farbowane. Jedno Shelby wiedziała na pewno: że jej nie ufa. Ani trochę.

skomplikowała. - Ujał ja za reke, ¿eby pomóc jej obejsc me¿czyzne na wózku inwalidzkim. Zaraz potem ja puscił. - Byłes tak samo ciekaw, jak ja - upierała sie Marla. - Ty te¿ chciałes sie przekonac, czy znowu miedzy nami zaiskrzy. Przyznaj sie. - Nie. Ja ju¿ wiedziałem. Przekonałem sie ubiegłej nocy. Marla nie uwierzyła mu i ju¿ miała cos powiedziec, kiedy Nick nagle obejrzał sie przez ramie i stanał w miejscu. - Do diabła! Marla omal na niego nie wpadła. - O co chodzi? - Odwróciła sie i rozejrzała, szukajac we mgle tego, co zwróciło jego uwage. Ale zobaczyła tylko słup ulicznej lampy i tłum pieszych na chodniku. 355 - Chodz. - Nick chwycił ja za nadgarstek, tym razem jednak w jego dotyku nie było nic intymnego. Ruszył przed siebie biegiem, ciagnac ja za soba. Z trudem torowali sobie droge w tłumie pieszych i rowerzystów; raz omal nie wpadli na młoda matke z wózkiem, idaca w przeciwnym kierunku. - O co chodzi?! - krzykneła Marla, dyszac cie¿ko. http://www.tanie-fordy.com.pl/media/ czerwone wargi w dzióbek, usiłujac przybrac wyraz osoby głeboko zranionej. - Oczywiscie, ¿e stanowilismy dru¿yne. W dziecinstwie... - To było dawno temu - burkneła Eugenia pod nosem. - Wiem, ale jestem idealistka i wierze, ¿e znowu mo¿e tak byc -powiedziała Cherise i wstała za przykładem me¿a. - 302 Przecie¿, niezale¿nie od tego, co sie wydarzyło, nadal jestesmy rodzina. - Chcielibysmy zaprosic was do koscioła na msze, w niedziele. A pózniej byłoby nam bardzo miło, gdybyscie zjedli z nami obiad u nas w domu. - Przyjdzcie, prosze - dodała Cherise i uscisneła najpierw

przyczyn Marla nie rozumiała. Ale nie rozumiała tylu spraw, nie pamietała tylu rzeczy... Spróbowała sie poruszyc, pokazac im, ¿e słyszy, ale znowu ogarneła ja sennosc. - No dobrze, wiec co z Nickiem? A wiec rozmawiali o Nicku... o bracie Aleksa, który nie Sprawdź - No dobrze, panienko. - Katrina. Albo pani Nedelesky. Pan wybiera. - Niech będzie Katrina. Może postawisz mi drinka? - Skinął głową w stronę prawie pełnej butelki. - Czemu nie. - Wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi na klucz. - Chodźmy do White Horse. - Chociaż bardzo chciała usłyszeć jego historię, nie zamierzała być z nim sam na sam w motelowym pokoju. Pub był naprzeciwko i gdyby McCallum zaczął jej grozić albo zachowywać się brutalnie, miałaby dużo świadków. - Ktoś może nas usłyszeć. - Jestem gotowa podjąć ryzyko. - Zarzuciła pasek torebki na ramię. Samą torebkę trzymała mocno w prawej ręce. Przeszli przez parking, a potem na drugą stronę ulicy, klucząc między rozpędzonymi samochodami. W White Horse Ross McCallum otworzył jej drzwi. Owionął ją papierosowy dym. Z pubu dobiegały dźwięki muzyki country i rozmowy klientów. Bardzo zdenerwowana, świadoma, że za chwilę być może przeprowadzi wywiad swojego życia, Katrina weszła do lokalu, zastanawiając się, czy czeka ją drink z mordercą.