- Będzie musiał mi pan zaufać.

- Odparł, że chętnie nazywałby mnie Promykiem Słońca, ale Rose też może być. - To cudownie, kochanie. Wiem od panny Gallant, że Lucien cię rano wyprawiał. - Tak. Był całkiem miły, mamo. Fiona otrzepała okruszki z wydatnego biustu. - Miły? - Powiedział, że patrząc na mnie, sam ma ochotę wybrać się na piknik. Pani Delacroix się rozpromieniła. - Wiedziałam, że bliskość rodziny dobrze mu zrobi. Nie sądzi pani, panno Gallant? Alexandra otrząsnęła się z marzeń na jawie, w których główną rolę grał Lucien. Czyżby tamto wydarzyło się zaledwie wczoraj? - Tak. Muszę przyznać, że dostrzegam w nim zdecydowaną zmianę. - Może go pani poszuka, panno Gallant, i poprosi, żeby się do nas przyłączył? - Przyłączył? - powtórzyła sceptycznym tonem. - Tak. Rose dla niego zagra. - Mówił, że ma jakieś dokumenty do przejrzenia. - Panno Gallant, jeśli pani taka łaskawa - rzuciła Fiona z lekką irytacją w głosie. - Oczywiście. - Rzuciła skarpetkę w kąt, żeby zająć Szekspira, i wyszła z pokoju. Od początku sytuacja była trudna. Teraz, kiedy zakochała się w mężczyźnie, który mógł się okazać najgorszym mężem na świecie po Henryku VIII, stała się jeszcze bardziej skomplikowana. http://www.nabudowie.org.pl - Na razie czekam na odpowiedź. Do tego czasu muszę się wstrzymać z decyzją. - Odpowiedź? - zapytała, marszcząc brwi. Lucien spojrzał na nią spod rzęs, uśmiechnął się tajemniczo i otworzył poranną gazetę. - Kuzynko Rose, co zamierzasz dzisiaj robić? - Lex i ja idziemy po kapelusze, a potem popracujemy nad moim salonowym francuskim. Zaskoczona Alexandra przeniosła wzrok z Luciena na Rose i z powrotem. Nic nie wyczytała z ich twarzy, ale nie uwolniła się od podejrzeń. - Już wcześniej chciałem zapytać, co to właściwie znaczy „salonowy francuski” - zainteresował się hrabia. - To coś lepszego niż zwykły francuski - wyjaśniła kuzynka. - Gdy dżentelmen rzuca uwagę, która wymaga jedynie potwierdzenia, odpowiada się po francusku, pokazując mu w ten sposób, że zna się języki.

- Ty draniu! Nie wiedziałam, że mam babkę! Byłam okłamywana! Nigdy nie miałam jej poznać!. Nie wiesz nawet, jak to boli! Nie rozumiesz, co czuję, teraz, kiedy straciłam... Napływające do oczu łzy nie pozwoliły jej dokończyć. Odwróciła się gwałtownie, próbując się opanować. To, czego ona i Santos dopuszczali się teraz względem siebie, było niebezpieczne. Powinni się opanować, odzyskać kontrolę nad emocjami, zanim uczynią coś, czego będą potem żałować. Coś, czego Lily na pewno by nie ścierpiała. - Nie możemy tak, Santos. - Odsunęła się o kilka kroków i odwróciła twarz. - Wiem, że cierpisz. Bardzo ją kochałeś i brak ci jej teraz - mówiła ze łzami w oczach. - Ja też ją kochałam. I też mi jej brak. Tak bardzo, że... - Przestań! - przerwał jej. - Nie wiesz nic o tym, jak się czuję! To, co mówisz, to tylko puste słowa. – Postąpił w jej kierunku, dygocąc z gniewu i bólu. - Ty masz matkę. Rodzinę. Ja miałem tylko Lily. Ona była dla mnie jak matka. Teraz nie mam nikogo. - Pochylił się do Glorii. - Wracaj, skąd przyszłaś. I zostaw mnie samego. Sprawdź - Sekretarką w ambasadzie. - Kłamczucha. Jej twarz, przed chwilą tak rozemocjonowana, teraz nie wyrażała niczego. Nie podobało mu się, że kobieta, która przed nim stała, w niczym nie przypominała tej, którą niedawno trzymał w ramionach. Podała mu jego pager. - Pierwsza dama cię wzywa - zauważyła. Spojrzał na numer i zdziwił się, jak to odgadła. Czyżby należała do służb specjalnych? Większość agentów wygląda całkiem zwyczajnie. Kiedy uniósł wzrok, pochyliła się, objęła go za szyję i pocałowała w usta. Teraz znowu była kobietą, z którą pragnął zostać. - Czy interesowałaby cię kolejna runda ze mną, kochanie? - spytał, wsuwając dłonie pod jej sukienkę. Klarę ogarnęło podniecenie, lecz wzywał ją partner z CIA, więc nie mogła zostać. - Zawsze będziesz mnie interesował, mój tajny agencie, ale muszę iść - odpowiedziała. Pocałowała go jeszcze raz, pozostawiając zapach perfum na jego skórze i znikła na zawsze. Coś takiego zdarza się raz w życiu. Bryce'owi wydawało się, że to był tylko sen. ROZDZIAŁ PIERWSZY