peanów na jego cześć. Można było odnieść wrażenie, że Rose i Fiona bardziej są

- Nie ma za co. Nie zniósłbym widoku tego idioty ani minuty dłużej. Pani Delacroix poklepała ją po ramieniu. - Tak, moja droga, co za okropny człowiek. Naprawdę jesteś siostrzenicą diuka Monmoutha? - Mamo - skarciła ją Rose. - Lex później nam wszystko opowie. Chodźmy już. Zimno mi. Przez całą drogę do Balfour House lord Kilcairn nie odezwał się słowem. Gdy panie Delacroix udały się na górę, chwycił guwernantkę za ramię. - Wimbole, panna Gallant i ja będziemy w ogrodzie. - Tak, milordzie. Hrabia poprowadził ją do wyjścia. Zeszli po schodach. - Na pewno chce pan wiedzieć, dlaczego nie wspomniałam o swoich koligacjach, kiedy mnie pan zatrudniał - domyśliła się Alexandra, idąc ścieżką wysadzaną różami. - Nie utrzymuję stosunków z moją rodziną. - A przez cały czas zmuszała mnie pani, żebym był miły dla moich krewniaczek. Czy to nie hipokryzja? - Nie. To zupełnie inna sytuacja. Proszę. Jestem bardzo zmęczona i nie chcę więcej rozmawiać na ten temat. - Ale ja chcę. Wcale nie oczekiwała, że hrabia zrezygnuje z wyjaśnień. Zasłużył sobie na nie, stając w jej obronie. Westchnęła ciężko. W chłodnym nocnym powietrzu jej oddech zmienił się w http://www.gabinety-stomatologiczne.net.pl ła tuż obok, krążyła w pobliżu, starając się zaspokoić wszystkie ich potrzeby. Tom Fields miał pewność, że kiedy przebywa w biurze, jego dzieciom nie dzieje się żadna krzywda, są całkowicie bezpieczne. Mary natomiast uwolniła się od niezliczonych codziennych obowiązków oraz trosk. Nareszcie nie musia- ła budzić maluchów, ubierać, pilnować, czy się umyły, zjadły przygotowany posiłek itp. Nie potrzebowała ich na- wet zawozić do szkoły. Po lekcjach, gdy dzieci nie pojawia- ły się w domu o wyznaczonej porze, nie wpadała od razu w popłoch i nie biegała tam i z powrotem po pokoju, peł- na najgorszych przeczuć. Błędem byłoby jednak sądzić, że Niania nadmiernie

- Uprzedzałem, że nie dostanie więcej... - Niech pan złoży propozycję, która nie będzie wymagała od niej opuszczenia Londynu - przerwał mu Lucien, wstając. - W tym rzecz, że nie chcę jej w Londynie. Sądziłem, że wyraziłem się jasno. Kilcairn podszedł do diuka, wyjął mu szklaneczkę z rąk i cisnął nią o ścianę. Na perski dywan spadł deszcz odłamków. Sprawdź zauważyła, że jej pracodawca trzyma w ręce smycz, a przy jego nodze siedzi Szekspir. - To prawda, ciociu Fiono. Nie widzę powodu, żeby zaprzeczać. - Ha! - Wybaczcie, że panna Gallant na chwilę was opuści. Musimy omówić warunki umowy. - Och, proszę zostać! - zawołała Rose. Milczała przez całą tyradę matki, tak że Alexandra prawie zapomniała o jej obecności. - Pan żartuje, milordzie - powiedziała lekkim tonem. - Pani Delacroix właśnie zaznajamiała mnie z historią rodziny Balfour. Hrabia przeniósł spojrzenie na ciotkę. Nie wyglądał na zadowolonego. - To bardzo miłe, ale muszę zamienić z panią słowo, panno Gallant. Teraz. - Oczywiście, milordzie. - Zacisnęła szczęki, odstawiła filiżankę i wstała. - Pani Delacroix, panno Delacroix, proszę mi wybaczyć.