Ale po co w takim razie karetka?

- Bardziej niż tutaj. Do tej pory jeszcze nikt mnie nie porwał. - Cieszę się, że jestem twoim pierwszym... porywaczem. Oblała się rumieńcem. - Jesteś pijany? - Tylko troszeczkę. Przez większą część nocy przenosiłem meble, Zakładałem zamki i usuwałem rzeczy, które mogłyby pomóc w ucieczce. - Proszę wybaczyć, że nie czuję się zaszczycona, milordzie, ale... - Chwilę wcześniej mówiłaś mi po imieniu. - Przeraziłeś mnie śmiertelnie. A teraz skończ z tą farsą i wypuść mnie natychmiast. - Nie, póki nie zgodzisz się mnie wysłuchać. Położyła ręce na biodrach. - W jakiej sprawie? - Małżeństwa. Roześmiała się bez cienia wesołości. - I porwaniem próbowałeś mnie przekonać, że jesteś mężczyzną godnym zaufania? Oszalał pan, lordzie Kilcairn? Lucien zmarszczył brwi. - Dość tego. Wciąż mi mówisz, jakie są moje motywy. Po pierwsze, jestem zmęczony szukaniem żony, po drugie, chcę cię chronić, i wreszcie, usiłuję zrobić na złość swojej rodzinie. Coś przeoczyłem? http://www.nowapsychologiabiznesu.pl/media/ przyjął w jej imieniu zaproszenia na dwa przyjęcia, wieczór w operze, pokaz ogni sztucznych w Vauxhall Gardens i pierwszy wielki bal sezonu. I wciąż napływały kolejne. Najwyraźniej wszyscy chcieli być świadkami sensacyjnego powrotu Luciena Balfoura do przyzwoitego towarzystwa, lecz Alexandra wiedziała, że jemu chodzi tylko o zwiększenie zainteresowania osobą Rose. Tak czy inaczej, wybierając poszczególne imprezy i rauty, nie poradził się guwernantki, co wzbudziło w niej gniew. W drodze do najwyższych kręgów towarzyskich należało pokonać określone etapy, a on je pominął... o ile w ogóle brał pod uwagę takie niuanse. Z tego powodu unikała go przez następne trzy dni. Nie chciała z nim rozmawiać, co nie miało nic wspólnego z jego propozycją, żeby zostali kochankami, ani z tym, że uciekła z jego gabinetu, zamiast zdecydowanie mu odmówić. Ani z tym, że przez te kilka dni marzyła o jego upajających pocałunkach. Na litość boską, nawet go nie lubiła. Poza tym uzgodnili, że

Dom. Korzenie. Philip przesunął dłonią po gładkim, politurowanym blacie. Nie leżały na nim żadne dokumenty, teczki, katalogi czy raporty. Papiery pojawiały się tutaj z rzadka. W domu, gdzie ma toczyć się życie rodziny, nie należy załatwiać interesów. Tego też Philip nauczył się od swojego ojca, on z kolei przejął ową zasadę od dziadka. Jakby dla jej podkreślenia, na biurku stało kilka familijnych fotografii. Philip zatrzymał wzrok na zdjęciu Hope z pierwszych lat małżeństwa i poczuł wzbierającą gorycz. Co się stało z tą łagodną, delikatną dziewczyną, którą pokochał od pierwszego wejrzenia, która wydawała mu się kiedyś stąpającym po ziemi aniołem? Dawno wyzbył się złudzeń co do swojej pięknej żony. Zaczęli oddalać się od siebie, kiedy Hope odwróciła się od ich nowo narodzonej córeczki. Wmawiał sobie wtedy przez jakiś czas, że wszystko będzie dobrze, że nadał będzie wiódł beztroskie życie, że jego doskonale urządzony świat wcale się nie rozpada. Te czasy dawno minęły. Sprawdź Siostra milczała przez chwilę, po czym stwierdziła pozbawionym wyrazu głosem: - Jej matka i Nasz Pan zadbają, by więcej nie błądziła. Liz patrzyła na siostrę w osłupieniu. Nie wierzyła własnym uszom. Ją usuwano ze szkoły za to, że kryła Glorię, tymczasem sama Gloria miała pozostać u niepokalanek. Jak siostra mogła zrobić coś takiego? To niesprawiedliwe. Wreszcie zrozumiała. Gdyby jej rodzice przekazywali równie hojne dotacje na szkołę jak St. Germaine’owie i jej wszystko uszłoby na sucho. Hope St. Germaine chciała się jej pozbyć, usunąć ją z życia Glorii. I dysponowała odpowiednimi argumentami, żeby jej życzenie zostało przyjęte jako rozkaz. W Liz obudził się gniew. I gorycz. I to ma być chrześcijańska szkoła! W której obowiązują chrześcijańskie zasady moralne! Spojrzała na przełożoną wzrokiem, w którym było wyraźne, wreszcie wolne od pokory i strachu oskarżenie. Ta poruszyła się niespokojnie. - Przykro mi, Elizabeth - powtórzyła. - Musisz zrozumieć. Prowadzę szkołę i muszę dbać o dobro wszystkich uczennic. - Rozumiem, siostro. - Liz podniosła się, wyprostowała. - Pieniądz liczy się najbardziej, to on ostatecznie rządzi, prawda? - Zadbam, byś odeszła z dobrym świadectwem. To wszystko, co mogę zrobić. Liz zacisnęła pięści. Właśnie otrzymała surową lekcję, lekcję, którą jej ojciec - niewykształcony robotnik - dawno już pojął. Nie ma równości. Nie ma sprawiedliwości. Nie ma zasad. Pieniądze to władza, za pieniądze kupić można wszystko. Nawet pobożne serce pokornej zakonnicy.