- Nadal chcesz za mnie wyjść?

Zresztą może zrobiłaby lepiej, wracając na jakiś czas do Anglii. Mogłaby pojechać do Kornwalii. Wprawdzie tam nie ma szans się zgubić, za to mogłaby spróbować się odnaleźć. Jedno wszak jest pewne. Już niedługo będzie musiała opuścić Cordinę. I Edwarda. Przygnębiona usiadła na ławce pod cienistą kopułą bujnej glicynii. Kim jestem? Od dawna nie zadawała sobie tego pytania, teraz zaś nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Do tej pory jej dwoista natura była prawdziwym darem losu, bez którego nie mogłaby wykonywać swej pracy. Nie przeszkadzało jej, że z jednej strony pociąga ją spokojne życie, wypełnione lekturą i dyskusjami o literaturze, a z drugiej trawi ją żądza przygód. Dwie kobiety, które w niej tkwiły, współistniały dotąd zgodnie i harmonijnie. Jedna czytała książki, druga nosiła broń i nadstawiała karku. To się skończyło. Bardzo żałowała, że nie może porozmawiać z ojcem. On jeden potrafiłby ją zrozumieć, może nawet pomóc. Nikt lepiej od niego nie wiedział, co to znaczy prowadzić podwójne życie. Niestety, nie może się z nim skontaktować. Ryzyko jest zbyt duże. Jej praca oznacza całkowitą samotność. Nie zadawałaby sobie tych wszystkich pytań, nie zadręczała się nimi, gdyby nie Edward. To przez niego cierpiała i wątpiła w to, co dotąd przyjmowała za pewnik. A on? Znienawidził ją. Zeszłej nocy posiadł jej serce, umysł i ciało. Chciał ją poniżyć i udało mu się. Nikt przed nim nie pokazał jej, jak wiele potrafiła ofiarować. I nikt nie porzucił jej z tak wielkim poczuciem pustki i osamotnienia. Na szczęście on nigdy się nie dowie, jak bardzo ją zranił. Nie może się dowiedzieć. Szybko podniosła dłonie i przycisnęła mocno do twarzy, jednak było już za późno, by powstrzymać łkanie. Ciepłe łzy wymykały się spomiędzy palców, więc zrezygnowana opuściła ręce i rozpłakała się serdecznie. Z goryczą myślała o tym, że Bennett nie dowie się, jak silne było to, co do niego czuła. Dawno już wybrała swoją drogę. Nie pozostało więc nic innego, jak konsekwentnie się jej trzymać. I modlić się, żeby nigdy nie skrzyżowała się z jego ścieżkami. Za kilka dni Edward będzie bezpieczny. Jego rodzina również. A ona pójdzie w swoją stronę. Znalazł ją w odległym zakątku ogrodu. Siedziała na ławce. Ręce swoim zwyczajem skrzyżowała na kolanach, oczy miała zamknięte, a twarz mokrą od łez. Na jej widok doznał całej gamy uczuć. Zmieszały się w nim żal, zagubienie, miłość, poczucie, winy, gniew. Wiedział, że Bella chce być sama. Rozumiał to i chciał jej pragnienie uszanować. Zraniona miłość własna podpowiadała mu, że powinien ją tak zostawić. Nie mógł jednak tego zrobić, podobnie jak nie byłby w stanie zostawić na poboczu rannego psa. Kiedy usłyszała kroki, był blisko. Szybko wstała z ławki, ale nie zdążyła przybrać obojętnej miny. Edward zaś natychmiast zorientował się, że Bella jest zaskoczona i niepewna. W pierwszej chwili bał się, że odwróci się i ucieknie, ale nie zrobiła tego. - Chcę być sama - powiedziała sucho. Wyjął z kieszeni chusteczkę i podał jej bez słowa. W tej chwili był to jedyny gest pocieszenia, na jaki mógł sobie pozwolić. Każdy inny na pewno by odrzuciła. - Przepraszam, że ci przeszkadzam. Uważam, że musimy porozmawiać. - Myślałam, że już to zrobiliśmy. - Usiądziesz? - Nie. - Rozmawiałem dziś rano z ojcem. Wiem, że widziałaś się z Blaquiem. Próbowała go uciszyć, ale dała za wygraną. Rozmowa w ogrodzie była tak samo niebezpieczna jak rozmowa w pałacu. - Nie muszę panu składać meldunków w tej sprawie, Wasza Wysokość - rzuciła ostro. Ogarnęła go złość, więc zmrużył oczy i zacisnął pięści. Kiedy się jednak odezwał, głos miał spokojny. - Nie musisz. Chcę, żebyś wiedziała, że przeczytałem twoja akta. - Doskonale. Znasz już więc odpowiedź na wszystkie pytania. Ciekawość została zaspokojona. