dlaczego matka nie lubiła Griffina, ale przypuszczała, że chodzi o „złą krew”, bo zwykle z takiego właśnie powodu Berneda Pomeroy Montgomery odtrącała ludzi. Ale to było dawno temu. Dlaczego przyszedł jej do głowy Griffin? Nie widziała go od czasu, kiedy byli dziećmi; nie miała pojęcia, co się z nim dzieje. Dzisiaj miała inny problem. Spojrzała ponuro na telefon, spragniona kontaktu z siostrą. Rozejrzała się za komórką, której od wczoraj nie mogła znaleźć. Nie ma jej w torebce. Nie ma w samochodzie... Ani w sypialni... nigdzie. Może wzięła ją Kelly... albo sama zostawiła ją u Kelly w domu... Dlaczego sądzisz, że Kelly ci pomoże? - zapytała samą siebie i poczuła nagle, jak spada na nią przytłaczający ciężar. - Bo musi. Wie, co się stało! - Powiedziała to tak głośno, że aż zaszczekał Oskar. Boże, dostaję pomieszania zmysłów. Fiksuję. Jak babcia Evelyn. Oczami wyobraźni zobaczyła leżącą na łóżku starą kobietę o nienaturalnie bladej cerze, szklistych oczach i zimnych dłoniach. Przeszły ją ciarki, obraz ten prześladował ją prawie od trzydziestu lat, czasami tylko blakł i przygasał nieco. Ale zawsze czaił się niedaleko, gotów pojawić się w każdej chwili. - Kiedyś zrozumiesz - ostrzegła ją stara kobieta. Nagle Caitlyn poczuła, że musi wyjść, uciec, uwolnić się od tych zakrwawionych ścian. - Chodź, pójdziemy na spacer - powiedziała do psa i wbiegła na górę, przeskakując dwa stopnie naraz. Oskar podreptał za nią. Zlekceważyła piętrzące się na biurku papiery, którymi powinna się zająć, starała się nie zwracać uwagi na niepokój, który ogarnął ją, gdy znów weszła do sypialni, nie patrzyła na ściany, z których starła krew. Ominęła wzrokiem okna bez firanek, próbowała nie widzieć odbarwienia na dywanie. Szorowała zaplamione włókna czym się tylko dało, ale na próżno. Plama wciąż była widoczna. I co z tego? To twoja krew, Caitlyn. Tylko twoja! Z pewnością nie Josha. Musi w to wierzyć. Musi. Te plamy to złudzenie optyczne. Tylko ci się wydawało, że krwi jest tak dużo. Więc dlaczego woda w wiadrze była ciemnoczerwona? Po prostu straciłam dużo krwi. Pocięłaś sobie nadgarstki, ale nie pamiętasz tego. To nie ma znaczenia. Ważne, że to nie jest krew Josha. Skąd wiesz? Wiem i już. Więc przestań! Po prostu przestań! Huczało jej w głowie. Sama już nie wiedziała, co jest prawdą, a co nie. - Trzymaj się - powiedziała do siebie. Musisz pójść na daleki spacer, oczyścić umysł. Uciec z tego miejsca, uciec od tego napięcia. I wszystko będzie dobrze. Znów będzie mogła jasno myśleć. O Boże, proszę... Drżącymi rękami złapała się za głowę. Na próżno próbowała zagłuszyć natrętne głosy. Rozebrała się i włożyła biustonosz do joggingu, bluzę z długim rękawem, spodenki i sportowe buty. Potem weszła do gabinetu i sprawdziła pocztę elektroniczną. Może dostała wiadomość od Kelly... Dziwie, że wcześniej o tym nie pomyślała. Otworzyła pocztę, ale znalazła tam tylko same śmiecie, jak zwykle: ofertę taniego kredytu hipotecznego, reklamę viagry i adres strony pornograficznej. Żadnej wiadomości od Kelly.

