się płynącym z nieba oczyszczającym

– Andre, tysiąc razy prosiłam pana, by mi nie przypominać o moim potwornym nazwisku! – zawołała pani Borejko głosem, który mężczyzna określiłby prawdopodobnie jako dźwięczny, pani Lisicynej natomiast wydał się nieprzyjemnie przenikliwy. – Co jest potwornego w nazwisku „Borejko”? – spytała Polina Andriejewna, uśmiechając się jeszcze przyjaźniej, i powtórzyła, jakby smakując: – Borejko, Borejko... Jak najzwyklejsze nazwisko. – W tym właśnie rzecz – z powagą wyjaśnił doktor. – Nie znosimy wszystkiego, co zwykłe; co zwykłe, to dla nas wulgarne. Na przykład „Lidia Jewgieniewna” brzmi melodyjnie, szlachetnie. Proszę powiedzieć – zwrócił się do brunetki, zachowując wciąż ten sam, pełen szacunku wyraz twarzy – dlaczego pani jest zawsze ubrana na czarno? Czy to żałoba po pani życiu? Polina Andriejewna roześmiała się, doceniwszy oczytanie Korowina, ale Lidia Jewgieniewna cytatu z nowomodnej sztuki, zdaje się, nie rozpoznała. – Noszę żałobę, bo na świecie nie ma już prawdziwej miłości – odpowiedziała posępnie młoda dama, siadając do stołu. Uczta w samej rzeczy była zachwycająca, doktor powiedział prawdę. Polina Andriejewna, która w ciągu dnia zdążyła się przegłodzić, oddała sprawiedliwość i tarteletkom z przecieranymi karczochami, i pierożkom mignon z cielęcym sercem, i maleńkim canapes royals – jej talerz, który w czarodziejski sposób opustoszał, znów wypełnił się przekąskami i wkrótce na nowo był pusty. http://www.grog.net.pl/media/ Jezu, miała dzisiaj w głowie prawdziwy mętlik. Czy ktoś łaskawie mógłby skoczyć po butelkę piwa? W końcu udało jej się zapiąć bluzkę, wciągnęła brzuch i wyszła do oczekujących na nią mężczyzn. – W porządku? – zapytał od razu Quincy. Zawsze musiał wszystko zauważyć. – Cudownie. – Wykonała piruet, zastanawiając się, gdzie, u licha, ma wcisnąć broń. – Z tyłu za pas – poradził Sanders. – Nie mogę. – A to czemu? – Bo ta spódnica jest, kurwa, za ciasna! – Dobrze, już dobrze. – Sanders podniósł ręce i odszedł. Quincy ułożył w stos sześć białych ręczników i wsunął między nie pistolet tak, żeby kolba wystawała odrobinkę, niewidoczna dla osoby, która otworzy drzwi. Podał Rainie

Początkowo jego plany co do Bakersville były skromne. Ale kiedy ujrzał Rainie, wszystko się zmieniło. Ostrożnie wycofał się i skrył wśród niskich krzewów. Odsunął od oczu lornetkę. Rzucił ostatnie zachwycone spojrzenie na swoją broń i pozwolił sobie na chwilę wspomnień: jak było cudownie... Po chwili ruszył w drogę. Miał jeszcze tyle do zrobienia przed długą podróżą do hotelu. Sprawdź W pierwszej chwili pomyślałam sobie: podrzucili. Przestępca podrzucił. Ale potem przyłożyłam kalosz Lampego do podeszwy buta i stwierdziłam, że rozmiar jest ten sam. Stopę ma fizyk maleńką, kobiecą niemal, pomyłki więc być nie mogło. Nagle jakby mi się oczy otworzyły. Wszystko się dopasowało! Czarny Mnich to oczywiście Lampe, zwariowany fizyk. Prawdę mówiąc, nie może to być nikt inny. Powinnam była się domyślić o wiele wcześniej. Myślę, że było tak. Opętany maniakalną myślą o jakiejś „emanacji śmierci”, wydzielanej jakoby przez Wyspę Rubieżną, Lampę postanowił usunąć wszystkich z „przeklętego” miejsca. Z umysłowo chorymi, jak wiadomo, często bywa tak, że szalona jest tylko ich podstawowa idea, przy jej realizacji natomiast potrafią dokazywać cudów zręczności i sprytu. Najpierw fizyk wymyślił sztuczkę z chodzącym po wodzie Wasiliskiem – schowana pod wodą ławeczka, kaptur, przemyślna latarenka, grobowy głos przemawiający do przerażonego