Nic. Media przestały się interesować tematem. Życie miasta wróciło do dawnego rytmu.

Lang z przyjemnością dostrzega niepokój w oczach Podhoreckiego. A więc jednak czegoś się boi. – Słuchaj uważnie. Powinienem cię zamknąć na dobre. I zrobiłbym to z przyjemnością, bo gdzie tylko coś się wali, zawsze w pobliżu kręcą się twoi rodacy! Aleja wiem, że ty nie jesteś zdolny mordować. Chyba że siebie. Dziwię się nawet, żeś jeszcze tego nie zrobił. 80/86 Lang jest pewny, że jego słowa dosięgły celu, bo z trupiobladej twarzy Podhoreckiego spełzły resztki uśmiechu. – Wiem o twojej żonie, o dzieciach, o ucieczce. Wszystko. – Komisarz kładzie nacisk na ostatnie słowo. – Każdy na moim miejscu strzeliłby sobie w łeb – szepcze Podhorecki, jakby chciał się wyspowiadać wszystkim nieboszczykom http://www.operacje-plastyczne.org.pl niech mnie pan ratuje, proszę mi pomóc zostać sobą!” – I co, nie udało się? – spytała Polina Andriejewna, przejęta dziwną historią. – Dlaczego? Udało się. Prawdziwy Terpsychorow, bez domieszki, to cień człowieka. Od rana do wieczora przebywa w stanie bierności, ma chandrę i jest głęboko nieszczęśliwy. Ale trafem wpadł mi w ręce przekład pewnej książki, zbioru opowiadań, gdzie jest opisany podobny przypadek. Zaproponowano tam też kurację, żartobliwie, rzecz jasna, ale pomysł wydał mi się obiecujący. – A co to za pomysł? – Z psychiatrycznego punktu widzenia całkiem zdrowy: nie zawsze trzeba prostować wypaczenie psychiki – można w ten sposób zdeptać indywidualność. Należy ze słabości uczynić siłę. Przecież każda wklęsłość, jeśli obrócić ją o sto osiemdziesiąt stopni, przekształci się w wyniosłość. Skoro człowiek nie może żyć bez wcielania się w innych i żyje pełnią życia, tylko grając jakąś rolę, trzeba mu zapewnić stały repertuar. A role dobierać wyłącznie

brzydulą rozmawiać nie będą. Nawet stąd widzę ironiczny uśmiech na Ojca twarzy. Nie będę udawać, Ojciec i tak na wskroś mnie widzi. Owszem, nieprzyjemna mi jest myśl, że Donat Sawwicz, który patrzył na Polinę Andriejewnę Lisicyną w szczególny sposób i prawił jej komplementy, zobaczy ją w takim rozpaczliwym stanie. Cóż, jestem grzeszna, próżna, kajam się. Sprawdź skórzanej brązowej oprawie. Jedno z dwojga: albo jakieś paskudztwo, albo coś politycznego. Inaczej – po co chować? Ale policmajster nie miał teraz głowy do zakazanych lektur. – Co mi do tego – burknął z rozdrażnieniem. – Co to za maniera czepiać się o głupstwa nieznajomego człowieka... I poszedł sobie dalej, żeby zejść ścieżką do miasta. Rozmowny pan rzucił w ślad za nim: – Mnie i Donat Sawwicz wymawia, że za bardzo się narzucam i dokuczam ludziom. Przepraszam. W głosie, którym wypowiedziano te słowa, nie było nawet cienia urazy. Lagrange zatrzymał się jak wkopany, ale nie dlatego, że pożałował swego grubiaństwa, tylko na dźwięk imienia doktora. Pułkownik wrócił do altanki i popatrzył na nieznajomego uważniej. Odnotował ufnie