Nie dopuści do tego. A jednak, ilekroć zamykała oczy, paraliżowały ją strach i ból. Widziała swoją skórę, jak marszczy się w ogniu, czuła, jak płomienie chciwie pożerają mięśnie i kości. Ogień osmali jej włosy i rzęsy... Krzyczała ze strachu pod pokładem pustej łodzi. I nikt jej nie słyszał. Wizja była tak przerażająca, tak boleśnie rzeczywista, że O1ivia starała się nie zamykać oczu. Ponura cuchnąca klatka była lepsza niż te wizje. Jednak rzeczywistość oznaczała także walkę z przeznaczeniem. Wiedziała, że musi walczyć. Kiedy nadejdzie odpowiednia pora, musi zaatakować porywaczkę. Wolałaby zmierzyć się z nożem czy pistoletem, niż tkwić w klatce jak zwierzę, czekając na kolejny krok wariatki. Teraz przynajmniej minęło dość czasu i nie tylko jej umysł, ale także ciało funkcjonowały sprawnie. Na zewnątrz wschodziło słońce, a ona planowała ucieczkę. Nie ulęknie się, nawet jeśli porywaczka jej zagrozi. Proszę bardzo. Kim jest ta wariatka? I czego chce? Dlaczego ją porwała? Co gorsza, jakie ma plany? Na pewno nic dobrego, tyle O1ivia już wiedziała. http://www.gabryjaczyk.com.pl trzyma kupy? – Zaciągnął się mocno dymem. – Czy może jednak jest to odrobinę podejrzane? – Przecież nie wyjeżdża z kraju. – No, nie. Tylko z Los Angeles. I nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – Bo nie wiem, co odpowiedzieć. Hayes spojrzał na Bledsoe, który stał przy swoim kabriolecie. Starszy model bmw. Rano opuścił dach i czarne skórzane siedzenia smażyły się słońcu. – Przejrzałeś jego notatki? – Owszem. – Bledsoe niechętnie skinął głową. – Wszystko, co miał o McIntyre i Newell. Wygląda na to, że obie były o nim złego zdania. Nasz przyjaciel nie może narzekać, że ma za dużo wielbicieli, ale chyba brakuje mu piątej klepki, chyba wiesz, co mam na myśli. – Coś jeszcze? – To, co sam mówił. Zdjęcia, sfałszowany akt zgonu, zapiski o srebrnym chevrolecie z przeterminowaną przepustką ze szpitala świętego Augustyna i pytania o Ramonę Salazar,
tożsamość sobowtóra Jennifer. Ba, prawdopodobnie współpracuje z tą osobą. Muszą go odnaleźć. – Pojawi się prędzej czy później – powiedział Bentz. – Idziemy. Martinez zeskoczyła z biurka. Hayes odsunął krzesło. – Może los się do nas uśmiechnie. Sprawdź w jej wypadek. I nie kupiłam wersji o samobójstwie. Uwielbiała dramatyzować, ale wypadek samochodowy? – Pokręciła głową. – To nie w jej stylu. Ewentualnie tabletki... Chociaż i to uważam za mało prawdopodobne. Owszem, była destruktywna, przyznaję, ale nie na tyle, żeby targnąć się na własne życie. – Podniosła wzrok na Bentza. – Jennifer była typem kobiety, która podejmie próbę samobójczą żeby zwrócić na siebie uwagę, ale żeby wjechać na drzewo? Pozwolić, by jej ciało przeleciało przez przednią szybę? Ryzykować takie obrażenia? O nie. Nie miała na to dość odwagi. Mogła przeżyć, skończyć w wózku inwalidzkim, brzydka, oszpecona. – Lorraine energicznie potrząsała głową. Skrzyżowała ręce na piersi. – O nie. Pokazał jej zdjęcia, ale akt zgonu na razie zachował dla siebie. – O Boże. – Z niedowierzaniem wpatrywała się w zdjęcia przyrodniej siostry. – To... Naprawdę wygląda jak Jen, owszem, ale to na pewno sobowtór, ktoś, kto jest do niej podobny jak dwie krople wody i twój wróg, nie wiem, przestępca, którego posłałeś za kratki,