W tym momencie dobiegł ich krzyk od strony przedsionka.

Nagle Bryan gwałtownie poruszył głową, jakby nasłuchując. Zesztywniał. - Cholera jasna! - Zdumiewające, prawda? - zgodził się Sean. - Tak, ale akurat nie o to mi chodziło. Musimy natychmiast wracać do Rezydencji Montresse. Jessica zerwała się na równe nogi. - Co się dzieje? - On gdzieś zaatakował - rzekł Lucien. - Też to wyczułem. Ja i Ragnor idziemy z wami. Brent, ty i dziewczyny pilnujecie domu. Wypadli na werandę, Jessica zawahała się, niepewnie zerknęła na Bryana, a on od razu zrozumiał. - Ty na swój sposób, ja na swój. Spotkamy się na miejscu. Uważaj na siebie. Zmieniła się w mgłę i niczym cień pomknęła ponad miastem, wiedząc, że Lucien i Ragnor podążają w ślad za nią. Ujrzała rozbite drzwi balkonowe, wpadła do pokoju, przyjęła własną postać i zobaczyła kompletny chaos, piekło. Władca wtargnął do jej domu, w dodatku nie sam, do pomocy wziął dwa wampiry, które Jessica pamiętała z balu w Transylwanii. Jednym była http://www.tarczeprostokatne.com.pl mogła mieć najwyżej dwadzieścia dwa lata, a wydawało się jej chyba, że zjadła wszystkie rozumy. Dziecko we mgle... Rozejrzała się uważnie. Wreszcie dostrzegła Dane'a. Siedział w pierwszym rzędzie. Miał przed sobą szklankę, coś z cytryną. Wyglądała tak samo jak jej. 201 Dane pił wodę sodową. Patrzył na kowbojkę, która zrzuciła już kamizelkę z frędzlami. Była piękna. Doskonale zbudowana. Kelsey myślała zawsze, że tylko ktoś bez żadnych perspektyw godzi się na zarabianie takim tańcem. Ta kobieta mogła mieć, co chciała, to było oczywiste, a jednak

Twarz w oknie. Czy na pewno ją widziała? Teraz po szybie łaziła jaszczurka. W miejscu, w którym widziała twarz albo przynajmniej cień głowy. Bardzo duża jaszczurka. - Jaszczurka - powiedziała Kelsey. - Co? Sprawdź wielki rycerz przybiegniesz jej na ratunek. Patrz więc teraz, bo ona już jest moja. Patrz... jeśli zdołasz. Oczywiście te słowa miały rozwścieczyć Bryana do białości, a przez to stępić jego czujność. I owszem, rozwścieczyły go, ale nie spowodowały, że stał się głuchy i nie słyszał, co dzieje się za jego plecami. Odwrócił się, w mgnieniu oka wyciągając dwa krótkie obosieczne miecze, idealnie naostrzone. Pierwsze dwa wampiry, które pojawiły się za nim, zostały rozcięte na pół. Przybywały jednak następne, wyskakując z trumien, w których się ukryły, rozdzierając całuny, otrząsając się z prochu. Z ich gardeł wyrywał się bitewny okrzyk. Bryan nawet nie próbował ich liczyć, chociaż widział, że dwa atakują go z lewej, jeden z prawej, a jeden skrada się po suficie, sunąc niczym ogromny pająk. Uskoczył przed ostrzem jakiegoś szlachcica z czasów Karola I,