takie, jak myślałeś...

się zamydlić oczu. Więc, Lizzie Piper, lepiej weź się w garść. - Trochę boli mnie głowa - skłamała. - Nic wielkiego. - Na pewno? - Na pewno. - I dalej przygotowywała toad-in-thehóle. - Tylko mnóstwo bisto poproszę. Sprawdź - Ej, chwileczkę - zaprotestował Ash. - Co pani właściwie robi? - Proszę się nie denerwować. - Poklepała uspokajająco Asha po ramieniu. - Muszę ją rozebrać do ważenia. Co też natychmiast wykonała. - Cztery kilogramy i pięćdziesiąt trzy dekagramy - oznajmiła, kładąc Laurę z powrotem na stole. - Pobiorę jeszcze krew, a potem obejrzy ją doktor Clark. Ash zbladł. - Krew? Po co pobierać jej krew? Betty przetarła stopkę małej wacikiem i sięgnęła po lancet. - Podczas pierwszej wizyty od wszystkich dzieci