się trudne do zniesienia.

jasna. - on jej nienawidził. Zresztą nadal jej nienawidzi. Ja nie. Dzięki niej czułem się ważny. Mówiła mi to, czego nie mogła powiedzieć nikomu innemu. Tylko ja potrafiłem rozproszyć jej smutek, kiedy płakała, bo o niej plotkowano, bo jakiś mężczyzna ją rozczarował, bo pokłóciła się z mężem, bo najstarszy syn zażądał, żeby przestała przynosić wstyd rodzinie. Liczyła na mnie i dawała mi wszystko, czego tylko chciałem,: żeby się upewnić, że przynajmniej jedna osoba w rodzinie stoi; po jej stronie. Becky zrozumiała, że jest zły na zmarłą. Nietrudno było zrozumieć dlaczego. Księżna traktowała go jak ulubione zwierzątko, a potem z łatwością porzucała dla nowych romansów. - Musiałeś być zrozpaczony, kiedy zginęła. - Przeciwnie, byłem wściekły. Mówiłem jej, żeby tam nie jechała, bo to zbyt niebezpieczne. Ale jego wysokość, jak zawsze, na wszystko się zgodził. Twoje zdrowie, Georgiano! Nie byłaś tchórzem! - Wzniósł toast filiżanką kawy, ale tonem pełnym sarkazmu. Becky zrozumiała, że nigdy nie wybaczył matce zdrady. Może dlatego nie ufał kobietom? Pod maską rozpustnika krył się ktoś dużo wrażliwszy, niż na początku sądziła. - Mimo tego, co sobie pewnie myślisz - zaczęła, patrząc w swoją filiżankę - nie wszystkie kobiety myślą wyłącznie o sobie. - Naprawdę? - spytał pozornie beztroskim tonem, przeglądając niedbale poranną gazetę. - Tak! - W Becky rósł gniew na księżnę. Mogła sobie być bohaterką, ale jakże dotkliwie raniła najbliższych! - Zapewniam cię, że gdyby w Buckley on the Heath matka http://www.exspres-przewozosob.com.pl/media/ Przesunęła się nieznacznie w bok, by choć częściowo osłonić Edwarda własnym ciałem. Ciekawe, czy człowiek Blaque’a ma dla niej jakąś wiadomość? A może wysłano go, by się trochę rozejrzał? Instynkt podpowiadał jej, że chodzi raczej o to drugie. Jeszcze raz omiotła spojrzeniem kolorowy tłum. Kiedy napotkała oczami wzrok mężczyzny, ich spojrzenia skrzyżowały się na ułamek sekundy. Rozpoznał ją, ale nie dał żadnego znaku. Pierwsza odwróciła od niego wzrok. Za kilka dni i tak mają się spotkać w muzeum. Tymczasem ceremonia trwała dalej. Gdy przemówienia dobiegły końca, kapitan zaprosił gości na okręt. Na czele grupy najwyższych oficerów kroczył Edward i przyjmował saluty marynarzy. Bella w towarzystwie żony admirała szła kilka kroków za nim. Co pewien czas zatrzymywał się, by zapytać o coś lub porozmawiać z członkami załogi. Bella spostrzegła, że zainteresowanie nie wynikało ze zdawkowej uprzejmość władcy. Kiedy marynarze odpowiadali, Edward słuchał ich z autentyczną uwagą. Widać było, że ludzie poważają go i szanują. A nawet kochają tą specyficzną miłością, jaką żołnierze darzą dobrego dowódcę. Edward dość szybko przemierzał wyszorowane do czysta pokłady. Musiał zadać pewne pytania i pochwalić ludzi, ale nie chciał przedłużać wizytacji. Zdawał sobie sprawę, że w kajutach od dawna czekają spakowane marynarskie worki. Gdy tylko było to możliwe, wymienił pożegnalny uścisk dłoni z kapitanem i energicznie opuścił okręt. Protokół wymagał, by książę został odprowadzony do siedziby dowództwa i pożegnany z należnymi honorami. Właśnie tam Bella zauważyła u Edwarda pierwsze oznaki zniecierpliwienia. Nadal był uśmiechnięty i uprzejmy, nadal ściskał i całował dłonie, ale coraz częściej zerkał ukradkiem w stronę wyjścia. Dopiero kiedy wsiedli do samochodu, pozwolił sobie na głębokie w westchnienie ulgi i ciche przekleństwo. - Słucham, Wasza Wysokość? Delikatnie poklepał ją po ręce. - Cztery godziny to kawał czasu. Dziękuję, że pomogłaś mi to przetrwać. Boże, jakie to nudne! - Ja się wcale nie nudziłam - zaprzeczyła gorąco, ale z rozkoszą przyjęła pierwszy powiew wiatru we włosach, gdy kabriolet zaczął nabierać prędkości. - Zwiedzanie statku było bardzo kształcące - zauważyła. - Podobał mi się przepis na naleśniki, który kucharz oprawił w ramki. Rozbawiło mnie, że mąkę odmierza się tam na kilogramy. - Po paru miesiącach na morzu jedzenie staje się sprawą wielkiej wagi - rzekł Edward z uśmiechem. - Gdybym wiedział, że zainteresował cię okręt, nie spieszyłbym się tak bardzo. - Domyślam się, że takie rzeczy to dla ciebie żadna przyjemność. Po jakimś czasie wszystko powszednieje. - Nie o to chodzi. Po prostu żal mi było marynarzy. Wiem, że chcieli jak najszybciej zejść na ląd, do swoich żon lub kochanek. Albo jednych i drugich. - Zerknął na nią, uśmiechając się kątem ust. - Nawet nie wiesz - dodał - co znaczą cztery miesiące na morzu, gdy za jedyne damskie towarzystwo musi wystarczyć fotka roznegliżowanej modelki. Miała ochotę się uśmiechnąć, ale nie zrobiła tego.

