z okazji: wyprzedził wiekowego volkswagena krztuszącego się kłębami błękitnego dymu i

– Gdybyś tak uważał, nie zawracałbyś sobie głowy. Kolejne wzruszenie ramion. – Otworzysz czy nie? – Teraz? – Tak. – Znowu łyk kawy. – Więc chodzi o to, że jesteś ciekawy. – Tylko cię kryję. – Jasne. – Bentz spojrzał na stempel pocztowy. Był zatarty, w mdłym barowym świetle niewiele widział, ale w kieszeni, przy breloczku, miał latarkę; poświecił nią na kopertę i żołądek podszedł mu do gardła. Nazwa miasta była nieczytelna, ale rozpoznał kod – mieszkali tam z Jennifer, zanim zginęła. Kluczem rozciął kopertę i ostrożnie wyjął zawartość. Pojedynczy arkusik i trzy zdjęcia. Wstrzymał, oddech. Serce mu zamarło. Na zdjęciach była jego pierwsza żona. Jennifer. I daty. Boże drogi, co to ma znaczyć? Czuł pulsowanie aż w mózgu. Najpierw wizje, a teraz to? – Czy to... ? – Tak. Zdjęcia były wyraźne. Kolorowe. Jennifer przechodzi przez ruchliwą ulicę. Jennifer http://www.profesjonalna-ortopedia.com.pl Hayes zaparkował w niedozwolonym miejscu, po czym zaczął się przebijać przez tłum gapiów i policji. Minął wóz ekipy z laboratorium. Specjaliści kryminalistyki już pracowali. Szukali odcisków palców, stóp, włosów, czegokolwiek, co pomoże zidentyfikować mordercę. Dokoła trzaskały aparaty fotograficzne, kamerzysta filmował wszystko, ktoś inny pochylał się nad taśmą mierniczą. Hayes podniósł wzrok w poszukiwaniu kamery przemysłowej, ale urządzenie było zepsute; obiektyw zwisał smętnie z zardzewiałego drąga. Tyle, jeśli chodzi o zapis na taśmie filmowej. Martinez, drobna kobieta o wściekle rudych włosach i ostrym języku, stała w drzwiach ósemki i energicznie machała do Hayesa. – Spójrz tylko – powiedziała z ledwie słyszalnym hiszpańskim akcentem. – Ale ostrzegam, to nie jest przyjemny widok. Hayes przygotował się i w pierwszej chwili nie patrzył na ofiary. Wbił wzrok w zakurzoną cementową posadzkę, a na niej – rzędy słoików z gwoździami, połamany leżak...

A tymczasem Fernando Valdez był kolejną osobą na liście Bentza. Mimo ostrzeżeń Hayesa wystukał jego numer, jednak Valdez nie odbierał. Bentz opadł na siedzenie i zastanawiał się, czy Yolanda mówi prawdę. Wątpił w to. Obserwował, jak rowerzysta przeniknął uliczką, płosząc kota polującego w krzakach. Rufus tymczasem uspokoił się na tyle, że tylko pojękiwał i dreptał w miejscu. Bentz przez telefon zarezerwował sobie nowy samochód do wynajęcia. Zadzwonił także Sprawdź Buch, buch, buch! Wszystko umilkło. Żadnych kroków, żadnego szurania, tylko przerażająca cisza w napełniającym się wodą pomieszczeniu pod pokładem. O1ivia szczękała zębami, palce jej zdrętwiały, strach wziął górę. Daj mi siłę, modliła się bezgłośnie. Siłę. Kroki. Szybkie, gniewne. O1ivia znieruchomiała, uniosła okładkę albumu po raz ostatni. Zimna woda chlupotałajuż na wysokości jej kolan. Czuła w głowie każde uderzenie serca. Wyostrzone zmysły kazały słuchać. Kroki. Spojrzała na schody i w tej chwili otworzyły się drzwi. – Co do cholery! – Wrzasnęła porywaczka. – Co to za hałas? Co ty tam wyprawiasz? Cholera! Kroki na schodach. Nie!