Quincy ścisnął ją mocno za rękę. Uśmiechnęła się i przywarła do niego, pocierając

Amandy i Elizabeth, głównie dlatego, że one były samodzielne. Ojciec zaś był całkowicie bezbronny i bezsilny, zdany na łaskę innych. Quincy powi¬ nien był lepiej zadbać o jego bezpieczeństwo. Wyrzuty sumienia powiększa¬ ły jeszcze jego ból. Czuł się jednocześnie bezsilny i wściekły. Pozbawiony wszelkich uczuć a jednak desperacko walczący o życie. Pokonany. Zdeterminowany. Niewia¬ rygodnie zły. Nieznośnie smutny. Naukowiec, który szukał powodu. Czło¬ wiek, który wiedział, że powód nie istnieje. Dlaczego mój ojciec zniknął? Przecież zniknął. Izolacja nie oznacz ochrony. I żadna odległość nie jest w stanie zmniejszyć bólu. Wtedy Quincy coś sobie przypomniał. Coś, o czym nie myślał od wielu lat. Mała Kimmy wróciła z drugiej lekcji baletu, weszła do salonu, gdzie znajdowała się cała ich rodzina, wsparła ręce na biodrach i ogłosiła: Pieprzyć balet! Przypomniał sobie, jak Bethie zaniemówiła, Mandy zrobiła głupią minę, a on sam z trudem powstrzymywał się od śmiechu. Pieprzyć balet! Co za postawa! Co za pewność siebie! Co za odwaga! Czuł się taki dumny... 202 Gdyby opowiedział tę historię swojemu ojcu, na pewno by mu się spodobała. Nic by nie powiedział, ale z pewnością by się uśmiechnął. I na pewno http://www.revelare.pl/media/ wdzięki, serwowała domowe ciasto z jagodami sześciu farmerom na raz. Ktoś burknął coś o żółtodziobie plączącym się pod nogami. Chuckie uśmiechnął się jeszcze szerzej. Przy stoliku za plecami Rainie dwaj emerytowani hodowcy krów, Doug Atkens i Frank Winslow, zaczęli robić zakłady. – Dziesięć dolców, że mu ulegnie – powiedział Doug, uderzając zmiętym banknotem o plastikowy blat. – Dwadzieścia, że wyleje donżuanowi na łeb szklankę wody z lodem – przebił Frank, sięgając po portfel. – Wiem z pewnego źródła, że Cindy wolałaby dobry napiwek niż serce Clarka Gable’a. Rainie zostawiła rozgrzebaną sałatkę i odwróciła się do staruszków. Popołudnie było spokojne, nie miała nic lepszego do roboty. Przyłączam się – powiedziała. – Cześć, Rainie. – Frank i Doug, przyjaciele od niemal pięćdziesięciu lat, uśmiechnęli się jednocześnie jak syjamskie bliźnięta. Frank miał bardziej niebieskie oczy i ogorzałą twarz, za

cicho. - Nic wielkiego. Po prostu chciałabym, żebyś kogoś sprawdził. Tak jak robiłeś to wcześniej. - Twój ojciec wynajmuje nowa ekipę budowlaną? - Quincy starał się rozluźnić dłoń zaciśniętą na słuchawce i wziąć głęboki oddech. W zeszłym roku teść rozbudowywał dom. Kazał swojej jedynej córce zadzwonić do byłego męża i prosić o sprawdzenie całej ekipy budowlanej. Były teść uwa¬ Sprawdź – Byłby idiotą, gdyby został. Wszędzie roi się od policji. – Jest uzależniony od adrenaliny. Zaszedł zbyt daleko. Będzie chciał doprowadzić sprawy do samego końca. – Jak myślisz, co on knuje? – Nie jestem już pewien. Na początku chyba planował rutynowe przedstawienie. Znalazł zagubionego dzieciaka. Wyszukał człowieka, pod którego mógł się podszyć. Wszystko spokojnie, z rozmysłem. Ten szaleniec dokonał trzech skomplikowanych zbrodni w przeciągu dziesięciu lat. Nie spieszy się. Jest ostrożny. Pomyśl, o czym mówiliśmy wcześniej: zawsze ma plan awaryjny. Nawet jeśli sforsujemy pierwszy mur, trafimy na kolejną przeszkodę. – Pewnie za dobrze mu szło – ciągnął dalej Quincy. – Dwie zbrodnie i nikt nawet nie podejrzewa prawdy. A gdzie emocję? Gdzie niebezpieczeństwo? Więc tym razem zaryzykował bardziej. Pozostał na miejscu po strzelaninie. Dał nam więcej wskazówek, ale ja, głupi, ich nie zauważyłem. Te jego uwagi o cechach dobrego ojca. Oczywiście nawiązywał