Mężczyzna otworzył oczy i przyłapał ją na tych oględzi¬nach. Zakłopotana, szybko spuściła oczy, jednak niefortunny jeździec, w przeciwieństwie do niej, bynajmniej nie miał takich skrupułów i otwarcie taksował ją wzrokiem. Clemency czuła, jak błądzi spojrzeniem po jej twarzy, wzdłuż szyi, aż zawisł oczami na piersiach. Policzki dziewczyny spłonęły ogniem.

jej twarz i rozczesała posklejane włosy. Cały czas wpatrywała się wielkimi, nieszczęśliwymi oczyma w nianię. Willow czuła się okropnie. - Poszłaś mnie szukać - wymamrotała. - I nie mogłaś znaleźć? - Zeszłam na dół i zajrzałam do bawialni, ale tańczyłaś z panem Brennenem i tak dobrze się bawiłaś. Nie chciałam przeszkadzać... R S - Och, Lizzie, kochanie!-Willow przytuliła dziewczynkę. - Pan Brennen i tańce nic mnie nie obchodzą! Zależy mi na tobie! Obchodzi mnie, co dzieje się z tobą i z twoim rodzeństwem. Jestem tu, by się wami opiekować. Na tym przecież polega moja praca, ale nie tylko. Uwielbiam to robić! Kocham was wszystkich bardzo! Lizzie wtuliła się w nią. Małe rączki owinęły się wokół zielonego materiału sukienki. Willow zaczęła nucić, a potem cicho śpiewać kołysankę, która zawsze uspokajała Jamiego. - Tę piosenkę śpiewała mi mamusia! - Bardzo ją kochałaś, prawda, skarbie? I na pewno wciąż http://www.tani-architekt.net.pl Przez chwilę Santos milczał, po czym spojrzał przyjacielowi prosto w oczy. - A jeżeli się nie uda? Nie chodzi o to, że mogą mnie zamknąć, ale stracę blachę, Jackson. Jestem gliną, tylko to umiem robić... Jackson ścisnął przyjaciela za ramię. - Wiem. Wydostaniemy cię. Dowiemy się, kto to zrobił i przysmażymy im tyłki. Weź się w garść, stary. ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY Santos nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie. Nie chciał dopuścić do tego, żeby Śnieżynka wymknął mu się z rąk, ani by ktoś ratował jego własny tyłek. Zamierzał dopaść Robichaux i wycisnąć z niego prawdę. Po namyśle doszedł jednak do wniosku, że obicie Chopa nie poprawi jego sytuacji. Powinien zająć się Tiną. Może rzeczywiście morderca krąży wokół niej. Facet mógł wiedzieć, że go widziała. Może będzie próbował zatrzeć ślady, zanim zwieje z miasta. Tina była ostatnią, która widziała Billie przy życiu, widziała jej klienta. Wniosek stąd, że i on mógł się jej przyjrzeć. Jeżeli zaś klientem był Śnieżynka, zapewne zechce się pozbyć dziewczyny. Odczekał, aż zapadnie zmrok i wyprawił się do Dzielnicy. Przemierzał ulice, zaglądał do barów, sprawdzał wszystkie miejsca, gdzie najczęściej kręciły się prostytutki. Ani śladu Tiny. Po kilku godzinach zaczął zastanawiać się, czy ze strachu nie wyjechała z miasta, albo może zaszyła się na jakiś czas w jakiejś kryjówce. Ostatnią możliwość odrzucił. Żeby zarobić, dziewczyny musiały pracować bez przerwy. Pracowały, nawet gdy były chore albo kiedy chorowały ich dzieci. Pracowały, gdy z nieba lał się żar i gdy ziąb wyganiał ludzi z ulic. Jeżeli Tina jest w mieście, na pewno stoi na ulicy. Musi szukać dalej. W końcu jego upór przyniósł rezultaty. Dostrzegł ją, jak wychodziła - jak na ironię - z Klubu 69. Podjechał do krawężnika i opuścił szybę. - Tina? Odwróciła się, lecz na jego widok zachęcający uśmiech znikł z jej twarzy. - Spadaj.

R S - Z największą przyjemnością - zgodziła się. - O ile doktor Galbraith nie ma nic przeciwko temu. Scott chrząknął głośno. - Ależ oczywiście, panno Tyler, że nie mam nic przeciwko temu. Sprawdź Alli rozejrzała się dokoła. Napotkała jego spojrzenie i zdziwiła się, Ŝe ma o to do niej Ŝal. - Nie, nie mogłam cię o to poprosić. Mark spojrzał na nią pytająco. - Dlaczego? - Nie byłoby to etyczne. Jake jest moim przyjacielem, ty- szefem. Dobranoc. Pochyliła się, pocałowała Erikę w policzek i wyszła z pokoju. Poruszony do głębi usiadł przed telewizorem, pobuszował po kanałach i zaklął soczyście. Zaczął przemierzać pokój w tę i z powrotem. Był to jeden z tych rzadkich wieczorów, kiedy Erika wcześnie zasypiała, i choć tyle rzeczy powinien był zrobić, nie mógł się skoncentrować i poszedł spać. Alli najwyraźniej nie zaleŜało na nim ani trochę. Zdziwiło go to, Ŝe poprosiła Jake’a, by towarzyszył jej przy zakupie wozu.