- No to - zaczął Edward - wyjaśnij mi wszystko. Uważasz, że apartament należał do twojego ojca?

- Więc dlaczego? - Taki warunek postawiła moja zmarła babka w swoim testamencie. Jeżeli nie ożenię się w określonym czasie po jej śmierci, stracę coś, na czym mi bardzo zależy. Czoło Jodie przecięły drobne zmarszczki. - Dlaczego to zrobiła? Chciała, żebyś to odziedziczył, czy nie? - Sytuacja jest bardziej złożona, w grę wchodzą jeszcze inne... okoliczności. Przyjmij, że babka chciała zrobić dla mnie coś dobrego, ale wynikły pewne komplikacje. Jodie czekała na ciąg dalszy, ale Lorenzo wyciągnął do niej rękę. - Daj mi kluczyki od twojego auta. Zdecydowanie pokręciła głową. - Nie. - Nawet gdyby nie była jeszcze zupełnie pewna, że nie chce mężczyzny w swoim życiu, ten nieprawdopodobnie arogancki facet przekonałby ją o tym w stu procentach. Ale w tej samej chwili w jej głowie zalęgła się kusząca myśl. A gdyby tak zgodziła się pod warunkiem, że Lorenzo pojedzie z nią na ślub Johna i Louise? Zaproszone było całe miasteczko, więc para gości więcej nie powinna sprawić kłopotu... a poza tym zwyczajnie chciała tam być, pokazać światu i młodej parze, że nie tylko nie przejmuje się ich zdradą, ale nawet znalazła sobie nowego partnera. Odrzucona narzeczona czułaby się najlepiej w towarzystwie mężczyzny przystojniejszego i lepszego pod każdym względem niż poprzedni. W dodatku byłby to mężczyzna, który za wszelką cenę pragnie ją poślubić! Z tych słodkich rozważań wyrwał ją głos Lorenza. - Nie? - zapytał w niedowierzaniu. Skarciła się w myślach. Powinna zdecydowanie powiedzieć swoje zdanie. - Nawet ktoś tak arogancki i przyzwyczajony dostawać to, czego chce, jak ty, powinien sobie zdawać sprawę, że twoja propozycja nie jest... - Milion to za mało? Czy to właśnie próbujesz mi powiedzieć? Jodie spłonęła rumieńcem. - Pieniądze nie mają tu nic do rzeczy. Cyniczne spojrzenie, jakim ją obrzucił, rozpaliło jej złość. - Mnie nie można kupić. To dotyczyło Johna i z pewnością także i ciebie. - Johna? Gotów skwapliwie wykorzystać to, co mu zdradziła, patrzył na nią przenikliwie. Ale Jodie nie zamierzała pozwolić się zastraszyć. Dlatego podniosła głowę i odpowiedziała chłodno: http://www.motopati.pl/media/ nie da się do końca wykorzenić? Wywołać między nimi jeszcze więcej niesnasek? Przecież tym dwóm potworom, Imogen i Flic, dokładnie o to chodziło... 118 Ten sam cichy głos skarcił go za tchórzostwo. Ukrywanie czegoś takiego przed żoną to absolutny brak odpowiedzialności. I tak się dowie, a wtedy będzie sto razy gorzej. Prawda. Z drugiej strony, jeśli jej powie, czeka go paskudna walka. A jeśli zostanie mu jeszcze odrobina godności, będzie musiał walczyć do końca. One albo ja. Gdyby do tego doszło, musi być gotowy na przegraną. Bo w sprawach tego rodzaju, kiedy matka i dzieci występują przeciwko ojczymowi, mężczyzna na ogół przegrywa.

Im szybciej, tym lepiej. - Idź już sobie - powiedziała. - W takim razie powiedz mi - zagadnął spokojnie - co teraz myślę? - Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. - A ja myślę, że wiesz. I że cię obchodzi. Bardziej niż jesteś Sprawdź Tanner przyjął to ze spokojem. - Dałem Peterowi wolne, więc nie czekaj na niego - zmienił temat. - Czekać na Petera? Musiałbym zwariować. Przecież dobrze wiesz, jakie z niego ziółko. Tanner przypomniał sobie zabiegi Petera wokół nowej kelnerki. - Może i tak? - powiedział wolno. - Tym razem chyba jest trochę inaczej. - W słuchawce rozległo się zduszone prychnięcie. - Ja nie wracam, więc ty i Tonio też macie wolne. - Nie wiem jak Tonio, ale ja nie ruszę się z hotelu. Wolę się trzymać z daleka od tutejszych pokus. .