poczucia winy i wstydu, szukania sposobów, by to

opróżniłam jej do końca. Wizytówka leżała na samym dnie, zaklinowana w rogu, przy szwie. Dzwoniłam nawet do tego Novak Investigations, to jest, jak nazwa wskazuje, agencja detektywistyczna. Odebrała jakaś kobieta i zaczęła mnie wypytywać, skąd się o nich dowiedziałam, czego chcę i tak dalej, więc odłożyłam słuchawkę. Nie powinnam chyba tego robić. - Nie rozumiem dlaczego, skoro nie miała pam ochoty na rozmowę. - Sama nie lubię, jak ktoś rzuca słuchawką, jak się źle połączy. Ja zwykle przepraszam za pomyłkę, zanim się rozłączę. - Czy ma pani pojęcie, po co Lynne mogła dzwonić do takiej agencji? - Nie, z wyjątkiem tego, co samo się narzuca. - To znaczy? - Może chciała sprawdzić Johna. - Ale sama pani mówiła, że siostra nie podejrzewała go o takie rzeczy. http://www.scenawgrodzkiej.com.pl Maggie wstała, wyjęła z szafki butelkę syropu i napełniła na nowo dzbanuszek. 101 - Przynajmniej jesteś szczery. Ash nachylił się i uścisnął jej dłoń. - Ale smakujesz słodko zawsze. - Próbujesz znowu zwabić mnie do łóżka? - A mam szanse? Maggie ze śmiechem machnęła mu przed nosem serwetką, tak że musiał się odchylić. - Żadnych. Mam za dużo zajęć, żeby kolejny dzień baraszkować z tobą w łóżku. Ash naburmuszył się na tę odmowę.

Maggie nie pytała Asha, co się stało, niepokoiła ją jednak ta dziwna odmiana. Co gorsza, Ash inaczej teraz odnosił się do Laury. Rzadko brał ją na ręce, a jeśli już, to tylko wtedy, kiedy Maggie to na nim wymusiła. W porze usypiania małej po prostu znikał pod pierwszym lepszym pretekstem. Martwiło to Maggie bardziej Sprawdź Choć bardzo to dziwne, Lereenię pochlebiał ten niecodzienny komplement. Ona niedbale machnęła ręką, wampiry wypuściły mnie i zgodnie cofnęły się na krok. Jeszcze jeden ruch, i zostałyśmy w domu same. Potarłam poobijane nadgarstki. Ciekawie, może ona czytać moje myśli? Ja na wszelki wypadek postawiłam magiczną obronę od telepatii, lecz nie czułam się bezpieczna. To zaklęcie szybko rozpadało się, wypadało odnawiać je co pięć – dziesięć minut, a to drażniło, odczyniało i mieszało się z innymi zaklęciami. - Siadaj - kiwnęła Władczyni na jeden ze stołków, zwróconych w stronę długiego stołu w centrum sali. Sprzeciwianie się było głupotą. Lereena wstała, z głośnym stukaniem obcasów przeszła się po marmurowej podłodze i siadła naprzeciwko, sczepiwszy ręce pod brodą. Pojedynek spojrzeń przegrałam w pierwszej minucie. Patrzeć jej prosto w oczy było nieznośnie, szczera pogarda mieszała się w nich z litością - tak jak stary wilk patrzy na szczekającego szczeniaka, który przez głupotę zagrodził mu drogę do owczarni. - To jego sprawa i jego prawo. - nareszcie odezwała się Władczyni. -- Ważny rezultat. Sądzę, że pojawiłaś się w Arlissie, by przeprowadzić obrzęd na moim Kręgu? Czemu dogewski ci się nie podoba? “Nie czyta, - pomyślałam ucieszona. –Albo oszukuje, czeka, aż spróbuję ją zaczarować?” - Ja nie zdążyłabym do Dogewy w dwanaście dni. - Który dzisiaj? - Dziesiąty. - Przecież jesteś wiedźmą,- powiedziała ona takim tonem, jakbym zarabiała na życie czyszczeniem jam - czemu nie teleportowałaś się do Dogewy lub nie skróciłaś sobie drogi? - Ja nie mogłam od razu złapać wilka, a teleportacja nie zostawia śladów, po których on mógłby mnie odnaleźć. “I, uczciwie mówiąc, ja do tej pory nie wyćwiczyłam się w teleportacji. Zaniosłoby mnie do Jasnego Gradu, na klomb ze świętymi różami, a potem udowadniaj rozwścieczonym elfom, że chybiłaś”. Lereena w sposób nieokreślony parsknęła. - Jak to się zdarzyło? - Wasza ambasada wpadła w zbójniczą zasadzkę. - My jeszcze trakcie drogi przez las umówiliśmy się nie mówić Władczyni i arlijskim wampirom o łożniakach. Zanim przekonamy się, że ona nie jest jednym z nich.