Z mieszkania nie dochodziły ¿adne dzwieki - ani szum

ogladał. Marla przypomniała sobie szafki na dokumenty, które widziała w gabinecie. Wystarczyłoby zamknac je na klucz. Po co zaraz zamykac wszystkie pokoje? - Mam nadzieje, ¿e słu¿ba jest uczciwa - powiedziała. - Owszem. Jestem tylko ostro¿ny. Z powodu pozycji, jaka zajmuje. Albo dlatego, ¿e masz cos jeszcze do ukrycia. - Czuje sie przez to tak, jakbym była tu intruzem. - Niepotrzebnie. - Palcami, miedzy którymi trzymał papierosa, potarł skron, jakby i jego dreczył ból głowy. 177 Zegar na dole cicho odliczał sekundy. Marla czuła sie bardzo nieszczesliwa. Jak to sie stało, ¿e tak bardzo sie od siebie oddalili? Jak bardzo jeszcze sie od siebie oddala? - Posłuchaj, kochanie, masz racje. Kłócilismy sie okropnie - przyznał. - Czesciej, ni¿ chciałbym przyznac. Ale nie zamykam swoich pokoi ani swoich dokumentów przed toba. - Potrzasnał głowa. - Na pewno nie... i... miałem nadzieje, ¿e... O Bo¿e, Marla, mogłas zginac w tym wypadku, zostawic http://www.gabinety-stomatologiczne.net.pl/media/ - To wszystko? - spytał Walt nie kryjac sarkazmu. - Niezupełnie - Nick własnie sie rozkrecił. Czuł taki sam przypływ adrenaliny, jak wtedy, kiedy niezle zarabiał jako konsultant wynajmowany przez znajdujace sie w kłopotach firmy. - Jutro wysle ci faksem liste pracowników przedsiebiorstwa i nazwiska kilku przyjaciół rodziny, których trzeba sprawdzic. - Nick, ciagnac za soba sznur telefonu, podszedł do okna. Zobaczył Cherise stojaca pod parasolem na rogu ulicy spogladała własnie na zegarek... a mo¿e to nie była 155 Cherise? Wyszła ponad dziesiec minut temu, a czarne d¿insy i skórzane kurtki nosiło wiele kobiet w tym miescie. Poza tym było ciemno, uliczne lampy rzucały słabe, mgliste swiatło. W

nigdy nie nosiła sukienek po kims... na pewno... a jednak ta suknia, z miekkiej, błekitnej materii, cała naszywana cekinami, tkwiła głeboko w jej pamieci. Pamietała, jak gładziła spódnice, czujac pod palcami gładki materiał, wiedzac, ¿e ta cudowna suknia nale¿y do innej dziewczyny... której nie lubiła... Kiedy? Gdzie? Sprawdź - Wiem, wiem, patrzysz na mnie i masz nadzieje, ¿e zostałes adoptowany, co? - Mrugneła do niego. Kiedy skonczył, odstawiła prawie pusta butelke na stolik, podniosła małego i uło¿yła go sobie na piersi, czekajac, a¿ mu sie odbije. - Dobry dzieciak, mówie pani - powiedziała Fiona, wieszajac kocyk w nogach łó¿eczka. - Byłam ju¿ z ró¿nymi, ale ¿adne nie było takie grzeczne jak mały James. - Zawahała sie. - Cissy musiała byc trudna, co? Niestety, nie pamietam, pomyslała Marla. - Uparta dziewczyna - ciagneła Fiona. - Wpakuje sie w kłopoty. - Wzieła butelke i zmarszczyła brwi, jakby nagle zdała sobie sprawe, ¿e posuneła sie za daleko. - To nie moja sprawa, oczywiscie. No, zabiore teraz małego na dół do kojca.