- Wolałbym nie psuć niespodzianki, ale powiedz komu chcesz.

bardziej denerwująca. Wiedział, że go pragnie. Dostrzegał to w jej oczach. I bardzo lubił udzielać jej lekcji. - Och, nie wiem. Lord Belton jest bardzo miły, ale nie sądzę, żeby mama się na niego zgodziła. - Rose, wiem, że masz obowiązki wobec rodziny, ale czy nie uważasz, że twój wybór jest co najmniej równie ważny, jak matki? Muzyka umilkła i Lucien przywarł do ściany. Czuł, że tej rozmowy nie powinien przegapić. - Mama jest zbyt zajęta narzekaniem na kuzyna Luciena, by się zorientować, że dokonałam wyboru. - Jednak na kogoś zwróciłaś uwagę w tym całym londyńskim chaosie. A lord Belton jest miły i dobry. To bardzo ważne. Lepiej nie wychodzić za podłego człowieka. Hrabia zmarszczył brwi. Podejrzewał, że sam należy do tych „podłych” dżentelmenów, o których wspomniała panna Gallant. - Kuzyn Lucien od kilku dni jest milszy - stwierdziła Rose. - Nawet mama to zauważyła. Pochwalił ją w duchu za zdumiewającą spostrzegawczość. Może jego kuzynka nie jest taka głupia, jak sądził. - Rzeczywiście. Nie wiesz, czy lord Belton przełożył piknik? Do diaska! Zapomniał o tym zupełnie. Przez ostatnie dni jego myśli całkowicie http://www.prywatne-leczenie.com.pl/media/ - I? Wicehrabia już otwierał usta, ale zawahał się i łyknął porto. - Wszyscy znają twoje zdanie w tej kwestii... Lucien zmarszczył brwi. - Jakiej kwestii? Robert potrząsnął głową. - Nie będę z tobą o tym rozmawiał. Coraz ciekawiej. - Załóżmy się więc. Rozdam karty. Jeśli dostanę wyższą, zdradzisz mi swój mały sekret. - A jeśli ja wygram? - Weźmiesz setkę Cookseya. Lucien był sześć lat starszy od Roberta i miał dużo więcej tajemnic do ukrycia. Nim

Nie szkodzi. Mieli czas. Nie musieli się spieszyć. I tak zostaną kiedyś kochankami, był tego pewien. Ale dopiero wtedy, kiedy pozbędą się Glorii. W sypialni Lily paliło się jeszcze światło, chociaż Santos wątpił, by nie spała o tej porze. Zatrzymał się pod jej drzwiami i zajrzał do środka. Tak jak myślał, zasnęła nad książką. Niekiedy zasypiała, siedząc, czasami nawet zdarzało się jej zdrzemnąć podczas mszy. Patrzył na nią ze ściśniętym gardłem. W ostatnich łatach bardzo się postarzała. Zdrowie jej nie dopisywało, straciła energię i chęć do życia. Czuł, że zżerają ją złe wspomnienia, żal i wstyd. I tęsknota za córką, za wnuczką. Wściekał się, widząc, jak zawzięcie wertuje kroniki towarzyskie we wszystkich gazetach. Ilekroć natrafiła na jakąś wzmiankę o Hope albo o Glorii, wycinała ją i wklejała do specjalnego zeszytu. Bywały dni, kiedy całymi godzinami potrafiła przeglądać te swoje wycinki, rozpamiętując, co utraciła i czego nigdy nie zaznała. Jeśli zdarzało się, że brał ją gdzieś na kolację, wpatrywała się w siedzące przy innych stolikach rodziny z taką żałością, że Santosowi kroiło się serce. To samo serce pełne było nienawiści do Hope. Za krzywdę, którą wyrządziła matce. Za jej okrucieństwo, za świętoszkowatość, za obłudę, z jaką ferowała wyroki nad innymi, za jej uprzedzenia. Sprawdź - Co? - zapytała ze śmiechem, całując wnętrze jego ucha. - Co zrobisz, jeśli... W jednej chwili obrócił ją tak, że znalazła się pod nim, dżinsowa spódniczka podjechała w górę. - I co mam teraz z tobą zrobić? - Przecież wiesz... Pieścił ją jak nikt przed nim. Była szczęśliwa, że dotąd czekała, że nigdy z nikim nie posunęła się za daleko i że to Santos jest pierwszy. Wygięła się, miriady gwiazd eksplodowały jej w głowie, osunęła się bez sił na niego, okrywając go pocałunkami. Serce waliło jej jak po wyczerpującym biegu, drżała. Nigdy wcześniej nie czuła tak mocno, tak głęboko, że żyje. Ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi, wyszeptała słowa podziękowania, całkowitego oddania. Świat powoli wracał na swoją zwykłą orbitę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że i Santos drży. - Przepraszam... Przesunął palcami po jej mokrych od łez policzkach; nawet nie zdawała sobie sprawy, że płacze. - Za co? - zapytał cicho, z uśmiechem. - Za to, że jestem najszczęśliwszym facetem na świecie? - Jak mogłam... - zaczerwieniła się i odwróciła głowę. - Jak mogłabym... - znów zabrakło jej słów. - Ty przecież jeszcze nie...