Pokój był pusty!

- Nie zwierzała mi się, ciociu Heleno, ale wydaje mi się, że podziela to uczucie. Przez ostatni tydzień ledwie skubała jedzenie, z pewnością musiałaś zauważyć. Oczywiście, jest jej przykro z powodu całej maskarady, ale tak naprawdę unieszczęśliwiły ją dopiero oskarżenia Zandra. - To stawia sprawy w zupełnie nowym świetle - stwier¬dziła stanowczo ciotka i zamknęła z trzaskiem lorgon. - Nie pozostało nam zbyt wiele czasu, jeśli mamy rozstrzygnąć tę kwestię jeszcze przed sprzedaniem posiadłości. Czy wiesz, dokąd panna Hastings zamierza się udać? Tydzień później Clemency przyjechała do Londynu. Kiedy zjawiła się u pani Stoneham, prawie w tym samym czasie nadszedł list od Jamesona. W środku znajdowało się za¬proszenie od Ramsgate’ów oraz dziesięć funtów na podróż. Wydawało się, że prawnik nie tracił czasu, załatwiając co trzeba, ale prawda była taka, że to pani Hastings uznała przedłużającą się nieobecność córki za katastrofę i z niecier¬pliwością oczekiwała jej powrotu. Ponieważ miała wkrótce zostać żoną szanownego Johna Butlera, nie myślała już o Clemency z dawną irytacją. Tym samym zaniechała gróźb wysłania dziewczyny do ciotki Whinborough, co więcej, łaskawie zgodziła się na jej pobyt u Ramsgate’ów. Pan Jameson otrzymał za zadanie dyskretne załatwienie tych spraw - zachowanie matki miało oczywiście pozostać poprawne, jeśli nie serdeczne; uzgodniono, że bez dalszych fochów powita Clemency. Tuż po wiadomości od Jamesona nadszedł pompatyczny w tonie list od samej pani Hastings, pełen szumnych obietnic i podziękowań dla najdroższej kuzynki Anne za opiekę nad jej skarbem. Zaraz potem Clemency ode¬brała utrzymaną w entuzjastycznym tonie karteczkę od Mary i Eleanor Ramsgate. Będziemy się świetnie bawić! - pisała Mary. - Razem z Nell obiecałyśmy nie okazywać zazdrości, gdybyś ukradła nam kawalerów. Dostaniesz sypialnię na górze - mama kupiła śliczny perkal na pokrycie łóżka. Clemency popatrzyła na listy. Miała wrażenie, że należą do zupełnie innego świata i nie mają z nią nic wspólnego. Sama czuła jedynie przejmujący ból zranionego serca. - Cieszę się, że wszystko skończyło się pomyślnie - oświadczyła tamtego wieczora pani Stoneham, gdy Bessy czesała jej włosy. - Zaczynałam się już martwic. Bessy wydęła usta. Nie była zadowolona z takiego obrotu rzeczy. Panna Clemency to piękna dziewczyna o doskonałych manierach i z niezgorszym majątkiem. Gdyby markiz miał głowę na karku, już dawno by ją porwał i uciekł z nią w siną dal! Bessy liczyła na szczęśliwy finał romansu. Oczyma wyobraźni widziała, jak Clemency, ubrana w oszałamiającą suknię ślubną i koronkowy tren, idzie nawą małego wiej¬skiego kościółka. Ona sama płakałaby ze szczęścia w jednej z ławek. (Ucieszyłaby się, gdyby ceremonią kierowała na dodatek lady Helena). Niestety, tak się nie stało i Bessy skłonna była myśleć, że markiz jest chyba niespełna rozumu. Clemency wyjechała dyliżansem pocztowym z Aylesbury i dotarła wieczorem do Londynu. Powitały ją podekscytowane Mary i Eleonor. - Nasza gwiazda! - krzyknęła Eleanor, ucałowała ser¬decznie Clemency i zasypała ją lawiną słów. - Wypatrujemy cię już co najmniej od pół godziny. Chodź na górę, Clemmie. Wiesz, że będziesz spać w różowym pokoju? Twoja matka przysłała ci całe mnóstwo strojów, prawda, Mary? - Bądź już cicho, Nell - fuknęła na nią siostra i teraz ona z kolei uściskała gościa. - Biedaczka jest oszołomiona. - Zwróciła się do stojącego przy drzwiach lokaja: - Dawlish, przynieś, proszę, herbatę dla panny Clemency. Wypijemy ją w saloniku. Chodź na górę, Clemmie. Reszta wieczoru minęła Clemency jak we śnie. To było doprawdy osobliwe uczucie, ponownie ujrzeć dawno nie widziane stroje, móc przebrać się do kolacji w hiacyntowe jedwabie z maleńkimi różyczkami z pereł, trzymać w dłoni wachlarz i pozwolić służącej pani Ramsgate upiąć sobie porządnie włosy. Skończyły się czasy obowiązkowej czarnej sukni i codziennej toalety przed sfatygowanym lustrem w małym pokoiku na strychu. Wciąż dziwił ją szacunek służby i czuła się nieswojo, gdy wzięła pod rękę pana Ramsgate’a, by jako honorowy gość zasiąść po jego prawicy. Rosło w niej poczucie nierealności. Uzgodniły wcześniej z kuzynką Anne, że najlepiej unikać wszelkich rozmów na temat jej pracy w Candover Court. Mary i Eleanor, istoty skądinąd szlachetne i dobrego serca, były też wystarczająco niedyskretne, by uznać całą historię za doskonały żart i rozpowiadać ją wszem i wobec. Pani Stoneham uważała, że milczenie jest jedynym bezpiecznym wyjściem! Clemency zgodziła się z nią. - Zatrzymałaś się u mnie w Abbots Candover i tyle, nie musisz mówić nic więcej - pouczała ją stanowczo ostatniego wieczora. - Nikt nie będzie tego kwestionował. - Nie wiedziała jednak, a Clemency, niestety, zapomniała, że to właśnie panny Ramsgate odnalazły w wykazie parów notatkę na temat markiza Storringtona i że Abbots Candover może nie być dla nich obcą nazwą. Kiedy więc Clemency powiedziała, że spędziła miesiąc u swej drogiej kuzynki Anne w małej wiosce zwanej Abbots Candover, z trwogą zobaczyła, jak Mary rzuca Eleanor znaczące spojrzenie. Żadna z panien nie chciała zdradzić się swą wiedzą przed rodzicami, ale obie obiecały sobie w duchu, że później wypytają o to Clemency. Jednak ich plan zawiódł, przyjaciółka bowiem przeprosiła gospodarzy i udała się na spoczynek zaraz po herbacie. - Naturalnie, moja droga - odparła pani Ramsgate. - To musiała być okropna podróż! Wyglądasz na całkowicie wyczerpaną. Mary! Eleanor! Siadajcie, proszę. Trajkoczecie jak sroki i jestem pewna, że Clemency potrzebuje i od was nieco wytchnienia. Clemency uśmiechnęła się z wdzięcznością i odeszła do swojego pokoju. Mimo to jeszcze długo nie mogła zasnąć. Siedziała na łóżku z podciągniętymi pod brodę kolanami i wpatrywała się w trzaskający na kominku ogień. W pokoju było ciepło i przytulnie, w oknach wisiały ciężkie zasłony, na łóżku pyszniła się gruba różowa narzuta, a na podłodze leżał puszysty dywan. Ale jedyne, co Clemency widziała, to ciągnący chłodem pokoik na poddaszu, z wąskim łóżkiem przykrytym cienką kapą. Tam zostawiła swoje marzenia. Fabianowie wyjechali z Candover Court kilka dni po Clemency, pośród uścisków i licznych podziękowań. Wybie¬rali się do Gloucestershire na uroczystość wyświęcenia Gilesa i mieli tam pozostać aż do objęcia przez niego wikariatu w parafii jego ojca chrzestnego. Planowano wy¬słuchanie pierwszego kazania młodzieńca, a przynajmniej czekała na to Adela. Lady Fabian kierowały bardziej proza¬iczne powody - między innymi chciała dopilnować, by szanująca się wdowa, u której syn miał zamieszkać, zapew¬niła mu dobre i pożywne jedzenie i nie dała zatęchłych prześcieradeł. Na Nowy Rok panie Fabian zamierzały wrócić do Lon¬dynu, by skompletować garderobę Diany w związku z jej uroczystym wejściem do towarzystwa. Arabella będzie miała okazję do nich przyłączyć. http://www.powiekszaniepiersi.info.pl Kiedy Clemency znalazła się w swoim pokoju, zaczęła