- A cóż to takiego?! - wykrzyknęła Parthenia, przerywając wycieranie uszu

Mężczyzna, który stanął za nią, mówił po francusku z lekkim akcentem. Kontakt został nawiązany. - Tak. Malarka pokazała wielki talent. Mówiąc to, Bella upuściła muzealną broszurę. Gdy się po nią schylała, uważnie rozejrzała się wokół. Obok nich nie było nikogo, mogła więc mówić swobodnie. - Mam informacje. - Proszę mi je przekazać. Odwróciła się do niego z takim uśmiechem, jakby rozmawiali na temat obrazu. Mężczyzna był śniady, niezbyt wysoki, nie miał żadnych blizn. Wyglądał na pięćdziesiąt lat, ale Bella wiedziała, że mógł być dużo młodszy. W tym fachu ludzie starzeją się wyjątkowo szybko. - Charakter moich informacji wymaga, żebym przekazała je bezpośrednio człowiekowi, który mi płaci. - To wbrew zasadom organizacji. - Wiem. Przypominam jednak o tym, co mogło się stać pół roku temu. Wtedy wszyscy działali zgodnie z regułami. Ja je złamałam i dzięki temu zaoszczędziłam organizacji, nazwijmy to, wstydu. Nie przypominam sobie, żeby ktoś miał potem do mnie pretensje. - Mademoiselle, ja tylko przekazuję wiadomości. - Wobec tego proszę słuchać. - Zrobiła pauzę i przeszła do kolejnego obrazu. Przez chwilę oglądała go w milczeniu, po czym podniosła rękę, jakby chciała pokazać swemu rozmówcy interesujące połączenie barw. - Mogę swobodnie poruszać się po całym pałacu. Nie przeszukiwano ani mnie, ani moich rzeczy. Dysponuję schematem systemu bezpieczeństwa i planem posterunków pałacowej straży. To samo odnosi się do Centrum Sztuki. - Doskonale. To się na pewno przyda. - Dlatego przekażę je osobiście człowiekowi, który mi płaci. – Jest pani opłacana przez organizację. - Na której czele stoi ten człowiek. Takie są moje zasady, monsieur. - Twarde spojrzenie, które mu posłała, szło w parze z chłodnym uśmiechem. - Nie jestem głupia. Doskonale rozumiem, że organizacja ma swoje cele, podobnie jak ja mam swoje. Byłoby mi niezmiernie miło, gdyby udało się nam je połączyć. Ku obopólnej satysfakcji. Spotkam się tylko i wyłącznie z osobą, która stoi na samym szczycie. Proszę dopilnować, żebym nie musiała zbyt długo czekać. - Ci, którzy pną się na szczyt, mogą łatwo spaść w przepaść. Wystarczy jeden fałszywy krok, i... - Ja nie robię fałszywych kroków. Proszę przekazać moją... prośbę. Moja obecna wiedza jest wiele warta. To, czego dowiem się niebawem, będzie bezcenne. Oto próbka moich możliwości... - Dyskretnie upuściła broszurę, lecz tym razem jej nie podniosła. - Bonjour, monsieur. Skinęła lekko głową i ruszyła w stronę wyjścia. Była w pełni świadoma, że jeśli jej żądanie zostanie spełnione, osiągnie wreszcie cel. Jeśli zaś nie, najprawdopodobniej zostanie zabita. Wzięła kilka głębokich, spokojnych oddechów. Kiedy już odzyskiwała panowanie nad sobą, naprzeciw niej jak spod ziemi wyrósł Edward. Na moment jej serce przestało bić. Za to mózg pracował na zdwojonych obrotach, podsuwając mnóstwo dramatycznych pytań. Wrobili ją? Posłużyli się nią, żeby wywabić Edwarda? A może Blaque uderzył gdzie indziej, a on przyszedł, żeby jej o tym powiedzieć? W ułamku sekundy oddaliła te domysły, uznając je za niedorzeczne. To, że spotkali się w muzeum, jest czystym zbiegiem okoliczności. I tak ma szczęście, że Edward zjawił się w chwili, gdy najważniejsza sprawa została załatwiona. - Mam nadzieję, nie masz nic przeciwko towarzystwu? - odezwał się