– Nie.

Dzięki GPS poruszał się bezbłędnie wąskimi uliczkami miasteczka słynnego z malowniczości. Wszędzie wzrok kusiły kwiaty i czerwone dachówki. Gdy zapadał zmierzch, przejeżdżał przez centrum. Ludzie oglądali wystawy, siedzieli pod parasolami w narożnych knajpkach. Bentz minął tory kolejowe i przejechał jeszcze prawie trzydzieści kilometrów, coraz dalej od centrum, do podupadłej dzielnicy. Minął ciąg magazynów na starym San Miguel Boulevard, przejechał wyschłe koryto rzeki, znalazł się w ślepym zaułku. W miasteczku, pełnym życia i uroku, ta ulica wydawała się zaniedbana i brzydka. W oknach płowiały tabliczki „Do wynajęcia”. Gdy nazwa zajazdu pojawiła się po jego prawej stronie, zwolnił. Na trawniku bujnie pieniły się chwasty, fasady domów pokrywały grarltti. Najwyraźniej na tę część miasteczka przyszły ciężkie czasy. Bentz zawrócił i zaparkował na zarośniętym parkingu, przy którym przycupnęła nieduża księgarnia, sklep z używaną odzieżą i zapyziały sklepik spożywczy. Kolejny lokal, do niedawna pizzeria, jeśli wierzyć szyldom, świecił pustkami, a w oknie ktoś przykleił kartkę z napisem: „Do wynajęcia” i miejscowym numerem telefonu. Wyglądało na to, że interesy idą dobrze tylko w sąsiedniej tawernie, która oferowała we wtorki dwa drinki w cenie jednego. Kilka sfatygowanych pikapów, brudna furgonetka ze słowem „Brudas’„ wypisanym na zderzaku, poobijany czerwony saturn i srebrzysty chevrolet z naklejką na szybie stały na zakurzonym parkingu. Wyczuwał tu starość, smutek i rozpacz, jakby ta część miasteczka rozpaczliwie czepiała się wspomnień o lepszej przeszłości. http://www.kon-krakow.pl/media/ Shana McIntyre była wściekła jak diabli. Podeszła do szafy z cedrowego drzewa i energicznie ściągnęła opaskę z włosów. Niepotrzebnie rozmawiała z Bentzem, niepotrzebnie mu zaufała, w ogóle niepotrzebnie otwierała usta. Jennifer nie żyje, do jasnej cholery. Wjechała na drzewo i teraz spoczywa w pokoju. W ogromnej garderobie, połączonej z łazienką, Shana ściągnęła spódniczkę od stroju tenisowego, zdjęła przez głowę koszulkę bez rękawów i stanęła przed lustrem naga. Nieźle jak na kobietę pod pięćdziesiątkę, pomyślała, choć trzeba chyba pomyśleć o operacji biustu i liftingu twarzy w ciągu najbliższych pięciu lat. Kolejne operacje po liposukcji i operacji pośladków. Uniosła piersi tak, że znowu sterczały, i pomyślała, że przyda się też zmiana rozmiaru z B na C. Tak, to dobry pomysł. Naciągnęła skórę wokół ust i na szyi. Zmarszczki nie są jeszcze bardzo widoczne, ale skóra już obwisła, a będzie jeszcze gorzej. Jennifer Bentz nie musi się przynajmniej martwić zmarszczkami, starczymi plamami czy cellulitem.

Wtedy także Bentz się o tym dowie. Rozdział 38 Dentz wrócił do SoCal nakręcony kofeiną, adrenaliną i brakiem snu. To wszystko jednak tłumił strach o O1ivię. Umierał z przerażenia. Czas mijał, a on wiedział tyle samo co wcześniej, czyli nic. Fernando Valdez milczał jak zaklęty. Sprawdź zabójczo w sukni ze strusimi piórami. Montoya nawet się nie uśmiechnął. – Myślisz, że to zabawne? – Ja to wiem. Tym razem Montoya też się nie roześmiał. – Widziałeś swoją eks? Bentz zawahał się i zjechał z autostrady. – Być może – przyznał, zwalniając na czerwonym świetle. – Nie jestem pewien. – Naprawdę? – Naprawdę. I dzwoniła do mnie. Nazywała mnie naszym zdrobnieniem. – Jasne. – Tylko ci mówię. – I co z tym zrobisz?