osoba, z którą rozmawiałeś, okaże się zimnym trupem. Myśl, na miłość boską. Musisz odpowiedzieć na wiele pytań. Patrzył, jak ta osoba skręciła w boczną uliczkę. Może widziała srebrzysty samochód w okolicy? – Halo! – zawołał, ale była zbyt daleko. Nie dogoni jej na piechotę, a nie może za nią pojechać, bo policja, sądząc po wyciu syreny, zjawi się tu najdalej za pół minuty. Na razie o niej zapomnij. Nie zwracał uwagi na głos wewnętrzny. Ciągle marząc o papierosie i drinku, pokusztykał do krawężnika. Dlaczego Lorraine do niego zadzwoniła? Czy naprawdę widziała Jennifer? A może to tylko podpucha? Wpatrywał się w ciemną uliczkę, w której zniknęła biegnąca postać, gdy czerń przecięły policyjne światła i zza rogu wyłonił się wóz patrolowy. Kto zabił Lorraine? Jennifer? W głębi serca wiedział, że śmierć Lorraine wiąże się z morderstwem Shany McIntyre. Obie zginęły z powodu znajomości z jego byłą żoną. Obie zginęły przez niego. Bo z nim rozmawiały. Dławiło go poczucie winy. Czy żyłyby dzisiaj, gdyby do nich nie zadzwonił, gdyby nie zjawił się pod ich drzwiami? http://www.nozoil.pl/media/ – Bledsoe trzymał w górze trzy palce, kciuk i mały były opuszczone. Eliminując Baxtera z listy podejrzanych, opuścił także serdeczny palec. Dalej, Mickey Eldridge, pociął żonę podczas awantury, wyszedł w grudniu tuż przed świętami. Ale żona, która cudem uszła z życiem, zaklina się, że się zmienił, odnalazł Boga czy coś równie głupiego, i twierdzi, że w noc porwania był z nią. – Bledsoe zgiął palec wskazujący, teraz tylko środkowy dźgał powietrze. – Ostatni, który mógłby zrobić coś podobnego, to George St. Araux. Mój ulubieniec. Pamiętacie go? Świr, który obcinał ofiarom palce u rąk i nóg. Jakim cudem wyszedł, zapytacie? Bo jakiś orzeł Temidy zaklina się, że ma świadka, który widział zabójcę, i zezna, że był czarny, nie biały, więc nasz George wyszedł na wolność, a podatnicy zabulą za nowy proces. A George, według pani adwokat, był z nią. Moim zdaniem coś tu śmierdzi, kumacie? – Nie wszyscy mają takie brudne myśli jak ty – żachnęła się Martinez. – Sam powiedziałeś, że to jego adwokat.

schowek był pusty. – Daruj sobie – poradziła. – I tak nie znajdziesz tego, czego szukasz. – Roześmiała się, gardłowo, zmysłowo, zalotnie. – Nie znajdziesz, bo uciekasz przed prawdą. Nie chcesz uwierzyć, że jestem Jennifer. – Nie wierzę w duchy. – Zamknął schowek. – Nie, nie daję się nabrać oszustkom. – Dwanaście lat temu dałeś. Sprawdź – I do tego wiedźma. – Którą kochasz – przypomniała mu. – Owszem. – Uwielbiasz. – Przesadzasz. – Schodzisz z tematu. – Czekam na odpowiednią chwilę – sprostował, pochłonięty lekturą menu. Poruszył temat Jennifer dopiero wtedy, kiedy złożyli zamówienie. Gdy kelner się oddalił, Bentz wyłożył wszystkie karty na stół. Zaczął od chwili, gdy odzyskał przytomność, poczuł, jak powietrze się ochładza i w progu szpitalnego pokoju zobaczył nieżyjącą żonę. Opowiedział także o innych wizjach. Przyznał się, że zaledwie kilka dni wcześniej widział ją w lesie, kilkanaście metrów do domu, i wreszcie powiedział o dziwacznej przesyłce zawierającej pomazany akt zgonu i zdjęcia.