Mirandy. Alec wiedział, że nie powinien był tego robić, jednak znalazł się w sytuacji bez

- Lecz jeśli wygrana była błogosławieństwem, to przegrana, jak łatwo sobie wyobrazić, przekleństwem. Ale sądziłem, że zdołam odwrócić koło fortuny. Nie potrafiłem z tego zrezygnować. Jeszcze jeden rzut kości, jeszcze jedna partia kart! Koniecznie chciałem odzyskać swój status szczęściarza. - Dlaczego tak cię to pociągało? Zastanowił się nad jej pytaniem. - Myślę, że hazardowe gry odwracały moją uwagę od innych rzeczy. - Na przykład od czego? - Na przykład - zawahał się - od tego, że mam wszystko, czego mógłbym zapragnąć, ale wciąż nie jestem szczęśliwy. Miałem coraz więcej, a jednak nie mogłem... - Zapełnić tym pustki? Odwrócił głowę w jej stronę i patrzył na nią przez chwilę, a potem powoli, z przygnębieniem przytaknął. - Mów dalej. Alec znów zapatrzył się w baldachim, z rękami podłożonymi pod głowę. - Im dłużej w tym tkwiłem, tym gorzej mi szło w grze. Nie potrafiłem się pogodzić z klęską. Robert kilkakrotnie ostrzegał mnie, ale go nie słuchałem. Wreszcie ograniczył mi fundusze, żeby mnie zmusić do rezygnacji z hazardu. W gruncie rzeczy nie miał wyboru. Zrobił to dla mojego dobra. Tylko że ja nie zamierzałem rezygnować, zacząłem za to po cichu pożyczać pieniądze na procent, żeby mieć z czego żyć, póki nie zacznie mi się z powrotem powodzić i nie powrócą wygrane. To był fatalny pomysł, wiem o tym. W każdym razie wszyscy co ważniejsi lichwiarze londyńscy dowiedzieli się, że jestem spłukany, i nie chcieli mi już pożyczyć ani pensa. A potem było jeszcze gorzej. http://www.rehabilitacja-swinoujscie.com.pl/media/ - Owszem. - Bella delikatnie uścisnęła jego dłoń, po czym cofnęła rękę. - Potrafię też rozpoznać szczęśliwą kobietę. To widać w jej oczach. - Dziękuję, Isabello. - Kiedy na nią spojrzał, po raz pierwszy dostrzegła, że był uderzająco podobny do ojca. - Myślę - dodał - że twoja obecność w pałacu wyjdzie nam wszystkim na dobre. - Mam taką nadzieję - odparła, patrząc na aktorów odgrywających swe role. - Mam taką nadzieję. Śledziła próbę jeszcze przez pół godziny. Przedstawienie było ciekawe, nawet pasjonujące, ale ona musiała realizować własny scenariusz. Po odejściu Alice ochroniarze stali się mniej czujni. Ponieważ lady Isabell była znana jako przyjaciółka księżnej i osoba ciesząca się zaufaniem samego księcia Carlise’a, mogła bez przeszkód wyjść z sali, nie wzbudzając podejrzeń. Wędrując labiryntem korytarzy, pomyślała o minikamerze ukrytej w obudowie szminki. Mogłaby jej użyć, jednak postanowiła polegać na własnej pamięci. Podczas licznych szkoleń wpojono jej zasadę, że w pierwszej kolejności trzeba wykorzystywać wrodzone możliwości, a dopiero potem posiłkować się sprzętem. Ochrona tak rozległego budynku nie była łatwym zadaniem. Dlatego Bella z uznaniem pomyślała o pracy, którą wykonał Emmett McCarthy. Czujniki dymu oraz ukryte kamery rozmieszczone były w wielu miejscach, jednak uruchamiały się dopiero po zamknięciu Centrum. Osoba chcąca wejść do środka musiała pokazać specjalną przepustkę. Jednak w dniu przedstawienia wchodził każdy, kto kupił bilet. Bella doszła do wniosku, że zabezpieczenia nie są wystarczające. W teatrze było zbyt dużo zakamarków i małych pomieszczeń, w których z łatwością można było się schować. Bez problemu weszła do głównej garderoby, w której trzymano kostiumy. Ciekawe, czy strażnik znał wszystkich aktorów i członków ekipy technicznej? Nawet jeśli tak, to przecież łatwo się pod kogoś podszyć. Wprawdzie na przepustce było zdjęcie, ale wystarczy dobra charakteryzacja i nikt nie odkryje oszustwa. Ileż to razy sama wchodziła do, zdawałoby się, doskonale strzeżonych miejsc. W końcu od czego są fałszywe dokumenty oraz sprytne przebranie? W ostateczności zostaje jeszcze przekupstwo. Tak, w raporcie umieści również taki scenariusz i niech wielcy szefowie łamią sobie głowy. Napisze, że nikt nie sprawdził jej torebki. A przecież mogła mieć w niej materiał wybuchowy. Z garderoby przeszła do sali prób, której ściany wyłożone były lustrami. Nie spodziewała się ujrzeć własnej sylwetki w tak licznym powieleniu, więc zaszokowana, długo przyglądała się samej sobie. Po chwili odzyskała równowagę i roześmiała się swobodnie, jak poprzedniego wieczoru w ogrodzie. Och, Bello, westchnęła