- Jesteś kochana. - Gloria uśmiechnęła się i wybiegła przed szkołę na spotkanie przeznaczeniu.

- A co ze mną? Mam tak wisieć? - Ciszej, jeśli łaska, panno Gallant. Pani Delacroix może panią usłyszeć. A wtedy znajdziemy się w wielkich tarapatach. Wyglądało na to, że wszyscy w Balfour House potracili rozum. - Już jesteś w wielkich tarapatach, Wimbole. Zmarszczył brwi. - Może powinienem się wytłumaczyć. - O, tak, proszę. Nigdzie mi się nie spieszy. Zaczęły jej drętwieć nogi. Znowu spróbowała przesunąć się choć o cal. - Pracuję u lorda Kilcairna od dziewięciu lat. W tym czasie byłem świadkiem różnych skandalicznych incydentów, ale milczałem. Widziałem również, że hrabia staje się coraz bardziej cyniczny i zatwardziały. - Obejrzał się przez ramię, nachylił i ściszył głos. - Nie wiem, czy pani zdaje sobie z tego sprawę, czy nie, panno Gallant, ale pani obecność wywarła na niego ogromny wpływ, przy okazji zbawienny dla całej służby. Alexandra wytrzeszczyła oczy. - Jak to? Kamerdyner westchnął. - Po prawdzie, odkąd pani się zjawiła, hrabia jest dla nas milszy. Nie, żeby wcześniej był okrutny. Raczej obojętny. - Wstał. - A teraz proszę wracać do środka. - Nie mogę. Zaklinowałam się. http://www.kosmetyki-naturalne.biz.pl/media/ - Skąd wiesz, gdzie co stoi? Mnie znalezienie czegokolwiek w tym sklepie zabiera masę czasu. - Kobiety radzą sobie z tym lepiej - odparła, choć zdawała sobie sprawę, iż nie w tym rzecz. Trening, który przeszła w CIA nauczył ją spostrzegawczości. Jednym spojrzeniem ogarniała teren, notowała w pamięci szczegóły tak, by mieć opracowaną trasę ewentualnej ucieczki. Popatrzyła na inne kobiety z dziećmi zajęte zakupami. Jeszcze niedawno pomyślałaby, że prowadzą nudne życie. Dziś im zazdrościła, zaczęła bowiem wątpić, czy praca w CIA naprawdę daje jej szczęście. Zrozumiała, że przestała czuć się szczęśliwa, gdy zakochała się w mężczyźnie, który towarzyszył jej dziś na zakupach. Nie oczekiwała, że się zakocha, a jednak tak się stało. Myśl, że będzie musiała opuścić Bryce'a i jego dziecko, sprawiała jej ból. Nie kontaktowała się ze swoim szefem w CIA, ponieważ wcale nie chciała wiedzieć, czy Mark został schwytany. Oznaczałoby to przecież konieczność powrotu do pracy. Dziecko zaczęło marudzić, więc sięgnęła po opakowanie krakersów i dała je małej. - Całe pudełko? - zdziwił się Bryce. - To nagroda za dobre zachowanie podczas zakupów. Przecież już skończyliśmy. Bryce odetchnął z ulgą, a Klara wzięła go pod ramię. - Biedaku, ty też chcesz nagrodę? Zachowywałeś się lepiej niż Karolina? A może, za dużo płakałeś? Bryce roześmiał się, a Klara zaczęła wykładać zakupy na pas transmisyjny przy kasie. Kilka minut później byli już na zewnątrz. Karolina zajadała krakersy. Klara uznała, że mała zjadła już wystarczająco dużo, wyciągnęła więc rękę, by zabrać jej pudełko.

- O, Boże - szepnęła, przysuwając się nieco do Luciena Balfoura. Hrabia zachowywał się równie swobodnie, jak zawsze. - Imponujące, co? - mruknął. - Ale z potyczki słownej z panią nikt nie wyszedłby żywy. Alexandra spojrzała na niego zaskoczona. - Czy to były słowa pociechy, milordzie? Sprawdź - „Szlachetnie urodzona guwernantka” - sprostował wicehrabia. - Nie rozumiem... - Robercie, zapomniałem, że mam pilną sprawę do załatwienia - przerwał mu Lucien i wyszedł na jezdnię, żeby zatrzymać dorożkę. - Zobaczymy się wieczorem. - Dobrze - zawołał za nim Belton. Balfour kazał dorożkarzowi jechać na Grosvenor Street. Alexandra Gallant pochodziła z arystokratycznego rodu. Miała zaszarganą reputację, ale była szlachetnie urodzona. Doszedł do wniosku, że musi pomyśleć. - Nie idę. - Zdjęła naszyjnik i odłożyła go na nocny stolik. - Pies zamerdał ogonem. - Dziękuję, Szekspirze. Dobrze, że się ze mną zgadzasz. Drzwi łączące jej sypialnię z pokojem Rose otworzyły się z hukiem. - Lex? - Wejdź. - Nie jest przypadkiem zbyt różowa? - Panna Delacroix okręciła się przed lustrem. -