Przez Emmetta dowiedziała się, że przestępcza siatka została doszczętnie rozbita, a szefowie ISS docenili jej zasługi i w nagrodę awansowała na stopień kapitana. Miała więc powody do satysfakcji. Jednak zamiast się cieszyć, wierciła się niecierpliwie w łóżku i planowała, jak z niego uciec. Dopiero w dniu bożonarodzeniowego balu Alice przyniosła jej pomyślne wieści. - Nie śpisz? Doskonale! - zawołała już w progu. - Pewnie, że nie. I zaraz tu zwariuję - jęknęła żałośnie. Alice przysiadła na brzegu łóżka. - Bella, nie będę ciągle powtarzać, jak bardzo jestem ci wdzięczna. Zamiast tego przekażę ci ostatnie polecenia doktora. - Oszczędź mi tego! Sprawdź - Pamiętam. - Długo nie mogłem pojąć, co się ze mną działo. Wystarczyło, że cię dotknąłem, i zmiękły mi kolana. - Pocałuj mnie - poprosiła i pociągnęła go ku sobie. Po chwili zaskoczona spojrzała mu w oczy. Nie tego oczekiwała. W jego pocałunku, w dotyku rąk były bezgraniczna czułość i łagodność. - Co się stało? - wyszeptała. - Ciii - uspokajał ją, gładząc jej twarz i włosy. Czekał, aż się odpręży i będzie gotowa przyjąć to, co chciał jej ofiarować. Ona zaś pojęta, że Edward chce się kochać z Bellą, którą w brutalny sposób utracił. Na myśl o tym pod powiekami zapiekły ją łzy. Wzruszenie było tak silne, że zaczęła drżeć. Nie była tą Bellą, którą pokochał, ale mogła dać mu to, czego pragnął od tamtej kobiety. Natychmiast odczuł zmianę, która w niej nastąpiła. Jej uległość i całkowite poddanie dały mu większą rozkosz niż najbardziej wyrafinowana pieszczota. - O tak, tak jest dobrze - szeptał, całując jej szyję. Pragnął podarować jej to, co w miłości najlepsze. Nie gwałtowną namiętność i zatracenie, ale czułość i nieskończoną dobroć. Łagodnie pieścił jej gładką skórę. Każdym ruchem i pocałunkiem z pokorą prosił o to, co samowolnie wziął ubiegłej nocy. Z zachwytem obserwował, jak narasta w niej podniecenie. Szeptał do niej czule tysiące obietnic, nazywał ją najsłodszymi imionami. Odwzajemniała się, wypowiadając słowa cichsze niż szum strumienia. Zachwycała się jego złotą od słońca skórą. Z rozkoszą gładziła jego ramiona, takie mocne i gorące. Jej kochanek. Uniosła głowę i mocno pocałowała go w usta. Jeśli polana nad strumieniem jest naprawdę magiczna, to również taka jest ta chwila. Przez całe życie konsekwentnie odmawiała sobie prawa do marzeń, teraz jednak chciała się w nich zupełnie zatracić. Całą sobą dawała mu wszystko, co była w stanie dać. Właśnie tego od niej chciał, na to czekał. W ich miłości było dużo więcej niż żądza i zaspokojenie zmysłów. Bella dotykała i całowała Edwarda tak, jakby był jej pierwszym i jedynym kochankiem. On pieścił ją w taki sam sposób. Ich połączone ciała poruszały się harmonijnym rytmem, bez gwałtownych ruchów i niecierpliwego pośpiechu. Momentami czuli się tak, jakby naprawdę stanowili jedność. Rozkosz przyszła do nich w tej samej chwili i zagarnęła ich niczym łagodna fala. Wyniosła ich wysoko, a potem pozwoliła spokojnie wrócić na brzeg. - Pan mnie wzywał, monsieur Blaque? - Tak, James. - Blaque bez pośpiechu podniósł dzbanek. Podobał mu się angielski zwyczaj picia herbaty po południu. Uważał go za wytworny. - Przygotowałem listę zakupów - oznajmił, wskazując biurko. - Chcę, żebyś zajął się tym osobiście.