rozbawiona, ależ ty jesteś nijaka! Obejrzawszy się krytycznym okiem, zdegustowana pokręciła głową. Nie, brąz w jej przypadku jest wyjątkowo nietwarzowy. I jeszcze ten zapięty pod samą szyję żakiet z niemodnym paskiem, nieładnie podkreślającym jej szczupłość. Do tego spódnica do pół łydki, zakrywająca zgrabne nogi. Włosy, jej największa ozdoba, zaplecione w ciasny warkocz i upięte w niski kok u nasady szyi. Tragedia. Nie mogła wymyślić lepszego kamuflażu niż celowe podkreślanie niedostatków własnej urody. Wpadła na to dość wcześnie. Już jako dziecko była przeraźliwie chuda, miała trudne do okiełznania włosy i wiecznie podrapane kolana. Wydatne kości policzkowe nie pasowały do dziecięcej twarzy, czyniąc ją nazbyt ostrą i kanciastą. Kiedy rówieśnice zaczęły dojrzewać i nabierać kształtów, jej ciało trwało w uśpieniu, pozostając po chłopięcemu szczupłe. Bella była wesoła i lubiana, kochała sport, więc koledzy z klasy z uznaniem klepali ją po plecach. Ale żaden nigdy nie zaprosił jej na tańce. Umiała jeździć konno, pływać, grać w rzutki, a nawet trafiać z łuku do najdalszego celu. Jednak nigdy nie chodziła na randki. Nauczyła się mówić po rosyjsku i francusku, a kantońskim władała na tyle dobrze, że udało jej się zaskoczyć własnego ojca. Ale na bal maturalny poszła sama. Gdy skończyła dwadzieścia lat, jej ciało w końcu się obudziło, jednak ona ukryła je pod bezpieczną warstwą niemodnych strojów. Wtedy wiedziała już, co chce robić w życiu. Piękne kobiety przyciągały spojrzenia, a w jej fachu lepiej było nie rzucać się w oczy. Oglądając w lustrzanej ścianie efekt swych starań, poczuła satysfakcję. Kobieta, jaką się stała, nie budziła w mężczyznach pożądania ani w kobietach zazdrości. Była całkowicie przeciętna. I dzięki temu bezpieczna. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzyłby, że oczytana i obyta młoda dama z wyższych sfer jest zdolna do podstępu i przemocy. Tylko nieliczni wiedzieli, że Bella nie cofnęłaby się przed niczym. Pod wpływem impulsu, którego nie umiała sprecyzować, odwróciła się od lustra. Przez całe dorosłe życie z premedytacją udawała kogoś innego. Jednak kiedy Alice tak szczerze ofiarowywała jej przyjaźń, nie potrafiła uwolnić się od poczucia winy. W tej pracy nie ma miejsca na sentymenty, powtarzała sobie. Żadnych przyjaźni, żadnych uczuć. Tak brzmiała pierwsza i najważniejsza zasada gry. Jeśli chce wygrać, musi się do niej stosować. Nie wolno jej polubić Alice. Mało tego, musi traktować ją jak polityczny symbol. Uleganie emocjom byłoby równoznaczne z klęską - Bella musiała zawsze o tym pamiętać. Nie wolno jej odczuwać nawet zazdrości. Kiedy patrząc na miłość Alice i Jaspera zaczynała marzyć o czymś podobnym dla siebie, narażała się na niebezpieczeństwo. W jej zawodzie miłość była wykluczona. Liczyły się tylko cele, zobowiązania i ryzyko. W życiu lady Isabelli nie było miejsca dla księcia. Ani prawdziwego, ani tego z bajki. Mimo woli pomyślała o Edwardzie.

niezauważeni, ale Brighton było spokojnym miastem. Kozacy obserwowali siedzibę Westlanda ze wszystkich stron. Gdy kareta księcia wyjechała na miasto, dwóch z nich ruszyło w ślad za nią pospolitym krytym powozem, dwóch zaś pozostało na miejscu. Ciarki przeszły mu po plecach na ten widok. Zrozumiał, że Kurkow jest niespokojny, gdyż Becky wciąż pozostaje na wolności, a w dodatku wiedziała o czymś, co mogło zaprowadzić go na szafot. Jeśli Michaił posuwał się do zabójstwa, aby ukryć swoje występki, Sprawdź ostatnią stronę listu Becky, rozprostowała ją i podała Nieludowowi. - Wolałam raczej nie pokazywać ci tej strony, papo. - A to dlaczego? - Obawiałam się, że nie zechciałbyś dać wiary listowi panny Ward, gdybyś wiedział, że lord Alec ma z tym coś wspólnego. - A więc hrabia Lieven ma więcej racji, niż sądziłem! Owszem, musimy jej zapewnić bezpieczeństwo, jeśli chroni ją jedynie ten zbereźnik! Ale jak zdołamy ocalić ją przed Kurkowem? - Nieludow i ja wezwaliśmy już na pomoc najbliższy garnizon wojskowy - wtrącił pospiesznie Lieven. - Kompania brytyjskich dragonów z Brighton zgodziła się pomóc nam w zatrzymaniu Kurkowa i jego ludzi. Mają tu być lada chwila. - Książę jest w tej chwili na statku regenta - wyjaśnił Westland. - Doskonale. Możemy w takim razie ruszać z wojskiem do portu - uznał Lieven.