W tym momencie Lucien doszedł do wniosku, że kobieta wcale nie udaje naiwnej. I

Wyobraźnia Klary pracowała równie intensywnie, odkąd tylko poczuła ciepły dotyk dłoni Bryce'a. Pamiętała przecież jego palce wędrujące po całym ciele. Z trudem powstrzymała się przed głośnym jękiem. A więc pojawił się mężczyzna z marzeń, jej tajny agent. To był szok. Sytuacja mogła okazać się niebezpieczna. Czy zniesie spokojnie jego obecność, skoro kojarzył się jej wyłącznie z gorącą namiętnością kilku wspólnie spędzonych godzin, jakich nie zaznała z nikim więcej? Bryce trzymał jej dłoń, a ona zastanawiała się, czy przyciągnie ją do siebie jak kiedyś i zamknie w uścisku jak pięć lat temu w windzie. On jednak uśmiechnął się domyślnie i puścił jej rękę. - To moja córka, Karolina - powiedział. Klara zwróciła wzrok na dziecko i spostrzegła umazaną na brązowo buzię. - Zwariowałeś? Dajesz małej czekoladę? Naprawdę potrzebujesz pomocy - rzekła i wyciągnęła ramiona do dziewczynki. Karolina przestała płakać i ufnie poszła do niej na ręce. Klara poklepała ją po pleckach, a Bryce ze zdumieniem przyglądał się, jak jego córeczka przytula buzię do piersi nowej opiekunki. - Od razu widać kobiece podejście - mruknął. - Po prostu z nią nie walczę - uśmiechnęła się Klara. - Mimo że cała się lepi i jest ubrudzona. Nie mogę uwierzyć, że dawałeś jej słodycze. Odebrała małej resztkę ciastka i włożyła Bryce'owi do ręki. Karolina nie protestowała. - Którędy do kuchni? - spytała. - Na prawo - odparł, nie ruszając się z miejsca. W końcu chwycił jej torbę i wniósł do środka. Zamknął drzwi, a potem podążył do kuchni, gdzie nowa opiekunka właśnie myła rączki i buzię dziecka. - Trzeba cię wykąpać i przebrać, maleńka. - Klara znacząco spojrzała na resztki jedzenia na stole. - Ile ona tego zjadła? - spytała. - Niedużo. Więcej porozrzucała dokoła. - Karmiłeś ją z butelki czy z kubeczka? - Z tego - powiedział, wskazując brudny kubek. - Ma jakiś rozkład dnia? - Co takiego? - Określoną porę snu, karmienia, kąpania - wyjaśniła. http://www.mojabudowa.org.pl/media/ - Mhm. - Żałujesz? - Wstrzymał oddech, modląc się w duchu, żeby nie powiedziała „tak”. Nie wiedziałby, co począć. Żałował już wystarczająco mocno, za nich oboje. - Nie żałuję. - Uniosła twarz i spojrzała mu w oczy. - A ty? - Skądże - odparł cicho, unikając jej spojrzenia. - Było cudownie... jak nigdy dotąd. Odwróciła się w jego ramionach. - Miałeś... dużo dziewcząt? - Niezbyt - starannie ważył słowa. - Trochę. Zacisnęła mu palce na koszuli. - Zależało ci na nich? Na którejś z nich... szczególnie? - Nie... - wykrztusił z trudem. - Na żadnej z nich tak jak na tobie. Wpatrywała się przez chwilę w jego twarz, po czym zadarła brodę. - Nie mam ci tego za złe - oznajmiła. - Ani trochę. Santos poczuł, że kręci mu się w głowie, że musi opanować się za wszelką cenę, jeśli nie chce, by emocje zawładnęły nim do końca. W tej samej chwili zdał sobie sprawę, że jest już na to za późno, o wiele za późno.

- Zjemy w Sali Renesansowej, naprawdę? - powtórzyła z niedowierzaniem. - Naprawdę. Przypomniała sobie o matce i nagle cała radość prysła. Wizyty w hotelu przestawały ją cieszyć, kiedy obok była Hope. Musiała wtedy zachowywać się jak trusia i trzymać buzię na kłódkę. Uważać, żeby nie siorbać, nie mlaskać, używać serwetki. Przy mamie zwykle uśmiechnięci kelnerzy stawali się sztywni i poważni; nie puszczali oka do Glorii i nie podsuwali smakołyków. Zwiesiła smutno głowę. - Mama mówi, że jestem za mała, żeby chodzić do Sali Renesansowej. Sprawdź - Proponuję, żebyś pytał przekonująco. - T - tak, milordzie. Minęła zaledwie godzina od rozstania z Alexandrą, a już pragnął ją znowu zobaczyć. Tęsknota za jej głosem i dotykiem była dla niego czymś nowym. Zawsze sądził, że miłość oznacza zniewolenie, a nie potrzebę stałej obecności ukochanej osoby. Odkrycie, że się mylił, jednocześnie go cieszyło i przerażało. Gdy drzwi salonu się otworzyły, podniósł wzrok; Diuk Monmouth był wysoki i grubokościsty. Kiedyś z pewnością onieśmielał ludzi samym wyglądem, lecz z wiekiem stracił trochę ciała. Teraz najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że bez dawnej masy podkreślającej słynną nieprzystępność wygląda jak swój własny cień. Ciekawe, od jak dawna Alexandra go nie widziała. - Nie zamierzam przyjąć do swojego domu jej ani żadnego bękarta, którego pan jej zmajstrował - oświadczył bez wstępów.