pierwszy. http://www.terapia-cranio-sacralna.info.pl - Zaufaj mi, moja droga. Ja w tych sprawach rzadko się mylę. Nie zapominaj, że pół życia spędziłam w teatrze, więc wiem, kto się do czego nadaje. Jeśli naprawdę jesteś moją przyjaciółką, nie odmawiaj mi tej przyjemności. Bella chciała być przyjaciółką Alice. Choć było to wbrew regułom gry, bardzo się z nią zżyła i traktowała ją jak kogoś bliskiego. Po chwili wahania uznała, że nic się nie stanie, jeśli przyjmie luksusowy podarunek. Jest przecież wielce prawdopodobne, że w czasie balu nie będzie jej już w Cordinie. - Czuję się jak Kopciuszek - westchnęła, gładząc miękki materiał. - I bardzo dobrze. Pamiętaj, że czar nie musi prysnąć. Czasami zegar zapomina wybić północ. Tym razem jednak nie zapomniał. Bella wspominała słowa Alice, idąc za Emmettem przez uśpiony pałac. Gra dobiegała końca, podobnie jak jej czas. W przesyłce prócz materiałów wybuchowych znalazła wiadomość. Blaque nakazywał, by uderzyła tej nocy. Potem miała się spotkać z jego człowiekiem. O pierwszej, w pustym doku. Tam miała otrzymać zapłatę. - To się musi udać - mruczała Bella pod nosem, gdy razem z Emmettem instalowali materiały wybuchowe. - Z zewnątrz będzie wyglądało tak, jakby w pałacu szalał pożar - wyjaśniał Emmett. - Eksplozja narobi huku, ale nie wyrządzi większych szkód. Co najwyżej wyleci parę szyb. A jak to nie wystarczy, Malori postara się o efekty specjalne. - Jest teraz z księciem? - Tak. Carlise wtajemnicza we wszystko resztę rodziny. Malori był temu przeciwny, ale udało mi się go przekonać, że tak będzie lepiej. Miałaś rację, trzeba ich uprzedzić. - A wyobrażasz sobie, żeby nie? Pomyśl, co mogłoby się stać z Alice. A Edward? Jest bezpieczny? - Tak. - Emmett wolał nie wchodzić w szczegóły. - Dobrze, masz dziesięć minut na opuszczenie pałacu. Rozmieściłem ludzi w doku, więc w razie czego będziesz miała natychmiastowe wsparcie. Ja będę na łodzi, z której obserwujemy jacht Blaque'a. Uderzymy, kiedy tylko dasz nam sygnał. Bello, wiesz, że ryzykujesz, zakładając podsłuch. Jeśli cię przeszukają... - Poradzę sobie. - Machinalnie dotknęła medalionu, w którym ukryto maleńki mikrofon.

spoglądając na Adama z jakimś dziwnym błyskiem w oku. – Weźmiesz mnie do siebie, co? – poprosił, czując, że mógłby jakoś wykorzystać tę sytuację. Brunet się skrzywił, wstając z kucek i szybko kręcąc głową. - Nie ma mowy – odmówił. - No przecież mnie tak nie zostawisz? – zaskomlał Krystian, wbijając w mężczyznę proszące, załzawione i poobijane ślepka. Sprawdź - Owszem, ale możemy tam przecież pójść. Jeśli zastaniemy na pagórku jakiegoś podejrzanego typa z lunetą, pokażemy mu, gdzie raki zimują - zasugerował Drax. - Albo zrzucimy go z urwiska - dodał Rush. - Widzę, do czego zmierzacie, i wszystko to wydaje się całkiem proste - przyznał Alec. - Ale jeśli powiemy Parthenii, kim w rzeczywistości jest Kurkow, może się przed nim zdradzić. A wtedy znalazłaby się w prawdziwym niebezpieczeństwie. Becky zresztą też. - Nie muszę mówić jej wszystkiego - stwierdziła rzeczowo Becky. - Wystarczy, że ją ostrzegę. - Czy cię nie rozpozna? - Wątpię. W Buckley on the Heath może by mnie sobie przypomniała, ale tutaj, w innym otoczeniu, nie zorientuje się, kim jestem. - Czy możemy zaufać Parthenii, Drax? - spytał Alec. - Czy zdoła dochować sekretu, jeśli ją uprzedzimy, że powinna się trzymać z daleka od Kurkowa?