sama tajemnicza osoba zamordowała jego byłą żonę i porwała jego ojca staruszka.

niż są w rzeczywistości. Inny przestępca, Jim Beckett, polował na swoje ofiary i zwodził policję przez ponad rok właśnie dzięki umiejętnej zmianie wyglądu. W tym celu na przykład wypychał sobie ubrania i policzki, zmieniał ogólny kształt ciała... - Możemy więc wnioskować, że ten człowiek jest mistrzem kamuflażu - powiedziała Rainie. - Poza tym jest cierpliwy. Dwadzieścia miesięcy przerwy... To nie jest ktoś, kto dokonuje nagłego i przypadkowego aktu. - Planował to od dłuższego czasu - zgodził się Quincy. - W Portland zamieszkacie w hotelu pod zmienionymi nazwiskami. Potem przejdziemy do ofensywy. Szeryf Amity wznowi dochodzenie w sprawie wypadku Amandy. Detektyw Phil de Beers śledzi Mary Olsen i wkrótce powinien się odezwać. Nawet jeśli nie ufamy Montgomery'emu, Everett jest po twojej stronie, Quincy, a agentka specjalna Glenda Rodman najwyraźniej wie, co robi. Możliwe, że pomoże nam w zrozumieniu pewnych szczegółów. - Będziemy siedzieć i czekać - mruknęła Kimberly. - Będziemy się zastanawiać nad tym, gdzie uderzy. - Mamy pewne wyprzedzenie - odparła Rainie. - W przypadku Man¬ dy to on miał przewagę, ponieważ była jego pierwszą ofiarą. W przypadku Bethie też miał przewagę, bo wtedy też nic nie wiedzieliśmy. Teraz wiemy już całkiem dużo. I dokładnie - zerknęła na zegarek - za trzy godziny znajdziemy http://www.tcoshop.pl/media/ Powinna tulić go tak delikatnie, jak kiedyś on tulił ją. - Arlington - powiedział zdecydowanie. - Ten człowiek nie tylko podał mój numer. Przynajmniej jednemu więźniowi powiedział, gdzie jest grób mojej córki. Sukinsyn. - Głos mu się załamał. - On wydał Mandy. Rainie czekała. Głos Quincy'ego brzmiał już trochę lepiej. Czuła, jak bierze się w garść, jak wraca jego opanowanie i pewność agenta federalnego. Cóż, potrzebował masek, tak samo jak ona. Zdziwiła się, jak bardzo zabolało ją zrozumienie tego faktu. 62 A Zupełnie bez powodu znów pomyślała o małym słoniu biegnącym przez pustynię. Inne słonie kopnięciami powalały go na ziemię, ale on wstawał. Ostatecznie jednak szakale i tak go rozszarpały.

komórkę... Myliłem się. Przestępca jest tutaj! O Boże! On ma nóż! Usłyszała krzyk, ale zignorowała go. Rzuciła swój telefon na marmurowy blat. Wyciągnęła prawą rękę i chwyciła białą słuchawkę bezprzewodowego telefonu Quincy'ego. Natychmiast odczuła potworny ból. Głęboki, przejmujący żar, jakby ktoś przyłożył do jej dłoni rozgrzany do czerwoności pręt. Krzyknęła. Upuściła Sprawdź mając dostępu do konta tej drugiej osoby. - Inteligentny, ale leniwy. Biedny, ale być może finansowany przez jednego z tak zwanych skrzywdzonych dewiantów. Cudownie! - Przynajmniej - powiedziała Glenda - wiemy, że Albert miał swój udział w namierzeniu ciebie jako podejrzanego. We wtorek wieczorem zadzwonił do Everetta i przekonał go, że to ty zabiłeś swoją byłą żonę. Potem w niedzielny poranek odwiedził mnie, żeby wyrazić swoje wątpliwości co do miejsca przestępstwa w Filadelfii. - Zatrucie studni. - Był bardzo przekonujący - powiedziała cicho Glenda. - Everett poważnie zastanawiał się nad tym, czy cię nie wezwać. Nie zrobił tego tylko dlatego, że wiarygodność Alberta pozostawia wiele do życzenia. A ja... W twoim biurku znalazłam papier listowy i jeden arkusz wysłałam do laboratorium.