Wiedział, jak radzić sobie z tego typu stresem. Jego była żona, Bethie, ciągle powtarzała,

– Shep, chyba upadłeś na głowę. – Nie wiedziałem! Danny powiedział, że chce poćwiczyć składanie pistoletu, bo strzelbę już opanował; Cholera, byłem szczęśliwy, że chłopak się tym interesuje. Musisz zrozumieć, Rainie, to ostatnia rzecz, która nas jeszcze łączyła. Próbowałem z piłką nożną – po prostu nie był w tym dobry. Próbowałem z koszykówką, baseballem, siatkówką. Chłopak nie ma smykałki do sportu. Tylko by czytał, grzebał w komputerze, tego typu głupstwa... Nie wiesz, jak to jest, Rainie, kiedy pewnego dnia ojciec uświadamia sobie, że synowi, którego tak pragnął, w gruncie rzeczy dużo bliższa jest matka. – Wiedziałeś, że broń zginęła? Shep milczał, co było wystarczającą odpowiedzią. – Jezu, jak możesz być tak bystry i tak głupi jednocześnie? – Nie uważasz, że dosyć się już wycierpiałem? – Nie. Uważam, że George Walker dosyć się już wycierpiał. I że rodzice Alice Bensen dosyć się już wycierpieli. Do cholery! – Nie wiedziałem, Rainie. Trzy dni temu sprawdziłem, czy w sejfie jest broń. Nie było. Zapytałem Danny’ego. Powiedział, że jeszcze jej nie złożył. Obiecał, że kiedy skończy, schowa wszystko na miejsce. Nie zawracałem sobie tym głowy: – Aż nadeszło wezwanie. – Ale Danny tego nie zrobił! Przysięgam, Rainie, że chłopak nie ma w sobie ani krzty agresji. Do diabła, gdyby był bardziej do mnie podobny, może i mógłbym sobie to wyobrazić. http://www.poradnikmedyczny.com.pl/media/ 19 Dom Quincy 'ego, Wirginia Był wczesny czwartkowy wieczór. Agentka specjalna Glenda Rodman pilnowała monitora i w pewnym momencie zobaczyła, że przed bramą domu stoi Quincy. Wcześniej spała dwie godziny, a potem odebrała telefon. Wzywano ją do Filadelfii, ale to wydawało się już odległą przeszłością. Przez resztę nocy oglądała miejsce zbrodni. Potem wróciła do domu Quincy'ego, żeby słuchać kolejnych wiadomości z pogróżkami o śmierci. Coraz to nowe pomysły, chore i perwersyjne. Liczba dzwoniących doszła do trzystu pięćdziesięciu dziewięciu. Niektórych Quincy osobiście wsadził do więzienia. Inni po prostu nienawidzili agentów federalnych. Jeszcze inni zwyczajnie się nudzili. W każdym razie ledwo

chwilę dostać zawału, gdy tuż obok przykucnął przejęty młody funkcjonariusz i wymierzył broń w drzwi wejściowe. Rainie zdawała sobie sprawę, że to tylko środki ostrożności, ale nie była pewna, co wyobraża sobie nieszczęsny hotelarz. Kierownik odłożył słuchawkę. Zmarszczył brwi. Powiedział coś do policjanta i po chwili zatrzeszczało radio Carra. – Nikt nie odbiera – wymamrotał Carr. – Nie zdołał się połączyć z Duncanem. – Sprawdź Nagle szarpnął Kimberly za prawą rękę. Ona uniosła stopę, żeby walnąć go piętą w palce, ale straciła równowagę i zwaliła się na podłogę. Skrzywiła się i zaczęła się w niego wpatrywać. Rainie też się skrzywiła i tęsknie popatrzyła na pistolet, który leżał pod szklanym blatem stolika, ale wciąż był za daleko. Musiały coś zrobić. Czas się skończył. Myśl, myśl! No, prędzej! - Dzięki Bogu! Luke! Rainie spojrzała gdzieś za Andrewsa. To był akt desperacji, ryzykowna zagrywka. Andrews obrócił się. Pierwszy raz poczuł podmuch wiatru i pomyślał, że z flanki ktoś mógłby go zaskoczyć. Nie było czasu na nurkowanie po pistolet. Rainie chwyciła pierwsze narzędzie, jakie wpadło jej w ręce - metalowe kuchenne krzesło. - Co jest...? - Kimberly, teraz!