Ochmistrzyni spojrzała na nią z przerażeniem.

się bardzo chętnie, zwłaszcza że nie była pewna, czy Mały Książę zechce ją ze sobą zabrać. Przygotowania do podróży nie trwały długo. Po starannym wyczyszczeniu wulkanów i sprzątnięciu reszty planety Mały Książę ostrożnie wziął Różę w dłonie, przymknął oczy i pochylił się nad Różą. Poczuł znajomy już, intensywny zapach i kiedy po chwili otworzył oczy, byli już na planecie Pijaka. Ujrzawszy go, Mały Książę stwierdził, iż wygląda on teraz o wiele mniej ponuro niż poprzednio. Wprawdzie ubiór Pijaka nie grzeszył wciąż elegancją, ale przynajmniej był czysty i niewymięty. Poza tym ogolony zarost i przyczesane włosy sprawiły, że Pijak wyglądał teraz znacznie sympatyczniej. Na jego twarzy był jednak smutek i zawstydzenie, które tylko na moment rozjaśnił ledwie widoczny cień uśmiechu, kiedy Pijak ujrzał Małego Księcia. - Prosiłeś, żebym cię odwiedził - powiedział Mały Książę, siadając po turecku na ziemi przed siedzącym na jakiejś skrzynce Pijakiem. - Tak - odpowiedział Pijak. Widać było, że dawno odwykł od wypowiadania na głos swoich myśli. W tym momencie Róża cichutko podpowiedziała Małemu Księciu: - Spytaj go, czy był kiedyś Poszukiwaczem Szczęścia... Mały Książę dotąd nie słyszał o Poszukiwaczach Szczęścia, ale ufał Róży i widząc, jak Pijak się męczy, zapytał go wprost: - Byłeś może kiedyś Poszukiwaczem szczęścia? To niewinne pytanie zrobiło niesamowite wrażenie na Pijaku. Spojrzał na Małego Księcia bardzo zaskoczony, jakby z lękiem, że Mały Książę potrafi czytać w jego myślach. Mały Książę tymczasem beztrosko zdjął z szyi swój szalik, starannie go złożył i położył obok siebie. Cały czas trzymał jednak Różę w dłoni. - Skąd wiesz.., że byłem... Poszukiwaczem Szczęścia?... - spytał Pijak takim głosem, jakby wypowiadanie każdego http://www.olejek-arganowy.info.pl/media/ Łzy zakręciły się jej pod powiekami. Chciała wycofać się cicho, lecz nagle Mark otworzył oczy i spojrzał prosto na nią. Przez długą, długą chwilę patrzyli na siebie, a miedzy nimi działo się coś... - Nie wychodź - poprosił, odrzucił kołdrę i podszedł do niej. Taca zadrżała w jej rękach. Był tuż obok, potężny, męski i prawie kompletnie nagi! Miał na sobie tylko bokserki. No¬gi się pod nią ugięły. I jeszcze te głupie łzy... Wyjął z jej rąk przechylającą się tacę. - Zrobiłaś mi śniadanie? - spytał, zaskoczony i rozbawiony. - Ach, chciałaś mi jakoś wynagrodzić to, że tak mnie porzuciłaś wczoraj? - Właściwie chciałam tylko sprawdzić, co z Henrym. - Jej głos brzmiał dziwnie, ciągle coś ją dławiło w gardle. Mark delikatnie dotknął wilgotnego policzka Tammy. Spoważniał. - Płakałaś? Gniewnie otarła twarz dłonią. - Nie. Czemu miałabym płakać? - Właśnie o to pytam. - Nie płakałam.

- Tiarę niekoniecznie, ale coś bardziej eleganckiego niż to, co teraz masz na sobie... Zdecydowanie potrząsnęła głową. - Nie ma mowy. Mieliście swoją olśniewającą ksi꿬niczkę, ale Lara nie żyje. Teraz jestem ja. Mimo wysiłków, książę nic więcej nie wskórał i kiedy w końcu limuzyna Charlesa zawiozła ich na lotnisko, mieli ze sobą stos waliz z jego ubraniami, jedną z rzeczami Henry'ego i wytarty "plecak, w którym zmieściło się wszystko, co posiadała Tammy. ROZDZIAŁ SZÓSTY Sprawdź słońca na Ziemi, a kiedy słońce wzeszło już wysoko, poprosiłem go, żeby narysował mi baranka. Bardzo chciałem mieć wtedy baranka... Ale on chyba nie wierzył, że umie rysować baranka. I wtedy... - Co wtedy? - dopytywała się Róża. - Wtedy pomyślałem, że on też chyba jest dziwnym dorosłym... Róża nic nie powiedziała. Rozumiała rozterki Małego Księcia. - Dorośli chyba dlatego są dziwni, bo myślą, że z czasem przestają być dziećmi - kontynuował swą opowieść Mały Książę. - Ale kiedy on narysował mi słonia połkniętego przez węża boa, to wiedziałem, że potrafi narysować baranka. - I wtedy stał się twoim przyjacielem? Mały Książę przez chwilę milczał i pogrążony w rozmyślaniach rysował coś palcem na piasku. Później dodał: - Powiedział mi, że jest lotnikiem, bo lata samolotem. I że musi naprawić swój samolot, bo to jest dla niego sprawa życia lub śmierci... Potrafi jednak narysować mi mojego baranka...