Pierwszym była raźna wrona trojka, w której stał wyprostowany bardzo wysoki, chudy

dwoje, ledwie kuśtykają, nie ludzie, tylko krety jakieś. Mogę się pochwalić: przełożony tych świętych starców (nosi kaptur oblamowany białym szlaczkiem) zaszczycił mnie swą przenajświętszą uwagą – kosturem mi pogroził, żebym za blisko nie podpływał. Jak się dowiedziałem, głównego kreta zwą ojcem Izraelem i biografia jego jest nadzwyczaj intrygująca. Przed postrzyżynami zakonnymi był bogatym, gnuśnym paniskiem, z tych, co to z bezczynności i zblazowania wymyślają sobie jakieś hobby, oddają się swej zachciance z całą namiętnością i tracą na nią życie i majątek. Ten wybrał sobie pasję niezbyt rzadką, ale ze wszystkich możliwych najbardziej wciągającą – kolekcjonowanie kobiet, i był w tej dziedzinie taki żwawy, że pewien emerytowany prorektor, dawny mój znajomy, okazałby się przy nim prawdziwym serafinem. Ciekawość tego nowego wcielenia Don Juana była tak nienasycona, że podobno sporządził nawet geograficzny atlas żeńskiej anatomii porównawczej i odbywał specjalne lubieżnicze wojaże do różnych krajów, w tym do tak egzotycznych, jak Annam, Królestwo Hawajskie czy Czarna Afryka. A ile uwiódł najprzyzwoitszych matron i napsuł najbardziej niedostępnych panien w granicach naszej prawosławnej ojczyzny, to nawet obliczyć nie sposób, ponieważ posiadał on pewien szczególny talent do oczarowywania kobiecych serc. W tej dziedzinie przecież i reputacja wiele znaczy. Na niejednego nieboraka żadna dama nawet by nie spojrzała, ale wystarczy rozpuścić pogłoskę, że to http://www.przydomowa-oczyszczalnia.net.pl/media/ pielgrzymów urządzono cud nad cudy, dziw nad dziwy, nazywa się to „automaty z wodą święconą”. Stoi sobie drewniany pawilon, a w nim przemyślne maszyny, wynalazek tutejszych Kulibinów. Wpuszcza człowiek w szparę piątaka, moneta pada na klapkę, uchyla się membranka i do kubka spływa święty płyn. Jest i coś droższego: za dziesiątaka dolewa się jeszcze syropu malinowego, szczególnie jakoś „potrójnie pobłogosławionego”. Mówią, że latem kolejka tam stoi, ale mnie się nie powiodło – od połowy jesieni pawilonik zamykają, żeby przemyślnego sprzętu nie uszkodziły nocne przymrozki. Nic to, wcześniej czy później Witalis wpadnie na pomysł, żeby w środku postawić maszynę parową dla ogrzania pomieszczenia, i wtedy automaty będą mu także zimą plon przynosić. A to jeszcze nic! Kilka dziesięcin najlepszej podmiejskiej ziemi archimandryta odstąpił pod prywatną lecznicę psychiatryczną, za co dostaje ni to pięćdziesiąt, ni to siedemdziesiąt tysięcy rocznie. Włada tą posępną instytucją niejaki Donat

– Ach. – Potem przerzuciłem się na jedzenie. Chrupki ziemniaczane, batoniki, żelatynowe misie. Co tylko można było dostać w szpitalnym automacie. A w końcu wróciłem do biegania. To jakby pomogło. Biegasz? – Dwadzieścia kilometrów, Cztery dni w tygodniu. Ale mogłabym cię pobić na głowę. – Jestem od ciebie starszy o prawie piętnaście lat, Rainie. Na pewno pobiłabyś mnie na Sprawdź czego to powiedziane, co zaś on na końcu dodał, tom nie zrozumiał. Coś jak „kuku”. Widać żem rację miał względem Izraela, niesłusznie mnie ojciec ekonom od durniów rugał. Starzec coś tego. – Kleopa pokręcił palcem przy skroni. – Kuku, kukuryku. Sądząc po ściągniętych w skupieniu brwiach, Pelagiusz był innego zdania, ale nie spierał się, powiedział tylko: – Jutro znowu popłyniemy, dobrze? – A pływaj sobie, póki tacie rubelki się nie skończą. Potem był dzień „żółty” – zielony krwiak zrobił się raczej żółty. Tego dnia starzec odezwał się tak: – Mirowariec przyrządzi ci mieszaninę nonfacit. – Znów po ptasiemu – podsumował przemowę brat Kleopa. – Niedługo całkiem na mowę ptasząt niebieskich przejdzie. Tej gadaniny nawet nie będę próbował zapamiętać, zmyślę coś tam ojcu ekonomowi.