niego nie wyszedł. A ze mnie wyjdzie. Proszę, to mój Tulon. – Lentoczkin wskazał cudowną kulę. – Ja z tego punktu oparcia tę drugą kulę, o wiele większą, zdołam poruszyć. Ech, że też ci wtedy mocniej szczudłem nie przyłożyłem! Raptem sześć nocy spędziłem przy kuli. A teraz przyjdzie wziąć nogi za pas. Ale nic, tego, co już mam, dla mojej idei też wystarczy. Przystanął przy czarnej gardzieli galerii i poklepał się po piersi. Podniósł rękę do ust, polizał dłoń – cała ociekała krwią z popękanych odcisków. Ale uwagę pani Lisicynej zwróciły nie bąble, tylko coś dziwnego i długiego, co błysnęło w palcach Aleksego Stiepanowicza. – Co pan tam ma? – To? – pokazał wąski klinek, cały usypany jaskrawo lśniącymi kropkami. – Pilnik z diamentową końcówką. Niczym innym stopu platyny z irydem się nie ruszy. Od przepoczciwego Lampego pożyczyłem. On jest oczywiście kompletny bałwan, ale za ideę jądrowego dzielnika i analizę materii meteorytowej należy mu się podziękowanie. Polina Andriejewna nie zrozumiała, ani o jaką ideę chodzi, ani co to jest „materia meteorytowa”, ale już nie pytała – dopiero teraz zobaczyła, że Lentoczkin, niby to przypadkowo wędrując po pieczarze, odciął jej jedyną drogę ucieczki. – Mnie też pan zabije? – spytała, patrząc jak urzeczona na błyszczący pilnik. – Jak Lagrange’a, jak Teognosta, jak Hilariusza? Alosza przycisnął rękę do piersi, jakby się usprawiedliwiał: – Ja bez potrzeby nikogo nie zabijam, tylko z konieczności. Lagrange sam sobie winien, że miał taką twardą czaszkę i ogłuszyć go się nie udało, trzeba było przystrzelić. Teognost http://www.szkolang.pl – Tak. Lubię trzymać w ręku butelkę i wiedzieć, że w każdej chwili mogę ją odstawić. To chyba kwestia poczucia własnej siły. A poza tym – mrugnęła do niego – butelka piwa ma cholernie przyjemny falliczny kształt. Śmiech Quincy’ego sprawił Rainie dziwną satysfakcję. Mogła się założyć, że agent specjalny nie śmiał się często. A szkoda, bo było mu z tym do twarzy. Odstawiła butelkę. – Powiedz mi prawdę, agespie, co sprowadza cię do Bakersville? – Praca, oczywiście. Jak zwykle. – Dużo podróżujesz? – Do trzech, czterech miast tygodniowo. Czasem już nie wiem, czy jestem agentem federalnym, czy gwiazdą rocka. – I jak tu się z kimś związać na dłużej? – rzuciła niby od niechcenia. Quincy uniósł kącik ust. Przejrzał ją.
a raczej Francuzami, którzy przyszli, pobarłożyli, a teraz zostawiali nagą, bezbronną Polonię Moskalowi na pohańbienie? – Bzdury – warczy na samego siebie. I w ten sposób komisarz, przykładny mąż i ojciec dwóch dorodnych, wręcz potężnych Sprawdź nieraz słyszałem i zdarzało mi się czytać, że najbardziej przykładny, najlepszy ojciec rodziny może ulec czemuś w rodzaju zaćmienia. Przecież każdy człowiek, najsolidniejszych nawet zasad, w głębi duszy oczekuje cudu i bardzo często takim cudem wydaje mu się jakaś niezwykła kobieta. Tak bywa także z żonami, ale szczególnie często z mężami, po prostu dlatego, że mężczyźni są bardziej skłonni do przygód. To, co pan mi opowiedział, to są głupstwa. To znaczy... nie głupstwa, oczywiście, o głupstwach palnąłem, żeby pana pocieszyć, ale przecież nic się nie stało. Pan jest zupełnie czysty wobec swojej małżonki... – Ach, nieczysty, nieczysty! – przerwał poczciwcowi Matwiej Bencjonowicz. – O wiele bardziej nieczysty, niż gdybym po pijanemu poszedł do swawolnego domku. To byłoby po prostu świństwo, cielesny brud, a ja dopuściłem się zdrady, najprawdziwszej zdrady! I jak szybko, jak lekko, w minutę! Lew Nikołajewicz uważnie popatrzył na rozmówcę i powiedział z zadumą: – Nie, to jeszcze nie jest prawdziwa zdrada, nie najwyższego stopnia.