- W porządku. Mogę krzyczeć, jeśli chcesz.

- Ufam ci, a chodzi o moje życie - powiedziała. Na pewno jest strzeżonym świadkiem w jakimś procesie, utwierdził się w domysłach. - Pracuję dla rządu - wyznała. - Nie pracujesz. - Sądziłam, że chcesz poznać prawdę. - Oczywiście. - A więc pracuję dla rządu. - To dlaczego nie ma twoich danych w żadnej bazie? Słysząc to, zbladła jak ściana. - Żadna Klara Stuart nie istnieje. Nic nie ma na temat jej ubezpieczenia, podatków, zatrudnienia. Nic! - Boże! Kazałeś mnie sprawdzać? - Tak. - Jak drobiazgowe było to śledztwo? - spytała drżącym głosem. - Jak wnikliwe? - krzyknęła, kiedy nie odpowiedział od razu. - Gdy się pojawiłaś, poprosiłem przyjaciela, żeby cię sprawdził, a potem zapomniałem o całej sprawie. Operacja została przeprowadzona na tyle rzetelnie, by stwierdzić, że, według tego, co zapisano w różnych bazach danych, nie istniejesz. Klara zaklęła pod nosem i pobiegła do swojej sypialni. Wyciągnęła z szafy torbę i rzuciła ją na łóżko. - Wyjeżdżasz bez słowa wyjaśnienia? - usłyszała głos Bryce'a. - Nie wyjeżdżam, a ty nie zdajesz sobie sprawy, co zrobiłeś - odpowiedziała, wydobywając z torby komputer oraz telefon. - Dlaczego mi nie powiesz? - mężczyzna chwycił ją za ręce. - Prosiłeś, bym ci zaufała, więc to zrobiłam. Powierzyłam ci swoje życie. - O czym ty mówisz? Otworzyła laptopa i włączyła telefon. - O tym, że twoje małe śledztwo może spowodować moją śmierć. http://www.nfz.info.pl/media/ - Możesz się przekonać. Wskakuj. - Czemu nie? - Santos otworzył drzwiczki i usadowił się obok dziewczyny. Zerknął w kierunku szwajcara i boya. - Twoi goryle? - Są trochę nadopiekuńczy. - Pomachała do mężczyzn i ruszyła z piskiem opon. - Wiesz, jak to jest. - Jasne - wycedził przez zęby, zapinając pas. - Wiem, jak to jest. Możesz mi powiedzieć, dokąd jedziemy? - Nie - odparła ze śmiechem. - To będzie niespodzianka. Zajechała drogę białemu lincolnowi, kierowca zahamował gwałtownie, rozległ się klakson. Santos pokręcił głową i rozsiadł się wygodnie w fotelu. Czekała go zwariowana jazda. Dziewczyna prowadziła wyjątkowo pewnie. Po przejechaniu kilku przecznic skręciła na zachód, ku wylotowi na autostradę międzystanową. - Prezent urodzinowy? - Santos przerwał przeciągające się milczenie, przekrzykując ryk silnika i szum wiatru. - Co? - Wóz! Dostałaś go na szesnaste urodziny, tak? Spojrzała na niego i wykrzywiła się zabawnie. - To jakaś zbrodnia? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- Wydawało mi się, że jedziemy na policję – zdziwiła się Gloria. - Skłamałem. Zerknął na szybkościomierz. Pędzili sto trzydzieści na godzinę. - Jak to skłamałeś? - Tak to - odparł, z satysfakcją zerkając na jej przerażoną minę. - Zatrzymaj natychmiast. Wysiadam. Wypuść mnie z tego wozu, słyszysz, Santos? Sprawdź - Płaciłem, żebyś nie odjeżdżała. - Sięgnął między prętami i dotknął jej policzka. - Tęsknię za tobą. Zaczerpnęła oddechu i cofnęła się przed jego pieszczotą. - Wierzę, ale musisz znaleźć kobietę, która pozwoli sobą kierować. Co tutaj robisz? Zachowała wobec niego rezerwę, ale teraz doskonale ją rozumiał. - Nadal mnie lubisz. - To czysto fizyczna reakcja. W każdym razie lepiej ci będzie beze mnie. - Myślałem, że to ja będę przepraszał. Chodźmy na spacer. - Nie. Jedź już, Lucienie. - Czuję się, jakbym próbował wykraść zakonnicę z klasztoru. Wargi jej drgnęły. - Kiedyś to rzeczywiście był klasztor. Potrząsnął kratą.