- Tak. Byłem przy niej cały czas. Ale... nie wiedziałem,

przepadał za swoim najmłodszym synem - miał z tego powodu wyrzuty sumienia, ale nie mógł nic na to poradzić. Donny marudził, narzekał, a Peggy Sue go rozpieszczała i nigdy nie pozwalała Shepowi zlać chłopaka paskiem, nawet jeśli na to zasłużył. Zakręcił kurek, wyprostował się i zerknął przez boczne podwórze na ulicę, którą akurat przejeżdżał stary gruchot marki El Camino. Za kierownicą, z rozwianymi czarnymi włosami i papierosem w czerwonych, wilgotnych ustach, siedziała Vianca Estevan, córka człowieka, którego wedle powszechnej opinii Ross McCallum wyprawił przedwcześnie na tamten świat. Zbyt duże okulary przeciwsłoneczne zakrywały dobrze znane Shepowi oczy - oczy, które płonęły niczym węgielki. Jedno krótkie spojrzenie - i już zauważył, że Vianca ma na sobie głęboko wyciętą, białą koszulkę, która częściowo obnaża jej piersi. Kiedy wrócił do domu, zacisnął zęby, próbując zignorować kolejną erekcję. Tymczasem Peggy Sue kroiła cebulę, a bekon skwierczał w rondelku na płycie piekarnika. Krople rozgrzanego tłuszczu, podskakiwały i spadały na blat. - Wspaniale pachnie. Nic nie odpowiedziała. Sięgając do lodówki po następne piwo, pomyślał, że jego żona jest ostatnio podenerwowana. Zerknęła tylko na niego, zacisnęła wargi i nie gderała. Wiedziała, że nie warto. Shep przyglądał się jej i znowu poczuł twardość w spodniach. Ile to czasu się nie kochali? Tydzień? Dwa? Długo. Próbował przytulać się do niej co noc, ale ona ciągle powtarzała, że nie jest w nastroju, a potem odwracała się na bok w ich małżeńskim łożu ze zwisającym materacem i zostawiała go niezaspokojonego. - Ubiegasz się o posadę szeryfa? - zapytała w końcu, wrzucając garść talarków cebuli do rondelka. Natychmiast zaczęły skwierczeć w gorącym tłuszczu. http://www.fotonetia.pl/media/ - Nie trudź się. - Ja tylko pomyślałem, że skoro próbujesz odnaleźć córkę, może byłaby to odpowiednia pora... - Daj sobie spokój. - Nevada był nieprzejednany. Kobieta, która go urodziła, wyszła z domu i nie wróciła, kiedy był jeszcze tak mały, że nawet jej nie zapamiętał. Stwierdził, że po prostu go nie chciała, chociaż nie umiał sobie wyobrazić, z jakiego powodu. Jako chłopiec próbował zrozumieć odrzucenie i gdzieś w najmroczniej szych zakamarkach jego duszy zagościła myśl, że nie był dość dobry, choć racjonalny umysł sugerował inne, bardziej konkretne i oczywiste przyczyny. Była młoda. Jej mąż był pijakiem. Musiała uciec, żeby przetrwać. Ale zostawiła Nevadę. Z tego, co było mu wiadomo, nigdy nie wróciła. Może nawet już nie żyła. Albo mamie egzystowała w jakimś domu opieki. Albo zaliczała się do wyższych sfer i miała willę nad Morzem Śródziemnym. Zresztą, to było bez znaczenia. Matka nie liczyła się w jego życiu, chociaż stanowiła jeden z osobliwych powodów, dla których postanowił sobie, że odnajdzie własne dziecko i nawiąże z nim kontakt. O ile pozwolą na to sama Elizabeth i osoba, która ją zaadoptowała.

Swiat zawirował jej przed oczami. Nick odrzucił głowe do tyłu, obejmujac Marle z taka siła, jakby nigdy nie miał zamiaru wypuscic jej z ramion, napre¿ony jak struna, wibrujac ta sama nuta. Ukrył twarz w zagłebieniu jej szyi. - Wiedziałem - powiedział, dyszac cie¿ko, wsuwajac dłonie w jej włosy i unoszac głowe, ¿eby spojrzec jej w twarz. Sprawdź Porównała swoje pismo z tym z kalendarza. Było inne, bardziej wyraziste i mniej porzadne ni¿ pismo Marli... a mo¿e to ju¿ 122 choroba psychiczna? Ponownie skresliła na kartce swoje imie. Potem imie Aleksa. I Nicka. Mo¿e ró¿nica została spowodowana wypadkiem. Tego nie mo¿na wykluczyc, ale ciagle czuła sie jakos dziwnie... niesamowicie... Pióro wypadło jej z dłoni. Musi sie pozbyc wra¿enia, ¿e cos tu nie gra. Czepia sie nieistotnych szczegółów, bez ¿adnej przyczyny. A co z podró¿a do Santa Cruz? Dlaczego w kalendarzu nie ma nic na ten temat? Mo¿e chciała odejsc od Aleksa. Ale dziecko? I Cissy... A