domku w Mendicino i całowała go ze smiechem w czubek

zaledwie kilka stopni powy¿ej zera. Naciagnał narciarke na pomalowana na czarno twarz i ruszył truchtem po miekkim dywanie mokrych lisci. Stare wojskowe buty trzymały sie mocno podło¿a, a maskujacy uniform wtapiał sie w mrok nocy. Gałezie biły go po twarzy. Powietrze było wilgotne i geste, czuł zapach mokrej ziemi i czegos jeszcze: własnego strachu. Strachu, ¿e jednak mu sie nie uda. ¯e ona prze¿yje. ¯e w koncu to ona bedzie sie z niego smiała. Nie, nigdy. Nigdy, do cholery. Gdzies w pobli¿u rozległo sie pohukiwanie sowy. Na moment zagłuszyło bicie jego serca. Po chwili usłyszał samochód jadacy na niskim biegu i szum wielkiego silnika... na pewno nie mercedesa. Samochód zbli¿ał sie z drugiej strony. Zaschło mu w gardle. Spokojnie, pomyslał, wybiegajac z lasu na wyznaczony zakret na drodze. Miał nadzieje, ¿e cie¿arówka jest jeszcze daleko. Przeciał mokra jezdnie cicho i szybko jak komandos. Spojrzał na zegarek. Trzydziesci sekund. Cholerny samochód był coraz bli¿ej. Zacisnał zeby. We mgle miedzy drzewami dostrzegł migajace swiatła reflektorów. http://www.tenfizjoterapeuta.com.pl/media/ szeroko, ¿e gruba warstwa makija¿u na jej twarzy omal nie popekała. - My, to znaczy Donald i ja, tak bardzo sie o ciebie martwilismy. - Spojrzała przez ramie. - Donald zaraz tu bedzie - dodała troche nerwowo. - Kiedy najechalismy, ktos zadzwonił do niego na komórke. Cos pilnego. W tej chwili w drzwiach stanał wysoki, mocno zbudowany me¿czyzna. W gestych, ciemnych włosach widniało kilka srebrnych nitek. Szerokie bary rozpierały czarna skórzana kurtke, narzucona na czarna koszule z koloratka pod szyja. - Donald, pamietasz Marle - powiedziała Cherise. - Ale¿ oczywiscie. - Donald błysnał w usmiechu białymi zebami z kilkoma złotymi koronkami. Miał mocno opalona twarz. Na nosie, zapewne kilkakrotnie złamanym, nosił okulary

udowadnia, że jest niewinny, a nie na odwrót. W każdym razie taka procedura wydawała się Shepowi o wiele prostsza. Znalazł puszkę z piwem Copenhagen, wziął łyczek na dziąsło i ruszył z krawężnika. Po raz ostatni spojrzał na dom Estevanów i się uśmiechnął. Vianca stała w oknie i patrzyła na niego tak, jakby nie mogła się już doczekać następnego spotkania. Przez chwilę czuł dumę i nie pamiętał o winie względem Peggy Sue i dzieciaków. Ujeżdżał Viancę jak ogier. Nic dziwnego, że chciała jeszcze. Sprawdź Ból w szczece przypomniał jej, ¿e jeszcze nie jest całkiem zdrowa. Połkneła dwie aspiryny, popijajac woda z silnym postanowieniem, ¿e ból jej nie powstrzyma. Poszła do kuchni i zda¿yła jeszcze po¿egnac sie z Cissy, która ze spakowanym plecaczkiem własnie wychodziła do szkoły. Alex, jak poinformowała ja Carmen, wyszedł ju¿ do biura. Marla zastanawiała sie, czy w ogóle raczył wrócic na noc. Gdzie był? Z kim sie spotkał? Dlaczego, na Boga, wymykał sie ukradkiem z domu w srodku nocy? Postanowiła, ¿e dowie sie tego. Musi tylko zdecydowac, czy zapyta go o to wprost, czy najpierw sama troche poweszy. Cos jej mówiło, ¿e jest w tym niezła, choc za nic nie mogła sobie przypomniec dlaczego. Ale to nie miało znaczenia. Miała ju¿ serdecznie dosc bycia ofiara i