machinalnie przebierać się do kolacji, lecz myślami błądziła gdzie indziej. Pan Baverstock zachowywał się jak zupełnie normalny człowiek, może tylko, jak na jej gust, nazbyt przymilny, ale przecież nie zamierza go zachęcać. I co ma, biedna, z tym wszystkim począć? Zastanawiała się, czy nie powinna zwierzyć się lady Helenie, ale doszła do wniosku, że to nie najlepszy pomysł. Bo właściwie co mogłaby jej powiedzieć? Że podejrzewa pana Baverstocka? Ale o co? I na czym miałyby się oprzeć jej zarzuty? Niejasne słówko rzucone półgłosem czy dwu¬znaczne gesty nie są żadnym konkretnym dowodem. Niczym, co pojąłby logiczny umysł lady Heleny. Lady Fabian mogłaby się okazać bardziej przychylna, ale czy rzeczywiście by jej pomogła? Clemency domyślała się, że liczy skrycie, iż pan Baverstock zainteresuje się Adelą - nie byłaby zadowolona dowiadując się, że kawaler romansuje z guwernantką! Przebrała się szybko w czarną suknię z jedwabiu, uporządkowała włosy, upinając je w tradycyjny grecki kok, po raz ostatni spojrzała w lustro i zeszła do jadalni. Czy życie guwernantki jest zawsze takie trudne? Żałowała, że nie może napisać do Biddy i dowiedzieć się tego od niej. Kolacja okazała się dla Clemency pasmem udręki. Z nie¬znanych powodów Adela traktowała jej obecność przy stole jako zniewagę, zachowanie pana Baverstocka ledwie stało na pograniczu grzeczności, a Oriana po kolacji wy¬raźnie bawiła się jej kosztem, wypytując o powrót od pani Stoneham. Lysander stał przy krześle Oriany, na tyle blisko, żeby słyszeć treść rozmowy. - Więc spotkaliście się z panem Baverstockiem zupełnie przypadkowo, to prawda? - zapytał. Oriana spuściła wzrok, by ukryć uśmiech zadowolenia. - Tak, milordzie. - Clemency spojrzała mu prosto w oczy. - Jednakże pan Baverstock niepotrzebnie zadał sobie tyle trudu. Markiz spojrzał na nią i zmarszczył brwi. - Może otrzymał jakąś zachętę, by tak postąpić? - wtrąciła słodko Oriana. - Jeśli się nie mylę, guwernantki nader często zmieniają zdanie. Clemency zaczerwieniła się, słysząc obraźliwy ton. - Trudno mi mówić w imieniu pozostałych guwernantek, panno Baverstock. Mogę tylko stwierdzić, że wolałabym, żeby dżentelmeni pozwolili mi cieszyć się moim wolnym czasem. - Czy insynuuje pani, że zachowanie mojego brata nie jest godne dżentelmena?

nie wiedzieć czemu, zastanawiała się, jak by to było znaleźć się w jego ramionach. Czyżby całkowicie postradała zmysły? Doktor Galbraith wyraził się dostatecznie jasno. Życzył sobie, by jego niania była szarą myszką i wiadomo, co miał na myśli. W jego życiu nie było miejsca na kobietę zainteresowaną bliższą znajomością. Sprawdź takie problemy, to ona w Ŝadnym razie nie moŜe pozostać w tym domu i opiekować się Eriką. A co będzie, jeśli on posunie się jeszcze dalej i wymówi jej pracę jako swojej asystentki, bo naruszony został układ: pracodawca - pracownik? Zlękła się. Nie moŜe stracić pracy teraz, kiedy los Kary tak bardzo od niej zaleŜy. Westchnęła smętnie i poszła do swego pokoju. Wyczerpana bezsennością musi przywołać sen, zanim Erika się obudzi i zaŜąda śniadania. Ostatnią rzeczą, o jakiej Alli marzyła, było spotkanie oko w oko z Markiem. Choć wiedziała, Ŝe nie da się tego uniknąć. - Ta-ta-ta... Alli przetarła oczy, bo głos Eriki docierał do niej jakby z bliska. Przypomniała sobie, Ŝe Mark dzień przedtem zamontował głośnik w jej pokoju. Uśmiechnęła się. Erika obudziła się i woła jeść. Alli szybko wstała, narzuciła szlafrok na ramiona, otworzyła drzwi i wpadła