taką delikatnością, jakby była figurką z porcelany. Pomogło jej to przełamać onieśmielenie i z

No, może z wyjątkiem Jacka, ale to inna historia. Cała reszta tworzyła zawsze zwarty klan. Gdy z chłopców staliśmy się mężczyznami, Jack zaczął służyć w marynarce, bliźniacy w armii, a co do mnie Robert postanowił, że muszę przedłużyć linię rodu, skoro inni mają niewiele szans na przeżycie. Czy możesz sobie wyobrazić mnie w roli księcia? Ale Robert uznał, że muszę czuwać nad rodziną, gdyby jemu się coś stało. Rodzina zawsze była dla niego najważniejsza. Nie mogłem go zlekceważyć. Powiesiłem więc na kołku błyszczącą szablę i zostałem. - Twoje oddanie bratu jest godne podziwu. - Zdołał zjednoczyć wokół siebie rodzinę. To najlepszy człowiek, jakiego znam. No i w ten sposób, gdy moi bracia zostali bohaterami, ja wiodłem łatwe życie w Londynie. Bawiłem się, grałem wysoko, trwoniłem pieniądze, zalecałem się do każdej panny, biłem o byle zniewagę. - Pojedynkowałeś się? - Nie można tego uniknąć, będąc hulaką. - Dlatego jesteś świetnym szermierzem? - Nie chwal mnie, cherie - odparł cierpko. - I tak jestem samochwałem. Nazywano mnie wodzem londyńskich hulaków. O tak, zdobyłem sobie wtedy złą sławę. A potem wojna się skończyła. - Twoi bracia wrócili? - Na całe szczęście. Później Robertowi urodził się syn. I odtąd sam nie wiem, po co http://www.okulistarastenska.pl/media/ Możemy na dziś dać spokój grze, bo najwyraźniej masz już dość, lecz powinnaś mi zaufać. Milczała przez chwilę. - Przepraszam cię - odparła w końcu. - Miałeś rację. To nerwy. Po prostu nie jestem do tego przyzwyczajona. - Do tego, żeby pozwolić sobie pomóc? - Nie. Do tej pory ryzykowałam tylko własne życie, ale teraz... nie dam rady. - Ale ja owszem. Gra to coś, w czym jestem naprawdę dobry. Nie musisz się bać. Jesteśmy po tej samej stronie. Obiecuję ci, że będę ostrożny. - A ja, cokolwiek się stanie, nie pozwolę ci więcej wpaść w szpony hazardu. Jeśli spostrzegę, że tracisz nad sobą kontrolę, powiem ci to wyraźnie. Nie chcę, żebyś pogrążył się z mojego powodu. - Nie skrzywdzisz mnie, Becky, jestem już dużym chłopcem. - Ale poróżniłeś się z rodziną właśnie o hazard, prawda?

- I napij się z nami. - Rushford wyciągnął rękę, chcąc unieść jej podbródek. Odtrąciła jego dłoń gwałtownym ruchem i się zerwała. - Zostawcie mnie! Trzeci mężczyzna zaśmiał się głośno. Spojrzała na niego. - Co to za kaprysy?! - burknął Rushford i zbliżył się do niej tak bardzo, że niemal przygniótł ją do ściany. - Jak ci na imię, złośnico? Sprawdź W pierwszym odruchu chciał do niej podejść, ale dał za wygraną. Nie mówiąc nic więcej, wyszedł i zostawił ją samą. Bella do świtu leżała zwinięta w kłębek i wsłuchiwała się w ciszę. - Domyślam się, że masz pytania. - Książę Carlise darował sobie zbędne wstępy. Poranne słońce bezlitośnie demaskowało ślady nie przespanej nocy. Dla obu stało się jasne, że żaden nie zmrużył oka. - Obiecuję, że na nie odpowiem, przedtem jednak chciałbym, żebyś mnie wysłuchał. Idąc do ojca, Edward aż kipiał z gniewu. Chciał wykrzyczeć swoją złość, domagać się wyjaśnień, żądać przeprosin. Wystarczyło jednak, że spojrzał na szarą, zmęczoną twarz, i zmienił ton. Ojciec wydał mu się nagle stary i bezbronny. - Niech tak będzie, ojcze. Słucham - zgodził się i szybko nalał sobie mocnej kawy. - Nie usiądziesz? - Nie. Arogancki ton nie spodobał się Carlise’owi. Chciał przywołać syna do porządku, jednak nie zrobił tego. - A ja owszem - westchnął ciężko. Usiadłszy, odsunął na bok filiżankę z nie dopitą, zimną już kawą. - Dwa lata temu spotkałem się tu z Emmettem i Malorim. Ty i Jasper byliście przy tym obecni. - Tak. Zastanawialiśmy się wtedy, co zrobić z Blaquiem. - Właśnie. Jak zapewne pamiętasz, Emmett już wtedy mówił, że chciałby włączyć do tej sprawy agenta ISS. - Tak. Zdecydowaliśmy, że ja i Jasper nie poznamy jego nazwiska. O ile sobie przypominam, Maloriemu nie spodobał się wybór Emmettowi.