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś. - Nie czytałem tego dla zabawy! Do cholery, Bello, przecież mam prawo wiedzieć! - Jeśli o mnie chodzi, nie masz żadnych praw. Nie jestem ani twoją poddaną, ani podwładną. http://www.studium-medyczne.biz.pl Schodząc na dół, Bella pocieszała się w duchu, że jej kanciaste ruchy pasują do osoby, za którą chciała uchodzić. Mało atrakcyjne kobiety zwykle czuły się nieswojo i były bardzo spięte, gdy przyszło im stanąć twarzą w twarz z prawdziwą pięknością. Gdy wreszcie dotarła do połowy schodów, Edward dokonał oficjalnej prezentacji. - Witam i cieszę się, że mogłam panią osobiście poznać - wyrecytowała jednym tchem. Tanya zaś zadała sobie pytanie, dlaczego kobieta o tak ciekawej urodzie i nieskazitelnej cerze stara się wyglądać na dużo brzydszą niż w rzeczywistości. - Lady Isabella przyjechała do nas, by dotrzymać towarzystwa Alice - wyjaśnił tymczasem Edward. - To wspaniale - odparła Tanya. - Życzę pani miłego pobytu. Na pewno się tu pani spodoba. - Dziękuję, już teraz jestem zachwycona. Obserwowałam próbę i podziwiałam pani grę. - Teraz to ja dziękuję, ale muszę powiedzieć, że przed nami jeszcze daleka droga. Tanya nerwowo stukała długimi paznokciami o poręcz schodów. Nie potrafiła zrozumieć, skąd wzięła się nieufność do tej nieznajomej kobiety. Nie mogąc znaleźć żadnego sensownego wytłumaczenia, złożyła wszystko na karb przepracowania. - Muszę uciekać - zwróciła się do Edwarda. - Postaraj się znaleźć dla mnie trochę czasu, kochany. - Oczywiście. Będziesz w sobotę na kolacji razem z resztą zespołu? - Jasne! W takim razie do zobaczenia. Na pożegnanie klepnęła go poufale w policzek, po czym z gracją zeszła na dół, gdzie cierpliwie czekał na nią reżyser. - Co za kobieta - westchnął Edward, odprowadzając ją wzrokiem.

Sam nie rozumiał, czemu próbował ją zatrzymać. Nawet nie przypuszczał, że będzie mu się z nią tak dobrze rozmawiało. W ogóle nie sądził, że kiedykolwiek będzie miał ochotę z nią rozmawiać. - Zwykle kładę się wcześnie. - W takim razie pozwoli pani, że ją odprowadzę. - Proszę nie robić sobie kłopotu, znam drogę. Dobranoc, Wasza Wysokość - powiedziała i zniknęła w mroku alei. Co ona w sobie ma? Na pierwszy rzut oka zdawała się tak bezbarwna, że mogła wtopić się w każde tło. A jednak... Idąc w stronę pałacu, postanowił rozszyfrować, skąd bierze się tajemniczy urok lady Isabell. Bawiąc się w odkrywanie prawdy ukrytej pod maską dobrego wychowania, mógł choćby na chwilę zapomnieć o Blaque. Sprawdź takiego nie znalazł. – Nasz klubowy Casanova chyba ma cię na oku – parsknął, pokazując na kogoś dłonią, w której trzymał kufel piwa. Krystian mimowolnie powiódł spojrzeniem za ręką, natrafiając na wysokiego, BARDZO przystojnego mężczyznę opartego o ścianę. I ten BARDZO przystojny mężczyzna patrzył wprost na niego! Na Krystiana. Serduszko chłopaka zabiło szybciej, a on bardziej przyjrzał się mężczyźnie. Brązowe włosy utrzymane w całkowitym nieładzie, ale to tylko dodawało mu drapieżności. Następnie idealnie prosty nos i równie idealne usta, które otaczała lekka, schludna bródka. Otrząsnął się, powracając spojrzeniem do chłopaka, który go zaczepił. Książę był tylko jeden! I był nim Adam! - Myślisz, że jest mną zainteresowany? – zapytał cicho, popijając piwa. To tak dla dodania sobie odwagi.