Apartament wydawał się pusty. Czyżby Bella wzięła sobie jego słowa do serca i wyjechała? Ku swojemu zdumieniu nie ucieszył się z tego tak, jak przewidywał. Nadmiernie rozwinięte poczucie obowiązku sprawiało, że wolał pomyślne zakończenia. Poza tym zdecydowanie nie chciałby musieć zamartwiać się losem tej lekkomyślnej, młodej kobiety.

To skandaliczne zachowanie, podobnie jak inne powtarzające się raz po raz jawne impertynencje, uchodziło im jakoś płazem. Czasem Matthew udawał, że nic nie dostrzega, kiedy indziej próbował stawić im czoło albo znaleźć odpowiednią karę, ale ze wszystkich rzeczy, których mógłby dziewczynki pozbawić, liczyła się wyłącznie ich wojna podjazdowa z ojczymem. Różnica polegała tylko na tym, że teraz nie ukrywał tych incydentów przed Karoliną, ta zaś nie upierała się, by mu nie wierzyć. Zamiast tego - stanowczo za często - zbywała jego relacje wzruszeniem ramion. - Są już prawie dorosłe - przekonywał ją nie po raz pierwszy Matthew. - Ty zaś traktujesz je jak wieczne przedszkolaki. - Porozmawiam z nimi - obiecywała za każdym razem, a kiedy wreszcie zdobywała się na rozmowę, Imogen i Flic patrzyły na nią szeroko otwartymi, niewinnymi oczami, po czym ze szczerą troską zastanawiały się, dlaczego ich ojczym opowiada takie niestworzone historie. - One teraz naprawdę się o ciebie martwią - mówiła mu Karolina. - One kłamią jak z nut - odpowiadał, nie owijając już niczego w http://www.makerzone.pl/media/ kochanie. - Oczywiście, jak zawsze. 115 Była to absolutna prawda, jak Sylwia przekonała się później. Zresztą od razu wydało się jej nieprawdopodobne, aby Karo nie zauważyła, że Imogen źle się czuje, nie odrabia lekcji czy cierpi na bezsenność. Albo że jej mąż przejawia niezdrowe zainteresowanie którąś z dziewczynek. Przez całą noc Sylwia zastanawiała się nad wyznaniem Imogen, a także nad tym, co ona sama słyszała i czego w pewnym stopniu była świadkiem w ciągu ostatnich miesięcy. Same nieprzyjemności... same oskarżenia miotane z obu stron niczym

- Chyba powinieneś kupić sobie okulary - przerwała mu. - Widzisz mnóstwo zabawnych rzeczy. - Nie obawiaj się mnie - rzekł łagodnie. - Ja nie obawiam się nikogo i niczego - zaperzyła się natychmiast Shey. - Udowodnij to - powiedział prowokacyjnie. - Pocałuj Sprawdź strony, iż w takiej chwili znalazła czas na odwiedzenie Johna. - A co z twoją taksówką? - Pani Khan z opóźnieniem zdała sobie sprawę, że czarna taksówka przed domem czeka na Flic. - Czy nie będzie zbyt droga? - Nie, w porządku. Uzgodniliśmy cenę. Nie była to prawda i Flic domyślała się, że licznik bije jak oszalały, ona zaś nie ma przy sobie dosyć gotówki. Ale nie zamierzała teraz się tym martwić. Jak mogłaby myśleć o pieniądzach, skoro liczyło się tylko jedno: że tam, na górze, leży stary człowiek, którego naprawdę lubiła, ale który lada chwila może sobie przypomnieć, co naprawdę zdarzyło się w ogrodzie Aethiopii, i co gorsza, powie o tym albo Gicie Khan, albo i policji. Wreszcie sąsiadka wyszła.